Sprezentowałam kiedyś Ziomkowi pluszaka w kształcie leżącego królika, wielkości mniej więcej ziomkowej. Mój plan był taki, że może zwierz pluszaka polubi, będzie się miał do czego przytulić, takie tam.
Postawiłam zabawkę na dywanie w moim pokoju, który był też pokojem królika... i... tak poznałam mroczną stronę puchatego zwierza.
Pluszak został błyskawicznie i bezwzględnie zaatakowany. Mój słodki puchaty króliczek położył uszy po sobie, na pyszczku pojawiła się żądza krwi rywala, jego ruchy stały się szybkie, precyzyjne i zdecydowane. Ziom wbił się w pluszaka pazurami i zębami, sztuczne futerko zabawki poleciało w powietrze.
Kiedy patrzę na tą puchatą mordkę trudno w to uwierzyć, ale zwierz wyglądał wtedy naprawdę groźnie!
Kiedy patrzę na tą puchatą mordkę trudno w to uwierzyć, ale zwierz wyglądał wtedy naprawdę groźnie!
Jak królik z Monty Pythona i świętego Graala. Jakby zwierz był większy, to chyba zaczęłabym się go bać :)
No cóż, Ziom to niekastrowany samczyk, chowany bezklatkowo, ma do dyspozycji całe mieszkanie i nas, czyli swoje stado. Króliki są bardzo terytorialne, więc nie dziwne, że tak zaciekle bronił SWOJEGO terytorium i stada :) Nie raz zaglądając na stronę SPK czy Przygarnij królika, spotykam niejedną króliczą biedę, którą chętnie wzięłabym do domu... ale mam w pamięci bezwzględny atak Ziomka na pluszowego rywala i ... coś mi się zdaje, że zwierz nie byłby zachwycony z towarzystwa.
W ogóle to dość zabawna sprawa z tą hierarchią w stadzie. Po przeprowadzce na Targówek jest prościej. Na stałe mieszkam tu tylko ja i ukochany, ja jestem absolutnym szefem stada, ukochany jest w króliczej hierarchii ciutkę niżej ode mnie, ale też jest wyraźnie powyżej królika.
W mieszkaniu w St. Miłosnej było ciekawiej, mieszkały tam na stałe cztery osoby i często pojawiała się piąta w postaci ukochanego, a strefa wpływów zależna była nie tylko od osoby, ale i miejsca.
Na moje szczęście od początku zyskałam pozycję absolutnego szefa stada :) JA mogę nasypać jedzenia do miseczki w zagrodzie królika, a potem wsadzić rękę w miseczkę, odsunąć ziomkowy pyszczek i dłonią zakryć żarcie, a królik tylko popatrzy z wyrzutem, ale nic mi nie zrobi. Ukochany też może tak zrobić. Natomiast ktoś obcy skończyłby z małymi, ale krwawiącymi dziurami w palcach :)
Jeśli chodzi o resztę rodzinki to w pokoju gdzie mieszkałam ja i Ziomek zwierz czuł się ważniejszy od reszty domowników. Mój tata, który kiedyś dzielnie został sam z królikiem na kilka dni, został zaatakowany kiedy próbował tylko przesunąć w zagrodzie ukochaną poduszkę królika. Jednak w przedpokoju i pokoju rodziców Ziomek członków rodziny miał zupełnie za równorzędnych sobie, a w kuchni czuł się bardzo niepewnie i tam uznawał wyższość wszystkich. Stale zamknięty pokój brata kusił nieznanym i plątaniną kabli wystających z komputera. To była terra incognita, miejsce równie fascynujące co straszne. W tym pokoju Ziom bał się własnego cienia i uciekał na najlżejszy szelest, ale zawsze wykorzystywał każdą chwilę nieuwagi przy otwieraniu drzwi żeby się tam dostać i pozwiedzać :)
Ziomek jest samczykiem pełnojajecznym i co jest JEGO terenem wie bardzo dobrze, ale na szczęście nigdy nie znaczył mieszkania moczem. W ogóle jest bardzo przyjazny. Może dla tego, że goście (mimo krzyków pani, że nie wolno) kojarzą mu się z takimi fajnymi ludźmi, którzy przychodzą tylko po to, żeby ukradkiem dawać królikowi chipsy albo popcorn :)
Z małymi wyjątkami... Bardzo sympatyczna koleżanka Ania R. zaczęła znajomość z Ziomkiem od tego, że puchate, słodkie zwierzątka bierze się na ręce i przytula... Głaskanie lubi ogromnie, ale branie na rączki to coś czego zwierz nienawidzi i nienawidzić będzie, mimo że pani długo próbowała go do tego przyzwyczaić. Szczerze pisząc pani też nie zawsze może się powstrzymać, żeby nie wziąć słodziaka na ręce i nie przytulić, nawet jeśli wie, że zwierza to złości :) Pani może sobie pozwolić na takie rzeczy, ale koleżanka Ania po kilkukrotnym powtórzeniu brania na ręce została jedyną osobą, którą zwykle łagodny Ziomek gryzie. Kilka miesięcy przerwy w tej znajomości, już na nowym mieszkaniu zmieniło sytuację tylko trochę, królik zapamiętał sobie, że tej osoby nie lubi i już (choć teraz nie rzuca się z zębami tak od razu, po prostu jest mniej przyjazny niż do innych gości).
