Bardzo nieskomplikowane, a rybka wychodzi pyszna, soczysta i (co mnie zawsze zadziwia) idealnie trafiona na słoność.
Potrzeba (na 2 osoby i dziecko):
- duży pstrąg (darujcie, jakoś nigdy nie zważyłam żadnego, żeby w gramach podać)
- 1-1,5 kg soli
- białe, wytrawne wino
- cytryna, czosnek, świeżo mielony pieprz, tymianek (najlepiej suszony plus kilka gałązek świeżego)
Do środka pstrąga wkładamy kilka plastrów cytryny, ząbek lub dwa czosnku pokrojonego w plasterki, kilka gałązek świeżego tymianku (ewentualnie pół łyżeczki suszonego) i prószymy pieprzem.
Do dużej miski wrzucamy sól, do niej skórkę startą z reszty cytryny, łyżkę pieprzu i dwie łyżki suszonego tymianku, mieszamy. Cały czas mieszając palcami dodajemy wino, po trochu, małymi chlustami, aż sól osiągnie konsystencję mokrego piasku. Takiego jak na budowanie zamków z piasku :)
W naczyniu do pieczenia z 1/3 soli uklepujemy dla ryby łóżeczko, kładziemy pstrąga i oblepiamy dokładnie resztą soli. Głowa i płetwa ogonowa może wystawać.
Wkładamy do nagrzanego do 190 stopni piekarnika i pieczemy 30-40 min.
Wyciągamy, obtłukujemy solną skorupkę, dodajemy sałatkę i dobre pieczywo/ziemniaki/ryż i cieszymy się soczystym, pachnącym mięskiem.
.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ryby i owoce morza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ryby i owoce morza. Pokaż wszystkie posty
środa, 21 czerwca 2017
sobota, 17 grudnia 2016
Karp bez ości, czyli klopsiki w sosie (np. pomidorowym)
Kto lubi ryby, ale nie lubi grzebać się w ościach? Albo ma do nakarmienia rybolubne dziecko, za małe żeby uważać na ości?
To przepis właśnie dla Was, o ile posiadacie maszynkę do mielenia mięsa.
Klopsiki z karpia powstały w zeszłym roku z potrzeby bezostnej wersji karpia dla dziecka i okazały się tak smakowite, że weszły do naszego zwykłego zimowego menu, nie tylko w wigilię.
W wersji świątecznej polecam w sosie piernikowym, na co dzień u nas najlepiej "schodzą" w sosie pomidorowym, klasycznym lub w stylu węgierskim z papryką. Bardzo smaczne są też w sosie pieczarkowym, nawet takim z torebki.
Potrzeba:
(na 2 dni, 2 os. plus dzieć)
-dwa płaty z karpia,
-mała cebula,
-jajko,
-2 kromki chleba i bułka tarta,
-sól, pieprz, majeranek (nieczubata łyżka)
-sos na jaki akurat mamy ochotę*
Z płatów ostrym nożem zdejmujemy skórę** i wycinamy lub wyciągamy obcążkami te najgrubsze ości-żebra (małymi, tymi śródmięśniowymi nie musimy się przejmować). Mięso mielimy (na sitku 2mm) i kończymy kromką chleba (no wiecie, jak maszynka zacznie wypluwać sam chleb znak to, że całe mięso już przeszło). Mielimy jeszcze raz (na wszelki wypadek, jakby się jakiś fragment ości śmiał zaplątać) pod koniec wrzucając cebulę i znów kończąc kromką chleba.
Dodajemy jajko, sól, pieprz, roztarty w palcach majeranek (będzie bardziej aromatyczny) i dokładnie wyrabiamy masę, najłatwiej najpierw łyżką potem ręką, aż będzie łatwo utoczyć nie lepiące się do rąk, nieduże kulki (jeśli masa będzie zbyt rzadka dodajemy wedle potrzeby tartej bułki).
Klopsiki obsmażamy na ostrym ogniu z obu stron na złoty kolor (mielony karp to mięso tłuste i lepkie, klopsiki grzecznie trzymają się kupy, nie ma problemów z obracaniem).
Obsmażone kulki wrzucamy do garnka z takim sosem, na jaki akurat mamy ochotę i dusimy na wolnym ogniu 15-20min.
Posypujemy zieleniną i podajemy z chlebem, ziemniakami lub frytkami, z makronem (np. szerokimi wstążkami albo japońskim gryczanym makaronem soba).
Odgrzane na drugi dzień smakują równie dobrze.
Można też zrobić więcej i gotowe klopsiki z sosem zamrozić, co by mieć później ekspresowy obiad.
*Tutaj klopsiki nurzają się w sosie jak do ryby po grecku (ze słoika zrobionego latem).
A recepta na najprostszy sos pomidorowy jest taka: na patelni przesmażyć na oliwie drobno posiekaną cebulę i czosnek, zalać przecierem pomidorowym, wsypać suszony tymianek, sól i pieprz i gotować, aż trochę odparuje i zgęstnieje.
**Mielone mięso z karpia smażymy już bez skóry, więc ma mniej intensywny karpiowy zapach niż usmażone dzwonka czy płaty. Jeśli to dla Was wada i wolicie, żeby karpia wyraźnie było czuć karpiem razem z mięsem zmielcie też tą jasną, miękką skórę z brzucha ryby. Zmieli się na gładko, nie będzie jej czuć między zębami, a karpiowy aromat będzie wyraźniejszy. Osobiście robię różnie, raz ze skórą, raz bez, w zależności od rodzaju sosu.
To przepis właśnie dla Was, o ile posiadacie maszynkę do mielenia mięsa.
Klopsiki z karpia powstały w zeszłym roku z potrzeby bezostnej wersji karpia dla dziecka i okazały się tak smakowite, że weszły do naszego zwykłego zimowego menu, nie tylko w wigilię.
W wersji świątecznej polecam w sosie piernikowym, na co dzień u nas najlepiej "schodzą" w sosie pomidorowym, klasycznym lub w stylu węgierskim z papryką. Bardzo smaczne są też w sosie pieczarkowym, nawet takim z torebki.
Potrzeba:
(na 2 dni, 2 os. plus dzieć)
-dwa płaty z karpia,
-mała cebula,
-jajko,
-2 kromki chleba i bułka tarta,
-sól, pieprz, majeranek (nieczubata łyżka)
-sos na jaki akurat mamy ochotę*
Z płatów ostrym nożem zdejmujemy skórę** i wycinamy lub wyciągamy obcążkami te najgrubsze ości-żebra (małymi, tymi śródmięśniowymi nie musimy się przejmować). Mięso mielimy (na sitku 2mm) i kończymy kromką chleba (no wiecie, jak maszynka zacznie wypluwać sam chleb znak to, że całe mięso już przeszło). Mielimy jeszcze raz (na wszelki wypadek, jakby się jakiś fragment ości śmiał zaplątać) pod koniec wrzucając cebulę i znów kończąc kromką chleba.
Dodajemy jajko, sól, pieprz, roztarty w palcach majeranek (będzie bardziej aromatyczny) i dokładnie wyrabiamy masę, najłatwiej najpierw łyżką potem ręką, aż będzie łatwo utoczyć nie lepiące się do rąk, nieduże kulki (jeśli masa będzie zbyt rzadka dodajemy wedle potrzeby tartej bułki).
Klopsiki obsmażamy na ostrym ogniu z obu stron na złoty kolor (mielony karp to mięso tłuste i lepkie, klopsiki grzecznie trzymają się kupy, nie ma problemów z obracaniem).
Obsmażone kulki wrzucamy do garnka z takim sosem, na jaki akurat mamy ochotę i dusimy na wolnym ogniu 15-20min.
Posypujemy zieleniną i podajemy z chlebem, ziemniakami lub frytkami, z makronem (np. szerokimi wstążkami albo japońskim gryczanym makaronem soba).
Odgrzane na drugi dzień smakują równie dobrze.
Można też zrobić więcej i gotowe klopsiki z sosem zamrozić, co by mieć później ekspresowy obiad.
*Tutaj klopsiki nurzają się w sosie jak do ryby po grecku (ze słoika zrobionego latem).
A recepta na najprostszy sos pomidorowy jest taka: na patelni przesmażyć na oliwie drobno posiekaną cebulę i czosnek, zalać przecierem pomidorowym, wsypać suszony tymianek, sól i pieprz i gotować, aż trochę odparuje i zgęstnieje.
