.

.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Soczek i sosna

Znów sosnowo, ale tym razem krótko.
Dziś będzie tylko "zwykły" soczek. Opcja zmielenia sosny w wytłaczarce do soków nie jest moim osobistym pomysłem, zmałpowałam soczek z sosną z tego bloga (tu). Pomysł okazał się wielce smakowity, więc i ja posyłam go dalej w świat.
Bardzo harmonijne połączenie smaków, jabłkowa baza i słodycz ananasa przełamana aromatyczną i lekko cierpką sosną.
Częstujcie się dla smaku i na zdrowie.
Przepis ma tylko dwie wady: nie da się go zrobić w zwykłej sokowirówce, to opcja dla szczęśliwych posiadaczy wytłaczarki ślimakowej do soków (sokowirówki wolnoobrotowej) oraz spożycie sosny nie jest zalecane dla kobiet w ciąży i karmiących.

Potrzeba (na ok. 700ml gotowego soku, ilość zależy od soczystości produktów):
-pół większego ananasa
-3 gałązki sosny (szczyty gałązek z pączkami, długości ok. 10 cm)
-4-5 dużych jabłek



Przygotowujemy jabłka i ananasa do przerobienia na soczek (jabłka kroimy w ósemki, nie obieramy, ale usuwamy pestki, ananasa obieramy i kroimy na mniejsze kawałki razem z rdzeniem). Sosnowe gałązki dużym, ostrym nożem siekamy na ok. 5mm kawałki (igły razem z gałązkami).
Najpierw wrzucamy całego ananasa, potem jabłka na zmianę z sosną.
Wytłoczony sok mieszamy i pijemy najlepiej tego samego dnia, bo po spędzeniu doby w lodówce robi się gorzkawy.
Na świeżo bardzo pyszny i bardzo zdrowy, bo sosna ma multum witamin, antyoksydantów, wspomaga odporność, pomaga w leczeniu kataru i kaszlu.

Przepis bierze udział w styczniowej akcji zjadania sosny Cała Polska widzi szyszki.

Uwagi techniczne:
*Nie musicie się obawiać o zdrowie sprzętu, który bardzo jest fajny, ale swoje kosztuje. Sosna mielona razem z jabłkami nie zalepi żywicą sitka, czyści się normalnie jak po każdym innym soku. Luzik.
*Sok z dodatkiem sosny robimy na sam koniec wyciskania podobnie jak soki z dodatkiem innych włóknistych składników, jak seler naciowy (dziurka na wytłoczyny potrafi się przytkać, więc dla oszczędności nerwów na początku mielimy miękkie i nie włókniste produkty, a na sam koniec składniki "problematyczne", włókniste).
*Warto próbować sok w trakcie tworzenia, bo sosna sośnie aromatem nierówna. Z mojego doświadczenia (trzy sosnowe soczki) wynika, że gałązki z młodych, niewysokich drzewek są o wiele bardziej smakowe niż szczyty gałązek z niższych gałęzi większych drzew.

