.

.

niedziela, 29 lipca 2012

Wielka przygoda królika

Dla Ziomka jedną z najstraszniejszych rzeczy na świecie są psy. Jeśli pogłaszczę spotkanego na klatce psa, to po wejściu do mieszkania królik tylko niuchnie i ucieka ode mnie póki nie umyję rąk.
Dawno, dawno temu, jeszcze na starym mieszkaniu odwiedziła nas Figa, genialny, czekoladowy labrador. Ziomek Figi tak naprawdę nie zobaczył, czuł ją tylko zza zamkniętych drzwi, to jednak wystarczyło, żeby przerażony królik całą wizytę psa przesiedział skulony pod regałem. Potem przez następne dwa dni niepewnie wychodził z pokoju, a miejsce na dywanie pod stołem, gdzie Figa leżała dłużej jeszcze długo omijał szerokim łukiem.


Tak, dobrze zgadliście, że wielka przygoda królika jest związana z psem.
Pan i pani Ziomka w zeszłą sobotę byli na fajnym bardzo koncercie. Na koncercie tym spotkali znajomych, z którymi potem szwendali się po mieście i żłopali browary aż do świtu, po czym pierwszym dziennym autobusem całe towarzystwo przybyło na Targówek do mieszkania królika. Do znajomych cały czas dołączony był kremowy, nie za duży, z wyglądu jakby troszkę terierowaty kundelek, Tofik. Znajomi i psiak zostali na całą niedzielę i pół poniedziałku.
Pan i pani Ziomka przekonani byli, że królik całą tą wizytę przesiedzi skulony za łóżkiem w swoim pokoju. Na początku rzeczywiście tak było, tym bardziej, że na start królik został schwytany na rączki i podetknięty psu pod nos, żeby się Tofik zapoznał, że takie zwierze tu mieszka i nie jest do jedzenia. Psiak na szczęście od razu skumał, że królika zjeść nie wolno i przez całą wizytę nie wykazywał żadnych zapędów łowieckich. Z Ukochanym typowaliśmy, że w najlepszym przypadku, to z miesiąca by trzeba było, aby się zwierz do obecności psa w domu przyzwyczaił.
Tymczasem już wieczorem zwierz sam, z własnej nieprzymuszonej woli zajrzał do dużego pokoju. Tofik spał pod łóżkiem (zresztą dokładnie na ulubionym miejscu królika, patrz fot. poniżej).


Pan Tofika siedział na dywanie koło psa, a Ziomek zakradł się do pokoju wzdłuż ściany, mając człowieka między sobą a psem. Poniuchał, posłuchał, oparł się łapkami o nogi człowieka i znad nich obserwował Tofika. Uciekł kiedy pies poruszył łapami przez sen. Potem od czasu do czasu zbierał się na odwagę i siadał na dywaniku w przedpokoju, zaglądał do dużego pokoju, ale bał się wejść, mimo że psiak był tak zmęczony życiem, że nie chciało mu się wstać i zastanawiać się co to jest to białe i puchate.
Na noc drzwi pokoju Ziomka zostały zamknięte, a rano królik znudzony całonocnym zamknięciem od razu wybiegł na przedpokój. Usiadł na dywaniku mierząc wzrokiem stojącego w drzwiach do dużego pokoju psa. Zwierzaki chwilę gapiły się na siebie, po czym pies postanowił podejść do królika, który wycofał się do zagrody. Na wszelki wypadek zamknęłam drzwiczki do króliczej zagrody. Tofik stał pod nimi i machając ogonem bardzo chciał Ziomka obwąchać. Królik zamiast natychmiast schować się za łóżko siedział i gapił się na psa, który był o metr od niego (zagroda nie jest przytknięta do ściany, jest 10 cm przerwy, żeby uszaty mógł schować się za łóżko w razie zdarzenia się czegoś niebywale strasznego).
Niestety nikt nie miał czasu, żeby nadzorować spotkanie i zobaczyć co tego wyniknie, bo trzeba było się zebrać do pracy, Tofik został wyciągnięty z pokoju, a drzwi zamknięte.
Po wyjściu psa Ziomek od razu wybiegł na mieszkanie i wszystko energicznie, i dokładnie obródkował, i obwąchał.


Bardzo ciekawie było obserwować zwierzaczka, jak przez króciutkie półtora dnia pies z roli czegoś najbardziej przerażającego na świecie został zdegradowany do poziomu straszonści odkurzacza (a odkurzacz to takie coś, co jest bardzo podejrzane, ale uciekać należy dopiero jak włączony sprzęt zbliży się do królika bezpośrednio. I nie jest to paniczna ucieczka, raczej taka na wszelki wypadek. Odkurzacz wyłączony w ogóle nie jest straszny i można go spokojnie ugryźć w rurę).
Pan i pani Ziomka przekonali się więc, że nie można lekceważyć wielkiej ciekawości zwierza, która bywa silniejsza od wrodzonej, króliczej tchórzliwości.
A czemu dawno temu zwierzaczek aż tak strasznie, na trzy dni przeraził się Figi? Może dlatego, że Figa jest od Tofika sporo większa i ma trochę problemy skórne przez co mocno śmierdzi psem. A może dlatego, że królik był wtedy młodziutki, dwa lata życia młodszy niż teraz, przed wyjazdem na działkę z psem za płotem, przed wizytami u weterynarza, gdzie zza kratki transportera widywał psy, przed wielkim wydarzeniem, jakim była przeprowadzka.