**Mielone mięso z karpia smażymy już bez skóry, więc ma mniej intensywny karpiowy zapach niż usmażone dzwonka czy płaty. Jeśli to dla Was wada i wolicie, żeby karpia wyraźnie było czuć karpiem razem z mięsem zmielcie też tą jasną, miękką skórę z brzucha ryby. Zmieli się na gładko, nie będzie jej czuć między zębami, a karpiowy aromat będzie wyraźniejszy. Osobiście robię różnie, raz ze skórą, raz bez, w zależności od rodzaju sosu.
środa, 15 lipca 2015
Rybne mielaki, czyli aromatyczne i lekkie kebaby z ryby z kaparami
Rzadko trzymam się przepisów kropka w kropkę, zwykle traktuję je jak pomysł i robię po swojemu.
Jest jednak książka, którą kocham, do której przepisów podchodzę z pokorą i realizuję je bez zmian (lub prawie bez zmian).
Ta książka to "Jerozolima" autorstwa Ottolenghi i Tamimi, a zawarte w niej receptury są genialne i nic nie trzeba w nich zmieniać.
Dziś przedstawiam Wam rybne kebaby z tej książki, lekkie i aromatyczne kotleciki, bez intensywnego rybiego zapachu, idealne na lato; i na upały i podczas chłodniejszych, deszczowych dni.
Danie, które może być obiadem jednocześnie dla malucha i rodziców, bo jest smacznym pomysłem na rybę bez ości.
Potrzeba:
*500g filetów z białej ryby (np. dorsz, mintaj),
*pół pokruszonej czerstwej kajzerki,
*nieduże jajko,
*3 łyżki grubo posiekanych kaparów,
*pół pęczka koperku lub natki,
*2-3 cebulki dymki, posiekane,
*skórka otarta z 1 cytryny
*1-2 łyżki soku z cytryny,
*łyżeczka kuminu (przesiekanego lub utłuczonego w moździerzu),
*1/2 łyżeczki mielonej kurkumy,
*1/2 łyżeczki soli,
*świeżo mielony pieprz
Rybę tniemy na cienkie plasterki, a plasterki siekamy w drobną kostkę, pozbywając się przy okazji ewentualnych ości.
Przekładamy rybkę do miski, dajemy resztę składników i dokładnie wyrabiamy rękami.
Mokrymi dłońmi (żeby masa się nie lepiła do rąk) formujemy niewielkie placuszki lub paluchy (powinno wyjść ok. 12 sztuk), układamy je na talerzu i przykryte folią wkładamy do lodówki na 30 minut (lub kilka godzin, jeśli robimy je rano, a zjeść chcemy na obiad).
Kotleciki smażymy na średnim ogniu, ok. 4-6minut, aż zrumienią się równomiernie.
W książce proponują podać je z sałatką z opalanego bakłażana i kiszoną cytryną, u mnie pożarte zostały z młodymi ziemniaczkami i sałatą z winegretem.
Wybaczcie, że fotka taka biedna, ale dopiero pod koniec obiadu pomyślałam, że warto by te kotleciki sfotografować.
Opcja dla posiadaczy małego dziecia: posiekaną rybę mieszamy w misce najpierw z tymi przyprawami ( i w takiej ilości), które dzieć zje. Formujemy kilka kotlecików dla dziecia, a potem dorzucamy resztę przypraw, mieszamy i robimy kotleciki dla dorosłych (najlepiej jak będą różnić się kształtem). U mnie w wersji dla dziecia pomijam tylko większość cytrynowej skórki, sól i kapary.
Warto zrobić od razu z podwojonej ilości składników i zamrozić (już po usmażeniu). Są świetne jako awaryjny obiad prosto z zamrażarki, bo szybko się rozmrażają.
Jest jednak książka, którą kocham, do której przepisów podchodzę z pokorą i realizuję je bez zmian (lub prawie bez zmian).
Ta książka to "Jerozolima" autorstwa Ottolenghi i Tamimi, a zawarte w niej receptury są genialne i nic nie trzeba w nich zmieniać.
Dziś przedstawiam Wam rybne kebaby z tej książki, lekkie i aromatyczne kotleciki, bez intensywnego rybiego zapachu, idealne na lato; i na upały i podczas chłodniejszych, deszczowych dni.
Danie, które może być obiadem jednocześnie dla malucha i rodziców, bo jest smacznym pomysłem na rybę bez ości.
Potrzeba:
*500g filetów z białej ryby (np. dorsz, mintaj),
*pół pokruszonej czerstwej kajzerki,
*nieduże jajko,
*3 łyżki grubo posiekanych kaparów,
*pół pęczka koperku lub natki,
*2-3 cebulki dymki, posiekane,
*skórka otarta z 1 cytryny
*1-2 łyżki soku z cytryny,
*łyżeczka kuminu (przesiekanego lub utłuczonego w moździerzu),
*1/2 łyżeczki mielonej kurkumy,
*1/2 łyżeczki soli,
*świeżo mielony pieprz
Rybę tniemy na cienkie plasterki, a plasterki siekamy w drobną kostkę, pozbywając się przy okazji ewentualnych ości.
Przekładamy rybkę do miski, dajemy resztę składników i dokładnie wyrabiamy rękami.
Mokrymi dłońmi (żeby masa się nie lepiła do rąk) formujemy niewielkie placuszki lub paluchy (powinno wyjść ok. 12 sztuk), układamy je na talerzu i przykryte folią wkładamy do lodówki na 30 minut (lub kilka godzin, jeśli robimy je rano, a zjeść chcemy na obiad).
Kotleciki smażymy na średnim ogniu, ok. 4-6minut, aż zrumienią się równomiernie.
W książce proponują podać je z sałatką z opalanego bakłażana i kiszoną cytryną, u mnie pożarte zostały z młodymi ziemniaczkami i sałatą z winegretem.
Wybaczcie, że fotka taka biedna, ale dopiero pod koniec obiadu pomyślałam, że warto by te kotleciki sfotografować.
Opcja dla posiadaczy małego dziecia: posiekaną rybę mieszamy w misce najpierw z tymi przyprawami ( i w takiej ilości), które dzieć zje. Formujemy kilka kotlecików dla dziecia, a potem dorzucamy resztę przypraw, mieszamy i robimy kotleciki dla dorosłych (najlepiej jak będą różnić się kształtem). U mnie w wersji dla dziecia pomijam tylko większość cytrynowej skórki, sól i kapary.
Warto zrobić od razu z podwojonej ilości składników i zamrozić (już po usmażeniu). Są świetne jako awaryjny obiad prosto z zamrażarki, bo szybko się rozmrażają.
niedziela, 22 grudnia 2013
Krewetki smaczne i proste
Szybkie danie dla oderwania na chwilę myśli i kubków smakowych od świątecznych przygotowań.
Klasyczny, prosty i smakowity sposób na krewetki.
Potrzeba:
-krewetki* (tutaj niecałe 400g przed rozmrożeniem, na 2 osoby)
-białe wytrawne wino
-1 szalotka (ewentualnie pół małej cebuli)
-ząbek lub dwa czosnku
-pół łyżeczki startej skórki z cytryny, sól, pieprz, dwie szczypty tymianku, szczypta chilli
-czubata łyżka masła i trochę oliwy do smażenia
Na patelni rozgrzewamy oliwę i masło, podsmażamy na nim posiekaną szalotkę i zgnieciony czosnek. Kiedy cebulka się zeszkli wlewamy pół butelki wina i dodajemy przyprawy, redukujemy na dużym ogniu do 1/3 objętości. Wrzucamy krewetki. Nie trzymamy ich na patelni zbyt długo, żeby nie zrobiły się gumiaste, 5 minut zupełnie im wystarczy (a małym krewetkom wystarczą już trzy minuty).
Pożeramy, np. z kawałkiem świeżej bagietki (którą można zebrać z talerza resztki smakowitego sosu) i sałatą.
U mnie krewetki do towarzystwa miały makaron soba wymieszany z odrobiną oleju z włoskich orzechów i sezamem oraz ogórek polany gotowym owocowym sosem balsamicznym z Lidla. Tu akurat jest soba w wersji zielonej, z herbatą matcha. Taki zielony makaron jest bardzo dekoracyjny, ale jeśli chodzi o smak, to okazało się, że wolę zwykłą, burą w kolorze sobę.