Poza Anią R., są dwa udokumentowane przypadki kiedy Ziomek kogoś ugryzł.
Pierwszy to moja ciocia Krysia. Kiedy przychodzą goście i robi się tumult w przedpokoju, Ziomek rozsądnie chowa się najpierw u siebie w zagrodzie, nasłuchuje i niucha. Wtedy nie należy do pokoju królika wchodzić, ciekawski zwierz już po 10-15 minutach sam wychodzi na zwiady. Jednak bardzo nie lubi jeśli goście od razu wchodzą do pokoju królika, wkładają ręce do zagrody i z wejścia próbują kicaka pogłaskać. Ciocię Krysię bardzo lubię, ale fakt jest taki, że jest osobą dość głośną i pewną siebie, w dodatku też dosyć dużą. Ledwo się rozebrała z kurtki już weszła do pokoju królika i chciała go pogłaskać, od razu sięgnęła do króliczej zagrody w kierunku puchatego łebka i została przez oburzonego takim zachowaniem Ziomka dziabnięta w palec. Po tych pierwszych kilku minutach znajomości ciocia uznała niestety, że króliki nie są fajne. Szkoda, bo zwierzowi wystarczyło dać z 15 minut czasu i byłby dla gościa miły i uprzejmy.
Drugi raz to Ukochany został boleśnie i do krwi ugryziony w nos. Królik kiedyś się zatkał kłębkiem sierści i przez kilka dni żywiony był na siłę obiadkami dla niemowląt i płynną parafiną, a do tego codziennie jeździł na zastrzyk. Marnie to znosił psychicznie. Raz uszak położył się na dywanie i rozciągnął, a Ukochany położył się obok i chciał zwierza zwyczajnie pogłaskać. Ziomek spodziewał się, że znów będzie jakiś straszny zabieg, poderwał się i ugryzł Ukochanego w nos, a potem uciekł przestraszony bezczelnością swojego zachowania.
Wybaczcie, że się tak rozpisałam i gratuluję cierpliwości tym, co dotarli do końca. Po prostu o śmiesznym, puchatym zwierzu to mogłabym pisać i pisać albo mówić i mówić. A za zrobienie słonecznych fotek królika w wieku młodym dziękuję ogromnie koleżance Ani G.
Świetny blog, a królik cudowny. Sama mam miniaturkę i też kiedyś miałam pomysł z zabawką... mój królik też rzucił się na zabawkę, ale nie pogryzł jej tylko ją... zgwałcił, serio XD
OdpowiedzUsuńDziękuję i cieszę się, że blog się spodobał.
OdpowiedzUsuńHmn... widocznie Twoja zabawka była bardziej kobieca z wyglądu :)
A królikowi przekażę, że jest cudowny, wyrazy uznania przekażę wraz z kawałkiem banana albo rodzynką, więc uszaty zwierz na pewno doceni ;)
pozdrawiam serdecznie
Justyna