środa, 21 stycznia 2015

Co u tytułowego królika z U królika

W dzisiejszym poście nie będzie przepisu, to post dla tych co są ciekawi co u uszatego łobuza.
Październikowa przeprowadzka to trzecia przeprowadzka w życiu Ziomka. Zwierzu przeprowadzek nie lubi, ale jest dzielny i po około trzech tygodniach ogarnia nowe kąty jakby mieszkał w nich od zawsze.
Nie ukrywam jednak, że ostatni rok był dla uszaka trudny i pełen zmian, dla mnie radosnych, dla puchatego biedaka mniej. Jeszcze na starym mieszkaniu musiał zmierzyć się z nowością w postaci Małego Człowieka, którego radosny entuzjazm objawia się działaniami mało delikatnymi i musi puchaty bidak uważać, żeby nie dać się złapać za ogon albo za ucho. Na szczęście mimo biegu lat, królik nadal ma refleks i Mały Człowiek ma dość marne szanse złapania go. Smutno mi jednak było patrzeć jak królik z początku próbował dyplomacji i mową ciała dawał do zrozumienia małemu człowieczemu agresorowi, że się poddaje, uznaje jego wyższość i prosi o zostawienie go w spokoju, bo nie zamierza walczyć. Niestety. Teraz Ziomek już wie, że z Małym Człowiekiem nie ma dyplomacji, trzeba po prostu od razu uciekać.
Ale nie ma takich sytuacji, żeby nie mogło być gorzej. Bo na nowych włościach pojawił się jeszcze Momo. Kot na początku był wychudzonym, wyleniałym kociakiem na skraju śmierci głodowej, który z początku bardzo się Ziomka bał. Trzy miesiące później Momo jest kocurkiem z błyszczącą, gęstą sierścią i ... kocurkiem wyrośniętym do sporych rozmiarów. Teraz Ziomka się nie boi, teraz chciałby się z nim pobawić, ale nie rozumie koci łepek, że Ziomek to nie kot tylko starszawy królik i nie chce się z nim bawić. W króliczej zagrodzie kot był tylko raz i ...po laniu, które dostał od królika więcej tam nosa nie wtrynia. Ale na reszcie mieszkania to różnie bywa. Często jest tak, że królik chętnie by pozwiedzał, ale wobec objawów kociej sympatii woli siedzieć u siebie niż męczyć się z ustawianiem kota, niestety. Na szczęście szary Momo jest wprawdzie namolny, ale bardzo delikatny i nieagresywny (na szczęście nie tylko dla królika, ale i dla całości oczu i skóry dziecia).

Z innych nowości okazało się, że Ziomek na starość robi się bardziej ciepłolubny i teraz jego ulubioną miejscówką są... kafelki pod kominkiem.


A tu Momo, nowy, sympatyczny współlokator, choć współlokator niekoniecznie wymarzony przez królika.

Kiedy 4 lata temu robiłam pierwszy wpis na blogu moim zamiarem było zamieszczać nie tylko przepisy, ale i posty o moim oczku w głowie, czyli o uszatym zwierzu, mości Ziomku. Wpisów o króliku miało być co najmniej 1/4, o życiu codziennym, o żywieniu, o klatkach, żwirku i zagrodach, o łażeniu luzem po mieszkaniu i ogólnie o "minimum" potrzebnym do życia królikowi w mieszkaniu. Ale jakoś tak w praniu wyszło, że łatwiej się pisze o żarciu.
Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale króliki miniaturki (z powodu stereotypowego postrzegania ich jako puchate zwierzątka dla dzieci, które nic nie robią tylko siedzą sobie w klatce) są to najgorzej traktowane zwierzęta towarzyszące człowiekowi. Do tego dochodzi powszechne przekonanie, że króliki to gryzonie i karmi się je karmą "dla gryzoni i królików". Kompletna pomyłka, skutkująca wieloma problemami zdrowotnymi, bo króliki, to nie gryzonie tylko zajęczaki. Ich dieta powinna być podobna do diety krów lub koni czy innych zwierząt stricte roślinożernych, a nie gryzoni...
Nic mnie tak nie wyprowadza z równowagi, jak częste uwagi ludzi, którym wspomnę, że mam królika. Uwagi typu... o masz króliczka, ja też kiedyś miałam/miałem, ale one krótko żyją, mój zdechł po dwóch latach... (...)... o co ty mówisz, naprawdę króliki żyją dłużej niż dwa, trzy lata... jak to 10 lat? serio?...
Tak, serio, królik prawidłowo żywiony, z prawidłową opieką może spokojnie dożyć 8-10 lat.
Dlatego moje postanowienie na 2015 to więcej pisać o Ziomku i o królikach. Jest w planie post o przeprowadzkach z królikiem, o wyjazdach z królikiem, o weterynarzach dla królików, groźnych zatorach, o żywieniu i minimalnych wymaganiach dotyczących przestrzeni życiowej dla królika. Tym bardziej jest to ważne postanowienie noworoczne, że w kwietniu tego roku królik wkroczy w szósty rok życia i oficjalnie zacznie być króliczym seniorem. W przeliczeniu na ludzkie lata będą to jego 60te urodziny, a Ziom nie jest królikiem super zdrowym, co roku ma problemy z zatorami w okresie linienia (bo puchata z niego sztuka) i w dodatku ma ropnia w szczęce, takie wredne coś jak ludzki rak i każdy jego rok życia jest dla naszej rodzinki prezentem.
Dlatego postanowienie noworoczne jest jedno: zdążyć z króliczymi postami, póki uszak jest nadal obecny w naszym życiu (i oby obecny był jak najdłużej).