*Krewetki polecam w pancerzykach, w efekcie finlnym są smaczniejsze i bardziej soczyste, ale jeśli nie macie ochoty bawić się w wydłubywanie, to oczywiście można użyć już obranych. Nie koniecznie muszą to być takie piękne i wielkie krewetki. Przyrządzone w ten sposób smakowite będą i koktajlowe krewetki z mrożonki (choć nie aż tak pyszne jak większe krewetki w pancerzykach).
Klasyczny, prosty i smakowity sposób na krewetki.
Potrzeba:
-krewetki* (tutaj niecałe 400g przed rozmrożeniem, na 2 osoby)
-białe wytrawne wino
-1 szalotka (ewentualnie pół małej cebuli)
-ząbek lub dwa czosnku
-pół łyżeczki startej skórki z cytryny, sól, pieprz, dwie szczypty tymianku, szczypta chilli
-czubata łyżka masła i trochę oliwy do smażenia
Na patelni rozgrzewamy oliwę i masło, podsmażamy na nim posiekaną szalotkę i zgnieciony czosnek. Kiedy cebulka się zeszkli wlewamy pół butelki wina i dodajemy przyprawy, redukujemy na dużym ogniu do 1/3 objętości. Wrzucamy krewetki. Nie trzymamy ich na patelni zbyt długo, żeby nie zrobiły się gumiaste, 5 minut zupełnie im wystarczy (a małym krewetkom wystarczą już trzy minuty).
Pożeramy, np. z kawałkiem świeżej bagietki (którą można zebrać z talerza resztki smakowitego sosu) i sałatą.
U mnie krewetki do towarzystwa miały makaron soba wymieszany z odrobiną oleju z włoskich orzechów i sezamem oraz ogórek polany gotowym owocowym sosem balsamicznym z Lidla. Tu akurat jest soba w wersji zielonej, z herbatą matcha. Taki zielony makaron jest bardzo dekoracyjny, ale jeśli chodzi o smak, to okazało się, że wolę zwykłą, burą w kolorze sobę.
*Krewetki polecam w pancerzykach, w efekcie finlnym są smaczniejsze i bardziej soczyste, ale jeśli nie macie ochoty bawić się w wydłubywanie, to oczywiście można użyć już obranych. Nie koniecznie muszą to być takie piękne i wielkie krewetki. Przyrządzone w ten sposób smakowite będą i koktajlowe krewetki z mrożonki (choć nie aż tak pyszne jak większe krewetki w pancerzykach).
środa, 5 września 2012
Bakłażan pieczony z pomidorkami (i rybą smażoną na maśle)
Sezon na pomidory i pomidorki w pełni. Wie o tym bardzo dobrze moja Teściowa, która w ogródku ma owocujące w hurtowych ilościach krzaki pomidorków koktajlowych. Dzięki temu co jakiś czas trafia do mnie siatka słodkich, dojrzałych mini pomidorków. Mniam.
Potrzeba:
Bakłażany kroimy na plastry ok. 1cm grubości. Solimy, kładziemy posoloną stroną na podwójnym papierowym ręczniku, solimy drugą stronę i przykrywamy papierowym ręcznikiem, dociskamy i zostawiamy na 15-20 min. Kroimy cebulę na pół, potem w plastry. Czosnek kroimy na plasterki. Najbardziej pracochłonne co musimy zrobić, to każdego pomidorka dźgamy widelcem lub nacinamy nożem (wtedy lepiej się upieką, a nie wybuchną podczas pieczenia). Żaroodporne naczynie smarujemy oliwą (taką do smażenia, nie extra virgin). Na dno układamy plastry bakłażana, przesmarowujemy oliwą (najwygodniej za pomocą silikonowego pędzelka), potem pomidorki, cebulę i czosnek, prószymy solą, pieprzem i odrobiną płatków chilli, a następnie znów bakłażana, smarujemy oliwą, itd. do wyczerpania składników. Wierzch skrapiamy oliwą i posypujemy świeżo zmielonym pieprzem.
Wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy do miękkości bakłażana (200 stopni 20-30 min.).
Można zjeść na śniadanie lub kolację z kawałkiem dobrego pieczywa, albo na obiad w pracy odgrzane w mikrofali, można też podać jako jarzynkę do klasycznego obiadu z ziemniaczkami i mięskiem.
Na zdjęciu z chlebkiem i pyszną, super prostą rybą.
RYBA:
Grubo siekamy kolendrę lub koperek. Filet z lubianej morskiej ryby (tutaj filet z czarniaka, czyli bliskiego krewnego dorsza, który smakuje bardzo podobnie i często jest sprzedawany jako dorsz) solimy i pieprzymy z każdej strony. Na patelni rozgrzewamy oliwę (taką do smażenia), kiedy się rozgrzeje wkładamy łyżkę masła i roztapiamy, kładziemy rybę i smażymy po 2-3 min z każdej strony. Wykładamy na talerz, posypujemy zielonym (najlepiej natką kolendry albo natką pietruszki, albo koperkiem, albo szczypiorkiem) i podajemy zanim ostygnie. Obok kładziemy cząstkę cytryny do pokropienia ryby.
Potrzeba:
- 0,5 kg pomidorków koktajlowych (ewentualnie zwykłych, dojrzałych pomidorów)
- dwa średnie bakłażany (ok. 1kg)
- cebula
- czerwona papryka
- 5 dużych ząbków czosnku
- oliwa, sól, pieprz, płatki chilli
Bakłażany kroimy na plastry ok. 1cm grubości. Solimy, kładziemy posoloną stroną na podwójnym papierowym ręczniku, solimy drugą stronę i przykrywamy papierowym ręcznikiem, dociskamy i zostawiamy na 15-20 min. Kroimy cebulę na pół, potem w plastry. Czosnek kroimy na plasterki. Najbardziej pracochłonne co musimy zrobić, to każdego pomidorka dźgamy widelcem lub nacinamy nożem (wtedy lepiej się upieką, a nie wybuchną podczas pieczenia). Żaroodporne naczynie smarujemy oliwą (taką do smażenia, nie extra virgin). Na dno układamy plastry bakłażana, przesmarowujemy oliwą (najwygodniej za pomocą silikonowego pędzelka), potem pomidorki, cebulę i czosnek, prószymy solą, pieprzem i odrobiną płatków chilli, a następnie znów bakłażana, smarujemy oliwą, itd. do wyczerpania składników. Wierzch skrapiamy oliwą i posypujemy świeżo zmielonym pieprzem.
Wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy do miękkości bakłażana (200 stopni 20-30 min.).
Można zjeść na śniadanie lub kolację z kawałkiem dobrego pieczywa, albo na obiad w pracy odgrzane w mikrofali, można też podać jako jarzynkę do klasycznego obiadu z ziemniaczkami i mięskiem.
Na zdjęciu z chlebkiem i pyszną, super prostą rybą.
RYBA:
Grubo siekamy kolendrę lub koperek. Filet z lubianej morskiej ryby (tutaj filet z czarniaka, czyli bliskiego krewnego dorsza, który smakuje bardzo podobnie i często jest sprzedawany jako dorsz) solimy i pieprzymy z każdej strony. Na patelni rozgrzewamy oliwę (taką do smażenia), kiedy się rozgrzeje wkładamy łyżkę masła i roztapiamy, kładziemy rybę i smażymy po 2-3 min z każdej strony. Wykładamy na talerz, posypujemy zielonym (najlepiej natką kolendry albo natką pietruszki, albo koperkiem, albo szczypiorkiem) i podajemy zanim ostygnie. Obok kładziemy cząstkę cytryny do pokropienia ryby.
sobota, 11 sierpnia 2012
Kaang Som
Kaang Som to tradycyjna tajska zupa*, której bazą jest kwaśna pasta curry (Sour Curry Paste). Do tego ryba lub krewetki. Testowane już kilkukrotnie. Mniam :)
Ostatnio zaniedbałam biednego bloga, po części z braku czasu, po części przez upały (bo jak jest tak gorąco to nic mi się nie chce), a po części przez to, że mam wiekową lodówkę. Lodówkę, która jest pewnie w moim wieku, z masą freonu w instalacji i z koniecznością rozmrażania co 3 miesiące. Ostatnie dwa tygodnie były więc u mnie kuchnią odmrażalnikową, smacznie było, ale mało malowniczo i popisowo, głównie zupowo. Wyjątek to ponad połowa kilogramowego opakowania krewetek, dużych, nie koktajlowej drobnicy. Było risotto z krewetkami, któremu jakoś tak nie zrobiłam fotki oraz tytułowe Kaang Som. Przepis opiera się na moim tłumaczeniu z angielskiego receptury z opakowania sour curry paste (nalepka po polsku zawierała tylko nazwę i składniki :).
