.

.

sobota, 30 czerwca 2012

Kompot

Dziwnie jest z pogodą w tym roku, raz 28 stopni i duszno straszliwie, a następnego dnia stopni 16, wieje i pada... No, ale to pewnie sami też zauważyliście. Mam nadzieję, że lato na wakacje wreszcie się ogarnie. A jeśli nie, to taki kompot to dobra rzecz i na upały (z lodówki) i na chłody (wtedy w temperaturze pokojowej albo nawet podgrzany troszkę).


Przygotowanie:
Owoce zalewamy zimną wodą i gotujemy pod przykryciem ok. 30-40 minut. Po wyłączeniu gazu próbujemy i dosładzamy do smaku (to zależy od słodkości owoców, ale zdarza się, że wcale nie potrzeba dodatkowego cukru). Owoce powinny stanowić 1/3-1/2 objętości garnka.
I już.

Zamiast składników garść inspiracji co można do kompotu włożyć:
*Nad składem owoców nie ma się co długo zastanawiać, wrzucamy co akurat mamy. Jak zaczniemy robić kompoty, to szybko odkryjemy co i w jakich proporcjach smakuje nam najbardziej. Bardzo lubię kombinację rabarbaru z truskawkami i/lub jabłkami, albo rabarbaru z gruszką, pyszny jest z samych śliwek, samych wiśni albo z wiśni i jabłek, może być z czerwonych lub czarnych porzeczek samych lub w kombinacji z jabłkami lub gruszką, sam jabłkowy też jest bardzo dobry (ale wtedy należy dać owoców więcej niż 1/3). Jednym z najlepszych jest kompot z działkowych ciemnych winogron, takich małych, kwaskowych i wspaniale aromatycznych. Zimą można zrobić z jabłek i garści mrożonych truskawek czy wiśni, albo jabłek i kilku suszonych śliwek.


*Razem z owocami możemy ugotować kilka goździków i kawałek kory cynamonu, będzie pasować do większości kompotów, np. z jabłek, ze śliwek, z jabłek i rabarbaru, z gruszek, z wiśni (ale do wiśni raczej same goździki bez cynamonu).
*Słodkość w kompocie odczuwa się troszkę inaczej w zależności od jego temperatury. Ciepły smakuje lepiej słodszy, ale ten sam kompot na zimno może być trochę za słodki. Taki co był smaczny na zimno może potrzebować ciut więcej słodyczy na ciepło.
*Do kompotów z przewagą jabłek pasuje mięta. Tuż po zgaszeniu gazu wrzucamy do gara na 5 min. torebkę mięty. Trzeba uważać, żeby nie trzymać jej zbyt długo, żeby całość nie była zbyt miętowa ( jak mamy świeżą, to wrzucamy kilka gałązek i nie musimy później wyjmować). Kilka listków świeżej bazylii smacznie ożywi smak kompotu z papierówek (ale to muszą być dobre, aromatyczne jabłka w starym stylu, takie po prostu supermarketowe nie wytrzymają konkurencji z zapachem bazylii).
*Owoce do kompotu absolutnie nie mogą być popsute, ale jeśli są trochę przywiędnięte czy przyschnięte i pomarszczone to nie szkodzi. Jabłka, śliwki czy winogrona, które już tracą turgor są do kompotu nawet lepsze, bo zwykle słodsze.
*Jeśli przypadkiem zdarzy nam się kompot zbyt wodnisty i mało smakowy, bo daliśmy za mało owoców, to można go troszkę podratować. Tuż po wyłączeniu gazu wrzucamy do garnka torebkę lub dwie owocowej herbaty, np. malinowej albo jabłkowej i zaparzamy w kompocie. Delikatne oszustwo, ale jak nam napitek nie całkiem wyjdzie, to pomaga :) 