czwartek, 15 stycznia 2015

Sosnowy pudding chia

Przedstawiam rzadkość na blogu... deser.
Deser miodowo-śmietankowo-sosnowy.
Pycha :)
Ogólnie ostatnio jest mi zielono i sosnowo, a wszystko za sprawą Herbiness i styczniowej sosnowej akcji Cała Polska widzi szyszki. Poza walorami smakowymi sosny i świerki mają mnóstwo witamin, antyutleniaczy i działają antyprzeziębieniowo (pobudzają odporność, pomagają leczyć kaszel i katar), do tego wspomagają trawienie. Same zalety.
Jedyną wadą jest to, że nie powinny ich spożywać kobiety w ciąży i karmiące.


Kto ma ochotę na wynalazki bardzo polecam do budyniu ziarenka szałwii hiszpańskiej chia, poza tym, że zdrowe, aż do przesady*,  to jeszcze bardzo przyjemne w jedzeniu: chrupkie ziarenko w żelkowej otoczce, która przyjmuje taki smak, jaki chcemy jej nadać.
Jeśli ktoś nie ma ochoty na wynalazki, to w ten sam sposób, co śmietankę można aromatyzować sosną mleko na zwykły śmietankowy lub waniliowy budyń czy to z torebki czy domowy.
Przed przystąpieniem do gotowania trzeba wyjść na spacer i zaopatrzyć się w młode, szczytowe gałązki sosny, ok. 10cm długości oraz (niekoniecznie, ale warto) kawałek żywicy**. Jeśli do sosen zdatnych spożywczo (czyli rosnących w niezbyt zurbanizowanym terenie przynajmniej 200m od większej drogi) macie daleko, to radzę zaopatrzyć się od razu w większą ilość gałązek, bo U królika będą jeszcze co najmniej dwa iglaste przepisy, a wyżej wspomniany sosnowy post Hebiness zawiera (cały czas uzupełniane) stadko sosnowo-świerkowych przepisów.


Potrzeba (trzy zwykłe porcje lub dwie duże):
-200ml śmietanki kremówki (30%) i 100ml mleka
-igliwie sosnowe (na oko z 3 szczytowych gałązek po 10 cm długości) i opcjonalnie kawałek żywicy wielkości mniej więcej ziarnka grochu
-2,5 łyżki ziaren chia (nie czubatych)***
-1-3 łyżki miodu
-pół laski wanilii (ewentualnie łyżeczkę ekstraktu waniliowego, kilka kropli olejku zapachowego waniliowego, łyżka cukru waniliowego, itp.)
-gorzka czekolada o wysokiej zawartości kakao lub mleczna, jeśli ktoś woli


Do rondelka lub małej patelni wlewamy mleko i śmietankę, wkładamy pocięte nożyczkami gałązki sosny i kawałek żywicy oraz pociętą na drobne kawałki waniliową laską (lub co tam waniliowego akurat mamy). Całość doprowadzamy do wrzenia, ale powoli, na małym ogniu mieszając czasem. Kiedy zawrze wyłączamy gaz i zostawiamy na 15 min, żeby sosna się zaparzyła w śmietance (ale nie dłużej, żeby nie zrobiło się zbyt gorzkie i cierpkie).
Sosnową śmietankę przecedzamy do miski przez gęste sitko i dodajemy miód do smaku. Dorzucamy ziarenka chia i energicznie mieszamy widelcem lub trzepaczką. Zostawiamy do stężenia na ok. 5 godzin (lub do następnego dnia).
Przed podaniem siekamy czekoladę. Masę  nakładamy do naczynek, każdą łyżkę masy przesypując odrobiną czekolady. Na wierzchu sypiemy z czekolady pokaźny stosik.
Mniam :)

Szklaneczka na zdjęciu ma 125 ml. Porcyjka niby nie duża, ale deser jest bardzo syty, sycące są już same ziarenka chia, a do tego mamy jeszcze tłustą śmietankę i czekoladę. Jest to deser zdrowy, ale na pewno nie dietetyczny ;)