Potrzeba :
*200g ugotowanych krewetek lub ryby (takiej o białym mięsie),
*500ml wody
*sos rybny (od biedy sos sojowy) i opakowanie (50g) sour curry paste**
*po trochu pokrojonych ulubionych warzyw, dajemy co lubimy.W tradycji kuchni tajskiej, każda gospodyni ma swój ulubiony zestaw. Oczywiście warzywa powinny pasować do krewetkowego czy rybiego smaku. Może być, np. cukinia, zielona papryka, rzepka lub kalarepka, mrożony lub świeży groszek (nie taki z puszki!), fasolka szparagowa albo mamut, natka, odrobinę naci z selera lub posiekany seler naciowy, sałata rzymska, cebula lub dużo szczypiorku, czosnek, itp., itd. (na opakowaniu jako przykładowy zestaw podają: biała kapusta, fasolka szparagowa, papaja, biała rzepka). Warzyw nie powinno być zbyt dużo różnych, bo stłumią rybi lub krewetkowy smak, który powinien być nutą przewodnią tego dania (trzeba sobie wybrać max trzy różne plus cebula/szczypiorek i czosnek).
W osolonej wodzie gotujemy krewetki*** lub kawałki ryby. Połowę krewetek (lub ryby) miażdżymy szerokim nożem czy widelcem. Paćkę dodatkowo siekamy i dokładnie mieszamy z pastą curry. W garnku zagotowujemy pół litra wody, dodajemy pastę curry z paćką krewetkową, dokładnie mieszamy. Dodajemy pokrojone warzywa , gotujemy do miękkości warzyw. Jak to w azjatyckich daniach powinny być raczej chrupkie niż rozgotowane. Doprawiamy do smaku sosem rybnym, z którym trzeba ostrożnie, bo łatwo przedawkować (powinien być rybny, ale od biedy można też doprawić sosem sojowym). Wyłączamy gaz, dokładamy resztę krewetek (lub ryby) i mieszamy. Po wyłączeniu gazu razem z krewetkami dodajemy te warzywa, którym nie służy gotowanie, np. pomidory czy marynowane łodygi lotosu (smaczny, ostro-słodko-kwaśno-chrupiący dodatek do kupienia w sklepach z azjatycką żywnością, do zajadania także w sałatkach lub na kanapkach).
Podajemy z ryżem. Z wierzchu posypujemy posiekaną bazylią, kolendrą albo drobniutko pokrojoną sałatą lodową lub rzymską.
Smakowite lekkie danie na upały i nie tylko, pyszniejsze z krewetkami, ale z rybą także wspaniałe.
Uwagi techniczne:
*Z tej ilości wody wychodzi mi coś bardziej jak gulasz niż zupa. Widocznie daję za dużo warzyw, żeby danie miało konsystencję zupy. Za pierwszym razem było to przypadkiem, potem już specjalnie, bo w gęstszej wersji pasuje mi bardziej. W przypadku robienia wersji z delikatną w smaku białą rybą trzeba uważać, żeby warzywa nie stłumiły smaku ryby.
**Jest spora różnica w składzie tej pasty w zależności od producenta i na to trzeba zwracać uwagę. Pasta kupiona w azjatyckim sklepie miała w składzie m.in.: szalotki (34%), chilli (27%), sól, pastę krewetkową (12%) i suszone krewetki (7%), kwasek cytrynowy i trochę galangalu. Natomiast pasta kupiona w supermarkecie na dziale z orientalną żywnością tylko chilli (40%), szalotki (30%), sól i czosnek. Tą pierwsza jest super, jest odpowiednio ostra i o wiele bardziej smakowa. Ta druga jest ostra straszliwie (chociaż dałam 2/3 z opakowania 50g), a całe danie ma o wiele płytszy smak.
***Z gotowaniem krewetek trzeba uważać. Gotowane zbyt długo robią się nieprzyjemnie twarde. Zagotowujemy osoloną wodę. Wrzucamy rozmrożone krewetki (albo pokrojoną w kawałki rybę) na wodę gotującą się na ostrym ogniu (ma zaczęć znów wrzeć możliwie najszybciej po wrzuceniu krewetek) i gotujemy 2 (góra 3) min. od momentu ponownego zawrzenia.
Ostatnio zaniedbałam biednego bloga, po części z braku czasu, po części przez upały (bo jak jest tak gorąco to nic mi się nie chce), a po części przez to, że mam wiekową lodówkę. Lodówkę, która jest pewnie w moim wieku, z masą freonu w instalacji i z koniecznością rozmrażania co 3 miesiące. Ostatnie dwa tygodnie były więc u mnie kuchnią odmrażalnikową, smacznie było, ale mało malowniczo i popisowo, głównie zupowo. Wyjątek to ponad połowa kilogramowego opakowania krewetek, dużych, nie koktajlowej drobnicy. Było risotto z krewetkami, któremu jakoś tak nie zrobiłam fotki oraz tytułowe Kaang Som. Przepis opiera się na moim tłumaczeniu z angielskiego receptury z opakowania sour curry paste (nalepka po polsku zawierała tylko nazwę i składniki :).
Potrzeba :
*200g ugotowanych krewetek lub ryby (takiej o białym mięsie),
*500ml wody
*sos rybny (od biedy sos sojowy) i opakowanie (50g) sour curry paste**
*po trochu pokrojonych ulubionych warzyw, dajemy co lubimy.W tradycji kuchni tajskiej, każda gospodyni ma swój ulubiony zestaw. Oczywiście warzywa powinny pasować do krewetkowego czy rybiego smaku. Może być, np. cukinia, zielona papryka, rzepka lub kalarepka, mrożony lub świeży groszek (nie taki z puszki!), fasolka szparagowa albo mamut, natka, odrobinę naci z selera lub posiekany seler naciowy, sałata rzymska, cebula lub dużo szczypiorku, czosnek, itp., itd. (na opakowaniu jako przykładowy zestaw podają: biała kapusta, fasolka szparagowa, papaja, biała rzepka). Warzyw nie powinno być zbyt dużo różnych, bo stłumią rybi lub krewetkowy smak, który powinien być nutą przewodnią tego dania (trzeba sobie wybrać max trzy różne plus cebula/szczypiorek i czosnek).
W osolonej wodzie gotujemy krewetki*** lub kawałki ryby. Połowę krewetek (lub ryby) miażdżymy szerokim nożem czy widelcem. Paćkę dodatkowo siekamy i dokładnie mieszamy z pastą curry. W garnku zagotowujemy pół litra wody, dodajemy pastę curry z paćką krewetkową, dokładnie mieszamy. Dodajemy pokrojone warzywa , gotujemy do miękkości warzyw. Jak to w azjatyckich daniach powinny być raczej chrupkie niż rozgotowane. Doprawiamy do smaku sosem rybnym, z którym trzeba ostrożnie, bo łatwo przedawkować (powinien być rybny, ale od biedy można też doprawić sosem sojowym). Wyłączamy gaz, dokładamy resztę krewetek (lub ryby) i mieszamy. Po wyłączeniu gazu razem z krewetkami dodajemy te warzywa, którym nie służy gotowanie, np. pomidory czy marynowane łodygi lotosu (smaczny, ostro-słodko-kwaśno-chrupiący dodatek do kupienia w sklepach z azjatycką żywnością, do zajadania także w sałatkach lub na kanapkach).
Podajemy z ryżem. Z wierzchu posypujemy posiekaną bazylią, kolendrą albo drobniutko pokrojoną sałatą lodową lub rzymską.
Smakowite lekkie danie na upały i nie tylko, pyszniejsze z krewetkami, ale z rybą także wspaniałe.
Uwagi techniczne:
*Z tej ilości wody wychodzi mi coś bardziej jak gulasz niż zupa. Widocznie daję za dużo warzyw, żeby danie miało konsystencję zupy. Za pierwszym razem było to przypadkiem, potem już specjalnie, bo w gęstszej wersji pasuje mi bardziej. W przypadku robienia wersji z delikatną w smaku białą rybą trzeba uważać, żeby warzywa nie stłumiły smaku ryby.