Właściwie to nie planowałam na blogu wpisu o czymś tak oczywistym. Jednak, jak mam ze sobą w pracy czy na rowerze, czy gdzieś butelkę kompotu, to się znajomi często dziwują... że to fajnie, że babcia kiedyś robiła, że oni by się też czasem napili, etc.
Kompletnie bez sensu takie biadolenie, bo kompot to bardzo łatwa do zrobienia alternatywa dla kupnych napojów. Nie zawsze jest to najtańsza opcja, bo w zależności od użytych owoców (np. agrestowy, porzeczkowy, truskawkowy z rabarbarem czy wiśniowy) może wyjść nawet z 5-7zł za 2litry, ale na pewno warto zrobić sobie czasem coś innego niż picie ze sklepowych półek. Jednak w sezonie na jabłka kompot jabłkowy wychodzi za grosze. Nie mówiąc już o opcji, kiedy zamiast owoców w cenach z warszawskich bazarków mamy dostęp do darmowych owocków z jakiejś działki czy ogródka.

Zróbcie sobie czasem kompot. Tym bardziej, że takie retro jedzenie jest chyba teraz w modzie ;)

Smacznego

niedziela, 24 czerwca 2012

Szynka pieczona z rabarbarem

Bardzo lubię połączenie mięs z owocami. Była już szynka pieczona z jabłkiem, gruszką i żurawinami (tu), a teraz prezentuję jej smakowitą wysokość szynkę z rabarbarem. Mniam :)

Potrzeba:
*szynka wieprzowa (tu było 0,6kg)
*dwa rabarbarowe badyle
*duża cebula
*2-3 ząbki czosnku
*łyżka startego świeżego imbiru
* sól, pieprz, można troszkę chilli
*łyżeczka miodu i 3-4 łyżki oliwy


Szynkę dźgamy widelcem ze wszystkich stron (taka podziurkowana lepiej przejdzie smakiem marynaty). Nacieramy mięso solą i pieprzem. Siekamy cebulę i rabarbar, gnieciemy czosnek, ścieramy imbir, mieszamy dokładnie z miodem i oliwą i ewentualnie z chilli. Wkładamy wszystko do woreczka do pieczenia, miąchamy całość porządnie, żeby mięsko dokładnie oblepiło się składnikami marynaty. Zamykamy woreczek. Można upiec od razu, ale smaczniej będzie jak całość kilka godzin poleży w lodówce i lepiej przejdzie smakiem.
Robimy w woreczku kilka dziurek, żeby para miała drogę wyjścia i pieczemy ok. 1godz w 180 stopniach. Polecam pieczenie z wbitym w mięso termometrem, co bardzo ułatwia określenie momentu kiedy należy wyłączyć piekarnik (w przypadku wieprzowiny to ok. 85 stopni w środku mięsa).


Niestety nie mam zdjęcia już upieczonej szynki, bo została pożarta zanim przypomniało mi się, że powinnam zrobić fotkę.
Jeść ją należy z sałatą i ziemniakami, na które nakładamy smakowitą beżowo-różową owocową ciapę spod pieczeni.

Pyszny obiad. Pieczcie, jedzcie i delektujcie się zanim skończy się sezon na rabarbar :)

czwartek, 14 czerwca 2012

Pieczone szparagi

Przepis podpatrzony na blogu Bea w kuchni. Jak już pisałam szparagi przepyszne. Jak nie wierzycie mi, to Ukochany potwierdza ich przepyszność.

Potrzeba:
*dwa pęczki szparagów
*oliwa ze słoiczka z suszonymi pomidorami w oliwie (ok. 5-6 łyżek), jak nie mamy, to oczywiście może być też zwykła oliwa
*nie musi być, ale warto dodać trochę białego wytrawnego wina (no tak z 1/4 - 1/3 szklanki)
*świeża bazylia (garść porwanych liści), sól, pieprz
*czarne oliwki (spora garść), 3-4 duże ząbki czosnku (najlepiej młodego), pomidorki koktajlowe (tyle, na ile mamy ochotę)


Szparagi dokładnie obieramy, można je pokroić w mniejsze kawałki. Układamy w żaroodpornym naczyniu wraz z pokrojonymi w plasterki ząbkami czosnku, bazylią i pomidorkami. Pomidorki nakłuwamy widelcem, żeby nie popękały za bardzo w trakcie pieczenia. Mieszamy oliwę z winem, solą i pieprzem. Polewamy szparagi, dokładnie mieszamy.
Wkładamy do nagrzanego piekarnika (220 stopni). W trakcie pieczenia mieszamy całość 2-3 razy.