Poglądowo: 1/3 filiżanki skrawków żywicy sosnowej i świerkowej

* Zawiera m.in. kwasy omega, antyutleniacze, witaminy, wartościowe białko i wysoką zawartość najwartościowszej postaci błonnika.
**Żywicę znaleźć można wokół skaleczeń drzewa, zbieramy ją delikatnie zeskrobując z drzewa zaschniętą żywicę (ma kolor bursztynowy do białego). Jeśli zeskrobiecie ją z kawałkiem kory to się nie przejmujcie, dodajcie do śmietanki, kora i tak zostanie na sitku. 
***Tak, "tylko" tyle. Jeśli spotykacie się z chia pierwszy raz, to może Was to zdziwić, ale te maleńkie ziarenka naprawdę bardzo rosną pod wpływem płynu i taka ilość wystarczy.

niedziela, 11 stycznia 2015

Seleroryba czyli sushi seler


Wegetariańska ryba? A czemu nie :)
Przedstawiam Wam dziś moje ostatnie odkrycie: selerorybę, czyli rybę po wegańsku. Roślinożernym czytelnikom pewnie nie muszę jakoś specjalnie zachwalać, a mięsożernym powiem, że jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, jest naprawdę smakowite (o ile ktoś nie jest wrogiem selera) i pożywne oraz, że naprawdę zdrowo jest zrobić sobie przynajmniej 2-3 wege dni w tygodniu.
Przepis zaczerpnięty z bloga, który jest jedną z moich kulinarnych miłości. Ten blog to Jadłonomia, a oryginalna wersja przepisu tu.
Jak natknę się na pasternak lub skorzonerę, to przetestuję też "rybne" paluszki dla zadeklarowanych wrogów smaku selera.

Potrzeba (na 2 osoby):
-duży seler
-glony nori, ok. 5 płatów (to takie glony jak do sushi)
-2 łyżki suszonych glonów wakame (od biedy można pominąć)
-1-2 ziela angielskie, z 5 kulek pieprzu, 2 liście laurowe, pół łyżeczki ziaren kolendry, 2-3 łyżki sosu sojowego, oraz opcjonalnie (bardzo warto) jeśli coś z tego macie w kuchennej szafce: łyżka pasty miso, czubata łyżeczka nasion kozieradki i suszony liść lub dwa limonki kaffir
-ewentualnie trochę soli, ale z tym ostrożnie, bo sos sojowy i pasta miso są słone
-może być zwykła mąka pszenna, ale zamiast niej gorąco polecam tu mąkę z ciecierzycy lub grochu*

Poprzedniego dnia wieczorem lub tego samego rano zagotowujemy 1,5 litra wody z przyprawami, 3 płatami nori i wakame. Obrany seler kroimy na pół, po czym każdą połówkę na plastry ok. 1cm grubości. Do wrzącego wywaru wkładamy seler i gotujemy ok. 20 min. (powinien być ugotowany, ale nie rozgotowany i ciapowaty). Wyłączmy gaz i zostawiamy do ostygnięcia w wywarze na minimum kilka godzin, wyjmujemy z wywaru bezpośrednio przed przygotowaniem, żeby nie zdążyły wyschnąć (panierka i nori lepiej przylgną do wilgotnej powierzchni).
Płaty nori tniemy na paski o szerokości ok. 3 cm, tyle pasków ile plastrów selera. Każdy plaster selera dość ciasno owijamy paskiem nori i zostawiamy na chwilę, żeby nori zmiękło.
Na talerzyk wysypujemy mąkę i dokładnie obtaczamy w niej naszą selerorybę. Delikatnie prószymy solą i pieprzem.
Smażymy na złoto.
Podajemy z surówką (np. z kiszonej kapusty) i ziemniakami lub frytkami jak zwykłą smażoną rybę.


Seler w tym daniu jest wyczuwalny, ale nie dominuje, na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się morski smak glonów.
Bardzo smaczny obiadek, jednocześnie lekki i sycący, a dodatkowo bardzo zdrowy. Cóż chcieć więcej?

*Mąkę grochową lub ciecierzycową od dawna używam do panierowania także prawdziwej ryby, jest w połączeniu z rybką o wiele smaczniejsza niż zwykła mąka. Do tego w przypadku wege posiłku podwyższa też wartość odżywczą o wartościowe białko. Ale jeśli nie macie na stanie to oczywiście nie ma się co przejmować, zróbcie ze zwykłą mąką, też będzie pysznie.