**Jest spora różnica w składzie tej pasty w zależności od producenta i na to trzeba zwracać uwagę. Pasta kupiona w azjatyckim sklepie miała w składzie m.in.: szalotki (34%), chilli (27%), sól, pastę krewetkową (12%) i suszone krewetki (7%), kwasek cytrynowy i trochę galangalu. Natomiast pasta kupiona w supermarkecie na dziale z orientalną żywnością tylko chilli (40%), szalotki (30%), sól i czosnek. Tą pierwsza jest super, jest odpowiednio ostra i o wiele bardziej smakowa. Ta druga jest ostra straszliwie (chociaż dałam 2/3 z opakowania 50g), a całe danie ma o wiele płytszy smak.
***Z gotowaniem krewetek trzeba uważać. Gotowane zbyt długo robią się nieprzyjemnie twarde. Zagotowujemy osoloną wodę. Wrzucamy rozmrożone krewetki (albo pokrojoną w kawałki rybę) na wodę gotującą się na ostrym ogniu (ma zaczęć znów wrzeć możliwie najszybciej po wrzuceniu krewetek) i gotujemy 2 (góra 3) min. od momentu ponownego zawrzenia.
piątek, 6 kwietnia 2012
Cytrynowa zupa rybia
Składniki na pierwszy rzut oka może nie całkiem pasują, ale efekt jest smakowity i harmonijny. Nadają się tu resztki z delikatniejszych ryb z białym mięsem jak pstrąg, dorsz, labraks czy dorada. Tu była łepetyna, ogon i kręgosłup z dorady i pstrąga. Zupa zupełnie inna niż esencjonalny, tłustszy rosół łososiowy, który w smaku przypomina bardziej rosół mięsny. Kiedyś jeszcze do kolekcji poszukam fajnego przepisu na zupę z ryb słodkowodnych jak lin czy szczupak, a może nawet karp :)
Cytrynowej zupie rybnej zupełnie nie szkodzi zamrażanie, więc połowę można wrzucić do zamrażarki na czas późniejszy, jak nam się nie będzie chciało robić obiadu :)
Na wywar:
*kręgosłupy, łby, ogony, itp. z ryb o białym mięsie
*dwie marchewki, dwie pietruszki, spory kawałek selera, zielona część pora, spora opalona cebula, kilka ząbków czosnku
*2-3 liście laurowe, 3 ziela angielskie, łyżeczka ziaren pieprzu, łyżka ziaren kozieradki (opcjonalnie, ale bardzo polecam do wszelkich wywarów na zupę), pół łyżeczki suszonego tymianku
Wszystkie składniki zalewamy 2-3 litrami zimnej wody i gotujemy godzinę. Przecedzamy do drugiego garnka. Wyjmujemy marchew, pietruszkę i seler.
Cebula nie musi być koniecznie opalona, ale polecam przeciąć ją na pół, nadziać na widelec i opalić nad palnikiem kuchenki, aż zacznie mocno pachnieć pieczoną cebulą. Taki zabieg podbija smak wywaru.
Skąd wziąć resztki ryb? Zwykle kupuję ryby w całości, jak filetuję czy piekę zostawiam sobie resztki w zamrażarce, gdzie czekają aż najdzie mnie fantazja na rybią zupę. Tak, wiem, że pieczona ryba wygląda o wiele ładniej w całości, ale szkoda mi wyrzucać cenne łby i ogony, ucinam je jeszcze surowej rybie. Rybie po upieczeniu wpływa to tylko na wygląd, ale nie na smak :)
Na 2-3 litry wody optymalnie jest dać resztki z 2-3 ryb, od ilości tych resztek będzie zależała intensywność rybiego smaku.
Na zupkę:
* 3 spore ziemniaki, marchewka i pietruszka, warzywa odłożone z robienia wywaru, cebula, 3 ząbki czosnku, ok. 10cm białej części pora, masło, spora szczypta curry
* chlust maggi, sok z cytryny i otarta skórka z 1/2 cytryny, sól, pieprz, ew. jeszcze trochę tymianku
* brukselka lub cukinia, łazanki
Na maśle przesmażamy z curry grubo pokrojone cebulę, por i czosnek, dodajemy do wywaru. Na patelnię dajemy jeszcze masła i przesmażamy pokrojone ziemniaki, marchew i pietruszkę, też wraz z masłem z patelni dodajemy do wywaru. Dodajemy przyprawy (bez soku z cytryny), warzywa z robienia wywaru i gotujemy do miękkości ziemniaków. Soląc pamiętamy o tym, że curry i maggi też jest trochę słone. Studzimy tak, żeby można było zupę potraktować blenderem, dajemy sok i miksujemy na krem. Za pierwszym razem polecam dodawać sok z cytryny partiami, żeby zobaczyć jaki stopień kwaśności nam pasuje. Próbujemy, ewentualnie doprawiamy, stawiamy na gaz do zawrzenia i wyłączamy.
Wykładamy na talerz ugotowaną brukselkę i łazanki, zalewamy zupą, posypujemy zieleniną.
Smacznego
PS jeśli nie lubimy brukselki, to możemy dać zielony groszek albo cukinię (którą kroimy w grube plastry i wrzucamy na 2-3 min. do posolonej, gotującej się wody, odcedzamy i dajemy na talerz zamiast brukselki)
Cytrynowej zupie rybnej zupełnie nie szkodzi zamrażanie, więc połowę można wrzucić do zamrażarki na czas późniejszy, jak nam się nie będzie chciało robić obiadu :)
Na wywar:
*kręgosłupy, łby, ogony, itp. z ryb o białym mięsie
*dwie marchewki, dwie pietruszki, spory kawałek selera, zielona część pora, spora opalona cebula, kilka ząbków czosnku
*2-3 liście laurowe, 3 ziela angielskie, łyżeczka ziaren pieprzu, łyżka ziaren kozieradki (opcjonalnie, ale bardzo polecam do wszelkich wywarów na zupę), pół łyżeczki suszonego tymianku
Wszystkie składniki zalewamy 2-3 litrami zimnej wody i gotujemy godzinę. Przecedzamy do drugiego garnka. Wyjmujemy marchew, pietruszkę i seler.
Cebula nie musi być koniecznie opalona, ale polecam przeciąć ją na pół, nadziać na widelec i opalić nad palnikiem kuchenki, aż zacznie mocno pachnieć pieczoną cebulą. Taki zabieg podbija smak wywaru.
Skąd wziąć resztki ryb? Zwykle kupuję ryby w całości, jak filetuję czy piekę zostawiam sobie resztki w zamrażarce, gdzie czekają aż najdzie mnie fantazja na rybią zupę. Tak, wiem, że pieczona ryba wygląda o wiele ładniej w całości, ale szkoda mi wyrzucać cenne łby i ogony, ucinam je jeszcze surowej rybie. Rybie po upieczeniu wpływa to tylko na wygląd, ale nie na smak :)
Na 2-3 litry wody optymalnie jest dać resztki z 2-3 ryb, od ilości tych resztek będzie zależała intensywność rybiego smaku.
Na zupkę:
* 3 spore ziemniaki, marchewka i pietruszka, warzywa odłożone z robienia wywaru, cebula, 3 ząbki czosnku, ok. 10cm białej części pora, masło, spora szczypta curry
* chlust maggi, sok z cytryny i otarta skórka z 1/2 cytryny, sól, pieprz, ew. jeszcze trochę tymianku
* brukselka lub cukinia, łazanki
Na maśle przesmażamy z curry grubo pokrojone cebulę, por i czosnek, dodajemy do wywaru. Na patelnię dajemy jeszcze masła i przesmażamy pokrojone ziemniaki, marchew i pietruszkę, też wraz z masłem z patelni dodajemy do wywaru. Dodajemy przyprawy (bez soku z cytryny), warzywa z robienia wywaru i gotujemy do miękkości ziemniaków. Soląc pamiętamy o tym, że curry i maggi też jest trochę słone. Studzimy tak, żeby można było zupę potraktować blenderem, dajemy sok i miksujemy na krem. Za pierwszym razem polecam dodawać sok z cytryny partiami, żeby zobaczyć jaki stopień kwaśności nam pasuje. Próbujemy, ewentualnie doprawiamy, stawiamy na gaz do zawrzenia i wyłączamy.