 
Uwagi techniczne:

-Bea podaje czas pieczenia 10-12 min i taki czas, ufając autorce Wam polecam. Jeśli ktoś ma wiekowy, gazowy piekarnik, który nie słyszał o termoobiegu i termostacie, i którego termometr na drzwiczkach poddał się już wiele lat temu to informuję, że u mnie szparagi piekły się 23 min. (czyli do organoleptycznie stwierdzonej miękkości szparagów)
-pomieszałam pęczek zielonych i białych szparagów. Potrzebują one jednak różnego czasu obróbki termicznej. Zielone pieką czy gotują się szybciej. U mnie zielone były akurat, a białe trochę chrupkie (ale już nie surowe). Mi ta różnorodność smaków i struktury pasowała, ale jak chcecie równo upieczone, to trzeba dać tylko białe, albo tylko zielone szparagi.


Pyszności. No ale przepis za Jamie'em Oliverem, więc musi być pysznie. W poniedziałek zrobię powtórkę :)

wtorek, 12 czerwca 2012

Szparagi i mecz Polska-Rosja, 1:1 :D

HURRRA!!!

No i proszę, jak naprawdę nas Polaków ciśnienie przyciśnie to i autostradę potrafimy w tempie otworzyć (prowizorycznie, ale 7 czerwca nią jechałam, dało się :) i mecz też potrafimy ładny rozegrać. Szczerze mówiąc, to myślałam, że przegramy i to coś w stylu 0:3 czy 1:3, a tu proszę jaka niespodzianka.
No gratulacje :D Super meczyk, a przecież obiektywnie patrząc rosyjska drużna lepsza jest :D
Oby tak dalej :)

A do meczu tym razem pożarliśmy z Ukochanym nie parówki w cieście, a dwa pęczki pieczonych szparagów.

Przepysznych.

Ale nie chce mi się dziś pisać. Jutro mam na rano do pracy, pewnie trochę kaca będę mieć, bo do meczu i szparagów wino było, no i w trakcie meczu toasty za powodzenie naszych szły. Dziś będzie tylko kiepskiej jakości fotka z leciwego aparatu.


Jutro po pracy i teatrze postaram się dać przepis (i fotki lepsze też będą). A jak nie jutro to w piątek :) W tle rozmazanej fotki telewizor, a na ekranie mecz :)

Polska GOOOLA :)

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Parówki w cieście dla kibica

Proste w przygotowaniu, szybkie, niedrogie, w dodatku smaczne i na ciepło, i na zimno, a co najważniejsze idealnie pasują do zimnego piwa. Pogryzałam sobie takie oglądając mecz otwarcia. Polecam na jutrzejszy mecz naszych z Rosją.
Jeśli jesteście wege, to przepis (testowane) jest smaczny także z parówkami sojowymi, choć wtedy warto dać więcej sera.

Nie to żebym kibicem zawziętym była, to był drugi mecz piłki nożnej jaki w życiu obejrzałam, ale skoro już EURO 2012 zawitało do Polski, to nawet tacy piłkowi ignoranci jak ja, Ukochany i królik Ziomek troszkę damy się ponieść biało-czerwonej atmosferze ;)


Tak, tak, nawet Śmieszny Puchaty Ziomek kibicuje naszym :)