Zdjęć Tofika niestety nie ma, bo w trakcie jego wizyty nie przyszło mi do głowy, że psiak pojawi się na blogu.

wtorek, 17 lipca 2012

Fasolki (z krową lub bez)

Wybaczcie dwa tygodnie nieobecności, ale najpierw miałam dużo pracy, a potem urlop. Urlop przyjemny bardzo, choć fizycznie męczący bardziej niż praca, bo tatrzański :)


Płowe cielsko na fotce, to niesamowicie wyluzowany, "dziki" górski jeleń. O 8 rano koło Schroniska nad Morskim Okiem taka właśnie dzika zwierzyna  pożerała rośliny nasadzone wokół zabudowań. Obok nas dwójka turystów, która też zaplątała się tam o tej porannej porze robiła sobie z jeleniem zdjęcie, ustawiali się, pozowali, a łania miała ich bliskość i pozowanie głęboko pod ogonem :) Obok fotającej dwójki było też dwóch gości ze schroniska, jeden siedział na ławeczce z kluczykami od samochodu w ręku, a drugi, pasażer, stał obok z butelką zimnego piwka, gdzieś się z rana wybierali, ale trochę głupio im było płoszyć łanię objadającą się ogródkiem o 1,5 metra od zaparkowanego samochodu, nie śpieszyło im się, więc czekali z odjazdem, aż zwierz się naje i sobie pójdzie :)


A po męczącym fizycznie urlopie czas na jedzenie konkretne i nieegzotyczne.
Uwielbiam fasolki, kasze i w ogóle najróżniejsze ziarenka. Lubię, na ten przykład mieszankę strączkowych "zupa śródziemnomorska" firmy Florpak. Nie wiem czemu nazywa się śródziemnomorska skoro w skład mieszanki wchodzi nie tylko związana z Morzem Śródziemnym soczewica i ciecierzyca, ale też i meksykańska czarna fasola, i azjatycka adzuki, i polski jaś i groch, i fasola łaciata...

Smakowitym sposobem na te kolorowe fasolki jest ugotowanie strączkowego gulaszu z warzywami i ewentualnie z mięskiem. Jemy go potem z dobrym pieczywem.
Pycha :)


Potrzeba:
*różne fasolki, ok. 200g suchych (czyli pół paczki "zupy śródziemnomorskiej")
*2 czerwone papryki, cukinia, 3 spore marchewki, kawałek selera, spora pietruszka, 2 duże cebule, por, 5-6 ząbków czosnku, 2 ziemniaki, puszka krojonych pomidorów albo 3 duże pokrojone pomidory
*w wersji dla mięsożernych 400-500g wołowiny pokrojonej na kawałki 2-3 cm średnicy (zrazowa, łopatka albo karkówka), ewentualnie może być też wieprzowa szynka (ale smakowo polecam tu krowę nie świnkę)
*sól, pieprz, duża szczypta chilli, czubata łyżka roztartego w palcach majeranku, łyżeczka roztartych w palcach ziół prowansalskich, czubata łyżeczka wędzonej papryki (jak nie mamy można dać zwykłą słodką paprykę, ale polecam zakup na internecie boskiej, wędzonej papryki w proszku), cztery czubate łyżki koncentratu pomidorowego, niepełna łyżeczka estragonu, kilka porządnych chlustów maggi


Wieczorem poprzedniego dnia zalewamy wodą fasolki. Danego dnia roboczego kroimy warzywa. Marchew, por i pietruszkę w talarki, cebule i cukinię w półkrążki, seler, ziemniaki, paprykę w niewielką kostkę, czosnek siekamy. W garnku z grubym dnem rozgrzewamy oliwę. W wersji mięsożernej najpierw porządnie na dużym ogniu podsmażamy i rumienimy mięsko, potem dorzucamy i przesmażamy cebulę (w wersji wege oczywiście zaczynamy od podsmażenia cebuli). Dorzucamy odsączone i przepłukane na sicie fasolki i przyprawy z ostatniej gwiazdki listy składników, zalewamy wodą, żeby całkiem zakryła potrawę w garze. Gotujemy pod przykryciem z pół godziny i dorzucamy warzywa, poza pomidorami i cukinią. Gotujemy dalsze pół godziny czasem zaglądając, mieszając i ewentualnie uzupełniając parującą wodę (tak żeby fasolki i warzywa zbytnio nie wystawały). Próbujemy (teraz możemy jeszcze dosolić albo dodać więcej chilli), dodajemy pomidory i cukinię, i gotujemy ostatnie pół godziny. Jeśli w gulaszu jest za dużo płynu, to te ostatnie pół godziny gotujemy bez przykrycia, żeby nadmiar wody odparował. Jakby ktoś się zgubił, to w sumie gotujemy ok. półtorej godziny ;)

W wersji z mięskiem czy bez jest to pyszne, pożywne i sycące danie, szczególnie smakowite z kromką dobrego pieczywa. Bardzo nam smakowało po dłuższym spacerze we wczorajszą nie za ciepłą aurę w kratkę.
Do gulaszu możemy też dodać pokrojony w drobną kostkę i przesmażony wędzony boczek.
Obiad o tyle wygodny, że robi się go cały gar i ma się jedzenia na trzy dni. Najlepszy następnego dnia, jak się smaki przegryzą.

Smacznego