Wykładamy na talerz ugotowaną brukselkę i łazanki, zalewamy zupą, posypujemy zieleniną.
Smacznego
PS jeśli nie lubimy brukselki, to możemy dać zielony groszek albo cukinię (którą kroimy w grube plastry i wrzucamy na 2-3 min. do posolonej, gotującej się wody, odcedzamy i dajemy na talerz zamiast brukselki)
czwartek, 16 lutego 2012
Śledzie marynowane w winie z korzennymi przyprawami
Obiecany we wcześniejszym wpisie (tu) przepis na śledzie po skandynawsku. Choć tak naprawdę, to nie jest to całkiem taki przepis jak w książce Podróże kulinarne, tom: Kuchnia skandynawska. To jest przepis z tej książki trochę pomieszany z przepisem na śledzie z tej samej serii, ale z tomu Kuchnia żydowska i z moją własną inwencją. Kolejny przepis, który na stałe zagościł w mojej kuchni. Są bardzo pyszne.
Potrzeba:
*opakowanie ok. 500g śledzi matijasów (znaczy, jak to w marketach polskich śledzie a'la matijasy, takie prawdziwe to pewnie trzeba by przepłukać z soli)
*szklanka (250ml) czerwonego wytrawnego wina i trochę ponad pół szklanki octu z czerwonego wina
(albo szklanka wody i trochę mniej niż szklanka octu z czerwonego wina)
*3 liście laurowe, 4 goździki, kawałek kory cynamonu (coś w rodzaju drzazgi z 0,5 cm szerokiej i 3 cm długiej), 4 ziela angielskie, płaska łyżeczka ziaren pieprzu, szczypta chilli, jak ktoś lubi może być ułamek gwiazdki anyżu (nie dużo, jedno "ramię" gwiazdki)
*czerwona cebula albo cebula cukrowa, albo cebula czosnkowa, albo 2-3 szalotki pokrojone w cienkie plasterki
*niewielka garść rodzynek
Do garnka wlewamy ocet i wodę lub ocet i wino oraz przyprawy. Doprowadzamy do wrzenia i jak zawrze zdejmujemy z ognia. Wino i ocet są mieszanką bardziej aromatyczną i dają śledzie mniej śledziowe w smaku, woda z octem jest ostrzejsza, daje śledzie kwaśniejsze i jakby troszkę bardziej śledziowe. Obie wersje bardzo smaczne.
W płaskim naczyniu układamy połowę cebuli (szalotka jest troszkę ostrzejsza w smaku, natomiast różnica między cukrową a czerwoną cebulą jest głównie wizualna). Układamy płasko śledzie. Posypujemy resztą cebuli i rodzynkami. Zalewamy zalewą razem z przyprawami (ale wyjmujemy kawałek kory cynamonu). Można zalać zalewą gorącą lub ostudzoną. Zalane gorącą zalewą są bardziej kruche, mają trochę konsystencję gotowanej ryby, moim zdaniem są lepsze. Zalane zalewą zimną mają bardziej tradycyjną dla śledzi konsystencję, mniej kruchą, a bardziej zwartą.
Przykrywamy folią spożywczą, odstawiamy na noc do lodówki, można dłużej. Zajadamy ze świeżym chlebkiem i sałatą, można ugotować sobie do nich jajko na twardo albo zrobić jajko sadzone.
Na poniższym zdjęciu wbrew pozorom jest śledzi więcej niż jeden, reszta się po prostu ukryła pod zalewą :)
Smacznego.
Potrzeba:
*opakowanie ok. 500g śledzi matijasów (znaczy, jak to w marketach polskich śledzie a'la matijasy, takie prawdziwe to pewnie trzeba by przepłukać z soli)
*szklanka (250ml) czerwonego wytrawnego wina i trochę ponad pół szklanki octu z czerwonego wina
(albo szklanka wody i trochę mniej niż szklanka octu z czerwonego wina)
*3 liście laurowe, 4 goździki, kawałek kory cynamonu (coś w rodzaju drzazgi z 0,5 cm szerokiej i 3 cm długiej), 4 ziela angielskie, płaska łyżeczka ziaren pieprzu, szczypta chilli, jak ktoś lubi może być ułamek gwiazdki anyżu (nie dużo, jedno "ramię" gwiazdki)
*czerwona cebula albo cebula cukrowa, albo cebula czosnkowa, albo 2-3 szalotki pokrojone w cienkie plasterki
*niewielka garść rodzynek
Do garnka wlewamy ocet i wodę lub ocet i wino oraz przyprawy. Doprowadzamy do wrzenia i jak zawrze zdejmujemy z ognia. Wino i ocet są mieszanką bardziej aromatyczną i dają śledzie mniej śledziowe w smaku, woda z octem jest ostrzejsza, daje śledzie kwaśniejsze i jakby troszkę bardziej śledziowe. Obie wersje bardzo smaczne.
W płaskim naczyniu układamy połowę cebuli (szalotka jest troszkę ostrzejsza w smaku, natomiast różnica między cukrową a czerwoną cebulą jest głównie wizualna). Układamy płasko śledzie. Posypujemy resztą cebuli i rodzynkami. Zalewamy zalewą razem z przyprawami (ale wyjmujemy kawałek kory cynamonu). Można zalać zalewą gorącą lub ostudzoną. Zalane gorącą zalewą są bardziej kruche, mają trochę konsystencję gotowanej ryby, moim zdaniem są lepsze. Zalane zalewą zimną mają bardziej tradycyjną dla śledzi konsystencję, mniej kruchą, a bardziej zwartą.
Przykrywamy folią spożywczą, odstawiamy na noc do lodówki, można dłużej. Zajadamy ze świeżym chlebkiem i sałatą, można ugotować sobie do nich jajko na twardo albo zrobić jajko sadzone.
Na poniższym zdjęciu wbrew pozorom jest śledzi więcej niż jeden, reszta się po prostu ukryła pod zalewą :)
Smacznego.
PS dopisek z 18 lutego. Dziś zostały pożarte resztki śledzi. Były naprawdę pyszne, winne, korzenne i jednocześnie śledziowe... mniam :) Zdecydowanie lepsze są jak poleżą w zalewie przynajmniej 24h, a nie tylko noc.
Dopiszę też przy okazji uwagę dotyczącą proporcji. Z ukochanym lubimy kwaśne smaki, z podanych składników wychodzą śledzie mocno kwaśne. Przypuszczam, że większości z Was (tak jak mojej mamie, teściowej czy kilku znajomym) bardziej zasmakują śledzie z mniejszą niż podana ilością octu. Jeśli smakuje Wam kwaśność sklepowych rolmopsów to należy dać szklankę wina i 1/3 szklanki octu (1szkl. wody i 1/2 szkl. octu), a jak wolicie tylko delikatną kwaskowatość sklepowych koreczków, to szklankę wina i 1/4 szkl. octu. (1 szkl. wody i 1/3 szkl. octu). Reszta proporcji bez zmian. Jak raz zrobicie, to potem będzie o wiele łatwiej dobrać ilość octu pod wasz własny gust :)
poniedziałek, 9 stycznia 2012
Łosoś z sezamem pieczony
Pyszny przepis na świeżego łososia i banalnie łatwy w wykonaniu. Inspirowany tym postem ze smakowitego bloga kwestia smaku. W moim przypadku przepis bardzo uproszczony, taki do zrobienia na szybki obiad lub kolację z pajdą dobrego, świeżego chleba albo pieczonymi ziemniakami (hmn... u mnie jak zwykle z chlebkiem, bo po prostu lubię go strasznie jako skrobiową część posiłku, ale to musi być dobry chleb, a nie byle jaki supermarketowy).
Potrzeba:
*kawałek łososia
*olej sezamowy, oliwa, sól, pieprz, biały sezam
*koperek, cytryna
Naczynie do zapiekania smarujemy oliwą, kładziemy kawałki łososia. Rybę skrapiamy oliwą i olejem sezamowym (z tym sezamowym olejem to ostrożnie, bo to jedna z tych rzeczy, co to jest bardzo aromatyczna i w nadmiarze może całkiem zdominować smak całego dania). Posypujemy solą i pieprzem, na to sypiemy zwartą warstwę nasion sezamu. Pieczemy ok. 15 min. w 200 stopniach. Układamy na talerzu, posypujemy posiekanym grubo koperkiem, obok kładziemy ćwiartkę cytryny do wyciśnięcia na rybkę.