Do parówek dla kibica potrzeba (na 3 osoby):
*opakowanie ciasta francuskiego, nie mrożonego (u mnie przykładowo ciasto z Lidla, 275g, dokładnie takie samo jest w Biedronce)
*koncentrat pomidorowy
*przyprawa do pieczonego kurczaka, np. złocisty kurczak kamisa, czy inna ulubiona
*sól, ew. chilli
*5 parówek, żółty ser (najlepiej taki bardziej aromatyczny, typu ementaler albo cheddar)


Rozwijamy rulon ciasta, kroimy na wstążki ok. 1,5-2 cm szerokości, na 5 parówek potrzeba 10 pasków ciasta. Każdy pasek smarujemy koncentratem pomidorowym, posypujemy równomiernie wzdłuż przyprawą do kurczaka (tak ze dwie spore szczypty na pasek) i chilli, jeśli chcemy pikantniej. Układamy paski żółtego sera. Parówki kroimy na pół, każdą zawijamy w ciasto. Ważne, żeby użyć dobrych parówek, które lubimy i na ciepło, i na zimno. Parówki potrafią być naprawdę paskudne, a jak niesmaczne będą parówki, to i cała przekąska.
Smarujemy z wierzchu roztrzepanym jajkiem, śmietaną lub mlekiem (nie jest to konieczne, ale taki zabieg sprawi, że wierzch będzie ładniej wyglądał po upieczeniu, będzie błyszczący i rumiany). Posypujemy ruloniki solą (w środku nie musimy solić, bo przyprawa do kurczaka i tak jest słona, podobnie jak parówki).
Pieczemy w 180 stopniach do zrumienienia ciasta, czyli ok. 20 min.


Zamiast przyprawy do pieczonego kurczaka, która super się w takich parówkach sprawdza można dodać curry, albo przyprawę w stylu grill węgierski. Do przyprawy kurczakowej dobrze pasuje też musztarda, możemy więc posmarować wstążki ciasta koncentratem i musztardą (ale wtedy dajemy mniej koncentratu). Jeśli nie lubicie parówek, można dać cienkie kiełbaski albo kabanosy.


Będzie jeszcze smaczniej jak podamy do parówek w cieście prostą sałatkę z sałaty, szczypiorku i pomidorków z kwaśnym winegretem albo sałatkę pomidorkową.


Nie wiem jak będzie dalej, ale na razie śmiesznie jest z tym całym Euro 2012. W piątek, jak był mecz otwarcia o godzinie 17.30 z centrum handlowego, w którym pracuję wymiotło wszystkich poza pracownikami. Z racji pustek szefowa pozwoliła mi pójść sobie wcześniej, żeby obejrzeć mecz :) Jak jechałam do domu Bródno i Targówek wyglądały jak po straszliwej katastrofie, która wybiła wszystkich mieszkańców. Poza pustymi autobusami na ulicach nie było nikogo i niczego :) To było ciekawy widok, wyludnione ulice sprawiały wrażenie fascynujące i dziwaczne jednocześnie, jak scenografia do jakiegoś katastroficznego filmu SF :)

piątek, 1 czerwca 2012

Grill

Lato jest, a jak lato to i grill :)
Zapraszam na grilla z kolorowymi, aromatycznymi warzywami i karkówką w azjatyckim stylu. W tym poście będą receptury szybkie i proste.


Smakowity i sycący grill wcale nie wymaga mięsa, wystarczy mnóstwo warzyw. Jakich? Na ten przykład cukinie, zielone i czerwone papryki, brokuły, kalafior, bakłażany, ziemniaki, cebula oraz absolutne hity czyli zielone szparagi, kalarepka i młody czosnek.
Potrzeba:
*wybrane warzywa
*szklanka oliwy, 4-5 zgniecionych ząbków czosnku, pół łyżeczki soli, łyżeczka wędzonej papryki (ewentualnie zwykłej), spora szczypta chilli i nieczubata łyżeczka roztartych w palcach ziół prowansalskich
*majonez i ocet balsamiczny