Jako część skrobiowa zamist chleba może wystąpić ryż lub ziemniaki. Jako sałatka pasować będzie po prostu pomidor (+sól, pieprz, ocet balsamiczny i oliwa) albo sałata z prostym winegretem (wymieszane z sobą oliwa, ocet, sól, pieprz, musztarda) albo seler naciowy pokrojony w plastry (+ majonez, zgnieciony ząbek czosnku, ocet balsamiczny, sól, pieprz, posiekane orzechy włoskie), itp.
Kiedy wykorzystałam filet ze skórą, to skóra została na naczyniu do zapiekania, a samo mięsko przeniesione na talerz było wilgotne i pysznie soczyste (ukochanemu bardziej smakowało). Jak tak samo zapiekałam kawałki łososia bez skóry, to całość była soczysta, ale na dnie naczynia zostały do wyskrobania pyszne, przypieczone kawałeczki łososia, które strasznie zasmakowały mi. Kawał łososia bardziej soczysty ze skórą czy przypieczony bez skóry, to już wasza decyzja. Obie wersje pyszne i polecam.
poniedziałek, 14 listopada 2011
Rosół łososiowy
W mojej zamrażarce dość często goszczą łososiowe łby, ogony i kręgosłupy. To wynik mieszkania blisko Makro w Markach, gdzie są świeżutkie i dobre ryby (głupio tak reklamować, ale ... no cóż, po świeże, dobre ryby jeździ się do makro i tak po prostu jest, więc tak piszę). Rodzinka wybiera się tam czasem, kupuje całego 4 kilogramowego łososia, filetuje go u mnie w kuchni, zabiera mięso, a mi zostają resztki. Z tych resztek radośnie robię sobie zupę. Łosoś to taka dziwna ryba, której bliżej do "normalnego" mięsa niż do śledzia, więc i rosół z niego mocniejszy niż taka po prostu rybia zupa. Polecam do tej zupy makaron gryczany soba. Taki zwykły tu nie pasuje, nie pasuje tak bardzo, jak soba do pomidorowej.
Potrzeba:
na ok. 2 litry gotowego wywaru
*łeb, kręgosłup, ogon z łososia
*marchewka, duża pietruszka, ok. 10 cm pora (ta zielona część), mały seler (dobrze jest jak do selera mamy też trochę natki), spora cebula*, 3-4 ząbki czosnku
*liście laurowe, 3 ziela angielskie, pół łyżeczki ziaren pieprzu, jak mamy to łyżkę ziaren kozieradki, sól
*makaron gryczany soba, marchewka pokrojona w talarki, mogą być (choć nie muszą, jak ktoś nie lubi) dwie łodygi selera naciowego, spora garść pestek słonecznika i druga sezamu, nie zaszkodzi kawałek mięsa z łososia albo strzępki wędzonego
Potrzeba:
na ok. 2 litry gotowego wywaru
*łeb, kręgosłup, ogon z łososia
*marchewka, duża pietruszka, ok. 10 cm pora (ta zielona część), mały seler (dobrze jest jak do selera mamy też trochę natki), spora cebula*, 3-4 ząbki czosnku
*liście laurowe, 3 ziela angielskie, pół łyżeczki ziaren pieprzu, jak mamy to łyżkę ziaren kozieradki, sól
*makaron gryczany soba, marchewka pokrojona w talarki, mogą być (choć nie muszą, jak ktoś nie lubi) dwie łodygi selera naciowego, spora garść pestek słonecznika i druga sezamu, nie zaszkodzi kawałek mięsa z łososia albo strzępki wędzonego
W dużym garnku układamy jarzyny, resztki łososia i przyprawy (pierwsze trzy gwiazdki listy składników) i zalewamy zimną wodą. Gotujemy ok. 1,5 godziny.
Zupę troszkę studzimy, ale nie całkiem, żeby tłuszcz nie zgęstniał i przecedzamy przez sitko (jak zbytnio wystudzimy, to smakowite oka zostaną na sitku). Do przecedzonego wywaru dokładamy kawałek marchewki i ew. seler naciowy pokrojony w cienkie talarki. Próbujemy, ewentualnie doprawiamy, można dodać trochę maggi. Stawiamy na gaz celem ponownego zagotowania. W tym czasie wstawiamy osoloną wodę na makaron, jak zawrze to dorzucamy sobę i gotujemy według przepisu na opakowaniu, uważamy aby nie rozgotować. Jak rosół zawrze dorzucamy pestki (ja lubię nieprażone, ale jak ktoś woli, to mogą być podprażone na suchej patelni) oraz ewentualnie kawałki surowego łososia, wyłączmy gaz jak mięsko się zetnie.
Na talerz wykładamy makaron, nalewamy zupę i posypujemy posiekaną natką albo dymką.
Na fotce jest akurat wersja wypasiona, bo zamiast pestek są podsmażone na maśle opieńki, położone na zupie tuż przed podaniem, a obok łosoś podsmażony na maśle z sokiem i startą skórką z cytryny. Ale wersja podstawowa w zupełności wystarcza na smakowity obiad.
*Cebulę polecam opalić nad palnikiem kuchenki lub palnikiem kuchennym, aż mocno się zaczerni i zacznie pachnieć pieczoną cebulą. Rosół będzie wtedy smaczniejszy.
*Post poddany drobnej edycji 20.07.2015
wtorek, 8 listopada 2011
Marzenie
Wróciłam do domu strasznie głodna. Otwieram lodówkę, a tam obiadek do odgrzania i ciasto. Obiad postanowiłam odgrzać później jak będzie mi się bardziej chciało, a pierwszy głód zaspokoić ciastem. Siedzę właśnie z nim przed kompikiem, robię przegląd meila, ulubionych blogów, facebooka ...
I nagle zdałam sobie sprawę z tego, że ... właśnie spełnia się jedno z moich dziecięcych marzeń : D
No bo kto w dzieciństwie nie marzył, żeby móc zjeść deser na obiad? Widzicie? Wcale nie musi tak być, że dziecięce marzenia nigdy się nie spełniają w dorosłości : )
No ta ja zajmę się zbieraniem resztek kremu z talerza, a wam zostawię fotkę potrawy, która na razie wygląda... no... tak jak wygląda, ale będzie bardzo smaczna w niedalekiej przyszłości ( owa przyszłość ).
I nagle zdałam sobie sprawę z tego, że ... właśnie spełnia się jedno z moich dziecięcych marzeń : D
No bo kto w dzieciństwie nie marzył, żeby móc zjeść deser na obiad? Widzicie? Wcale nie musi tak być, że dziecięce marzenia nigdy się nie spełniają w dorosłości : )
No ta ja zajmę się zbieraniem resztek kremu z talerza, a wam zostawię fotkę potrawy, która na razie wygląda... no... tak jak wygląda, ale będzie bardzo smaczna w niedalekiej przyszłości ( owa przyszłość ).
piątek, 4 listopada 2011
Kaliningrad's breakfast
Bawię się ostatnio w sympatyczny konkurs z bloga Akademia kulinarna . Autorzy to szefowie kuchni z porządnych hoteli. Jest ich pięciu. Każdy wymyśla składnik przewodni, a konkursowicze mają tydzień na wymyślenie fajnego dania z tym składnikiem. Nagroda niezła, zwycięzca każdego tygodnia wygrywa warsztaty z wybranym szefem kuchni. Taka super, żeby wygrać, to nie jestem niestety, ale wymyślać potrawę na zadany temat to przednia zabawa. Dla gimnastyki umysłowo-smakowej :)
To moja propozycja na hasło "cannelloni".
Pomysł przyszedł mi do łepetyny przy okazji oglądania fotek z wycieczek za wschodnią granicę. Żarciowymi gwiazdami tych wyjazdów były:
-solanka (zupa z obowiązkowym udziałem nerek i parówek, udało mi się ją nawet upichcić w domu dzięki blogowi Kuchnia Ireny i Andrzeja , zupa na pewno kiedyś pojawi się na blogu)
-kwas chlebowy sprzedawany na ulicy z żółtych beczek (zwykle był przepyszny, choć czasem niektórzy nędzni sprzedawcy mieli w swoich beczkach straszne siki)
-sałatki na zimno z owocami morza i majonezem
- i kawior, tam w przystępnych cenach nawet dla mniej zamożnej kieszeni, i orzeszki piniowe, które na południowej Syberii są zwykłą przegryzką jak ziarna słonecznika u nas... i ... żem się wakacyjnie rozmarzyła zbytnio, pora wrócić do rzeczywistości...
W hotelu w Kaliningradzie jedliśmy na śniadanie sałatkę z kalmarów i krewetek, z jajkiem i majonezem, świeży biały chleb i do tego kieliszki zmrożonej wódki (o którą nikt nie prosił, ku naszemu lekkiemu zaskoczeniu automatycznie pojawiła się w zestawie do tej sałatki, mimo że pora była śniadaniowa, ale my na to żeśmy wcale nie narzekali ;) ).
Było bardzo smakowicie.
Przepis zainspirowało tamto śniadanie. Schroniskowa "zimna płyta" tylko w rosyjskim klimacie. Proste i jednocześnie wykwintne smaki, do których i kieliszek mroźnej wódki nie zaszkodzi nawet o poranku : )
Potrzeba:
*krewetki (te tutaj były mrożone, lepiej takie większe niż koktajlowe), paluszki surimi, wędzony łosoś, jajko na twardo, ikra, sok z cytryny, koperek, majonez
*wytrawne lub półwytrawne białe wino, masło, szalotki, niewielki, zgnieciony ząbek czosnku
*sałata lodowa i rzymska, majonez, wasabi
*cannelloni
*oliwa, plaster cytryny
*biały chleb
Króciutko gotujemy krewetki w osolonej wodzie z oliwą i plastrem cytryny, można dodać do gotowania płatki chilli. Krewetki wrzucamy na wrzącą wodę i po ponownym zawrzeniu gotujemy 1,5min (koktajlowe) lub 3-4 min większe. Potem dla smaku można je 30 sek. przesmażyć na maśle.
Na małej patelence szklimy na maśle szalotkę ze zgniecionym ząbkiem czosnku, zalewamy białym winem. Redukujemy wino, aż prawie całe zniknie. Zestawiamy z ognia.
Gotujemy al dente cannelloni w osolonej wodzie z oliwą. Mieszamy posiekaną sałatę rzymską i lodową z sosem (wymieszany majonez, proszek wasabi, troszkę soli) i nadziewamy tym ostudzone cannelloni.
Ustawimy kolumnadę z nadzianego sałatą cannelloni na talerzu (będzie fajnie wyglądało jak cannelloni poucinamy na różną wysokość). Układamy na dużym talerzu ikrę na liściu sałaty, porwane w paski surimi, porwane kawałki wędzonego łososia posypanego koperkiem, jajko na twardo posypane solą i pieprzem, gotowane krewetki oraz pasmo z szalotki. Krewetki skrapiamy sokiem z cytryny. Do tego kleks majonezu i grzanki z białego chleba albo dobry, świeży biały chleb.
Wizualnie wyszedł z tego taki raczej śmietnik na talerzu, niż danie wyglądające jak małe dzieło sztuki, ale jest za to pysznie :)
Jeśli nie macie ochoty na to całe morskie towarzystwo można zrobić wersję wegetariańską i na talerzu poukładać jakieś fajne sery. Można też zrobić samo cannelloni z sałatą i jajkiem na twardo albo sadzonym. Nawet ja nie spodziewałam się, że zimny makaron z sałatą, majonezem i (KONIECZNIE MUSI BYĆ) wasabi będzie tak smaczny.
Orientacyjne proporcje na jedną porcję. 3 cannelloni, 10-15 dag krewetek, 1-2 surimi, plaster łososia, pół jajka, nieczubata łyżka stołowa ikry, jedna szalotka, 100 ml wina, pajda chleba, tyle sałaty ile zmieści się w makaronie
To moja propozycja na hasło "cannelloni".
Pomysł przyszedł mi do łepetyny przy okazji oglądania fotek z wycieczek za wschodnią granicę. Żarciowymi gwiazdami tych wyjazdów były:
-solanka (zupa z obowiązkowym udziałem nerek i parówek, udało mi się ją nawet upichcić w domu dzięki blogowi Kuchnia Ireny i Andrzeja , zupa na pewno kiedyś pojawi się na blogu)
-kwas chlebowy sprzedawany na ulicy z żółtych beczek (zwykle był przepyszny, choć czasem niektórzy nędzni sprzedawcy mieli w swoich beczkach straszne siki)
-sałatki na zimno z owocami morza i majonezem
- i kawior, tam w przystępnych cenach nawet dla mniej zamożnej kieszeni, i orzeszki piniowe, które na południowej Syberii są zwykłą przegryzką jak ziarna słonecznika u nas... i ... żem się wakacyjnie rozmarzyła zbytnio, pora wrócić do rzeczywistości...
W hotelu w Kaliningradzie jedliśmy na śniadanie sałatkę z kalmarów i krewetek, z jajkiem i majonezem, świeży biały chleb i do tego kieliszki zmrożonej wódki (o którą nikt nie prosił, ku naszemu lekkiemu zaskoczeniu automatycznie pojawiła się w zestawie do tej sałatki, mimo że pora była śniadaniowa, ale my na to żeśmy wcale nie narzekali ;) ).
Było bardzo smakowicie.
Przepis zainspirowało tamto śniadanie. Schroniskowa "zimna płyta" tylko w rosyjskim klimacie. Proste i jednocześnie wykwintne smaki, do których i kieliszek mroźnej wódki nie zaszkodzi nawet o poranku : )
Potrzeba:
*krewetki (te tutaj były mrożone, lepiej takie większe niż koktajlowe), paluszki surimi, wędzony łosoś, jajko na twardo, ikra, sok z cytryny, koperek, majonez
*wytrawne lub półwytrawne białe wino, masło, szalotki, niewielki, zgnieciony ząbek czosnku
*sałata lodowa i rzymska, majonez, wasabi
*cannelloni
*oliwa, plaster cytryny
*biały chleb
Króciutko gotujemy krewetki w osolonej wodzie z oliwą i plastrem cytryny, można dodać do gotowania płatki chilli. Krewetki wrzucamy na wrzącą wodę i po ponownym zawrzeniu gotujemy 1,5min (koktajlowe) lub 3-4 min większe. Potem dla smaku można je 30 sek. przesmażyć na maśle.
Na małej patelence szklimy na maśle szalotkę ze zgniecionym ząbkiem czosnku, zalewamy białym winem. Redukujemy wino, aż prawie całe zniknie. Zestawiamy z ognia.
Gotujemy al dente cannelloni w osolonej wodzie z oliwą. Mieszamy posiekaną sałatę rzymską i lodową z sosem (wymieszany majonez, proszek wasabi, troszkę soli) i nadziewamy tym ostudzone cannelloni.
Ustawimy kolumnadę z nadzianego sałatą cannelloni na talerzu (będzie fajnie wyglądało jak cannelloni poucinamy na różną wysokość). Układamy na dużym talerzu ikrę na liściu sałaty, porwane w paski surimi, porwane kawałki wędzonego łososia posypanego koperkiem, jajko na twardo posypane solą i pieprzem, gotowane krewetki oraz pasmo z szalotki. Krewetki skrapiamy sokiem z cytryny. Do tego kleks majonezu i grzanki z białego chleba albo dobry, świeży biały chleb.
Wizualnie wyszedł z tego taki raczej śmietnik na talerzu, niż danie wyglądające jak małe dzieło sztuki, ale jest za to pysznie :)
Jeśli nie macie ochoty na to całe morskie towarzystwo można zrobić wersję wegetariańską i na talerzu poukładać jakieś fajne sery. Można też zrobić samo cannelloni z sałatą i jajkiem na twardo albo sadzonym. Nawet ja nie spodziewałam się, że zimny makaron z sałatą, majonezem i (KONIECZNIE MUSI BYĆ) wasabi będzie tak smaczny.
Orientacyjne proporcje na jedną porcję. 3 cannelloni, 10-15 dag krewetek, 1-2 surimi, plaster łososia, pół jajka, nieczubata łyżka stołowa ikry, jedna szalotka, 100 ml wina, pajda chleba, tyle sałaty ile zmieści się w makaronie
Subskrybuj:
Posty (Atom)