Mieszamy składniki marynaty, obtaczamy w niej pokrojone warzywa, zostawiamy na pół godziny. Układamy na grillu, prószymy solą i pieczemy od czasu do czasu przewracając i smarując marynatą (najwygodniej za pomocą silikonowego pędzelka).
Używamy oliwy do smażenia, taka z pierwszego tłoczenia momentalnie się spali. Poza bakłażanem i ziemniakami większość warzyw można zjeść i na surowo, dlatego nie ma co przesadzać z czasem grillowania. Najsmaczniej jest jak warzywa są jeszcze trochę chrupkie, a nie rozciapciane zbyt długą obróbką cieplną, dotyczy to szczególnie szparagów, różyczek kalafiora i plastrów kalarepki.
Bakłażan wymaga obróbki przed wrzuceniem na ruszt. Żeby pozbawić to pyszne warzywo gorzkiego smaku kroimy go w plastry 1 cm grubości, rozkładamy papierowy ręcznik, każdy plaster posypujemy solą z obu stron, potem układamy plastry na papierowym ręczniku kuchennym i z wierzchu przykrywamy drugim ręcznikiem. Zostawiamy na godzinkę. Sól wyciąga na zewnątrz sok, a ten wsiąka w papierowe ręczniki. Mokry od gorzkiego soku papier wesoło wyrzucamy, a smakowitego bakłażana smarujemy marynatą i grillujemy. Tego warzywka nie macerujemy w oliwie, bo wchłonie całą i będzie straszliwe tłusty.


Do zielonych szparagów robimy prosty sosik, czyli mieszamy na gładki krem majonez i ocet balsamiczny (w proporcji dwie czubate łyżki majonezu i łyżka octu). To wyrazisty, smaczny dodatek nie tylko do szparagów, pysznie komponować się będzie także z brokułami, kalafiorem czy ziemniaczkami.
I absolutny hit, czyli łepek młodego czosnku zawijamy w folię aluminiową i kładziemy na grilla, taki czosnek potrzebuje dużo czasu, przynajmniej ze 40 minut, a i godzina nie zaszkodzi. Po upieczeniu jest pyszny i mięciutki, rozsmarowujemy go na grillowanym chlebku i prószymy solą.


A teraz coś dla tych, co czekali na mięsko.
Pyszna karkówka z grilla.
Potrzeba:
*karkówka
*oliwa do smażenia
*żółta pasta curry
*sos imbirowy z soją Tao Tao, czosnek


Plastry karkówki energicznie i gęsto dźgamy widelcem, dokładnie mieszamy z marynatą i zostawiamy w lodówce na min. 2-3 godziny (a można i na całą noc, będzie jeszcze smaczniej). Dziurawienie plastrów sprawi, że smak zalewy lepiej wniknie w mięsko.
Marynata 1:  pastę curry dokładnie mieszamy z oliwą (proporcje, na łyżkę pasty łyżka oliwy). W sklepach są też pasty curry zielona i czerwona, ale te są piekielnie ostre. Żółta jest ostra umiarkowanie, więc jak lubicie, to można dodać do niej jeszcze szczyptę chilli.
Marynata 2: pół szklanki sosu imbirowego mieszamy ze zgniecionym ząbkiem czosnku i 2-3 łyżkami oliwy. Jeśli macie ochotę, to można dać jeszcze łyżeczkę startego, świeżego imbiru.
Na jeden średni plaster karkówki potrzeba będzie z łyżkę marynaty z curry albo dwie z sosu imbirowego. Zamarynowaną karkówkę kładziemy na grilla i z wierzchniej strony prószymy solą (tak bez przesady, bo marynata już jest trochę słona).

Jako napój może być na przykład piwo z wrzuconymi do niego 2-3 pokrojonymi truskawkami, albo z plastrem cytryny i kilkoma pogniecionymi i porwanymi (dla uwolnienia aromatu) listkami świeżej mięty. Białe wino z truskawką, kostką lodu i wodą gazowaną też będzie mniam.

Na fotkach jest grill elektryczny, ale podane przepisy są kompatybilne także ze zwykłym grillem.