.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wodorosty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wodorosty. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 11 stycznia 2015
Seleroryba czyli sushi seler
Wegetariańska ryba? A czemu nie :)
Przedstawiam Wam dziś moje ostatnie odkrycie: selerorybę, czyli rybę po wegańsku. Roślinożernym czytelnikom pewnie nie muszę jakoś specjalnie zachwalać, a mięsożernym powiem, że jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, jest naprawdę smakowite (o ile ktoś nie jest wrogiem selera) i pożywne oraz, że naprawdę zdrowo jest zrobić sobie przynajmniej 2-3 wege dni w tygodniu.
Przepis zaczerpnięty z bloga, który jest jedną z moich kulinarnych miłości. Ten blog to Jadłonomia, a oryginalna wersja przepisu tu.
Jak natknę się na pasternak lub skorzonerę, to przetestuję też "rybne" paluszki dla zadeklarowanych wrogów smaku selera.
Potrzeba (na 2 osoby):
-duży seler
-glony nori, ok. 5 płatów (to takie glony jak do sushi)
-2 łyżki suszonych glonów wakame (od biedy można pominąć)
-1-2 ziela angielskie, z 5 kulek pieprzu, 2 liście laurowe, pół łyżeczki ziaren kolendry, 2-3 łyżki sosu sojowego, oraz opcjonalnie (bardzo warto) jeśli coś z tego macie w kuchennej szafce: łyżka pasty miso, czubata łyżeczka nasion kozieradki i suszony liść lub dwa limonki kaffir
-ewentualnie trochę soli, ale z tym ostrożnie, bo sos sojowy i pasta miso są słone
-może być zwykła mąka pszenna, ale zamiast niej gorąco polecam tu mąkę z ciecierzycy lub grochu*
Poprzedniego dnia wieczorem lub tego samego rano zagotowujemy 1,5 litra wody z przyprawami, 3 płatami nori i wakame. Obrany seler kroimy na pół, po czym każdą połówkę na plastry ok. 1cm grubości. Do wrzącego wywaru wkładamy seler i gotujemy ok. 20 min. (powinien być ugotowany, ale nie rozgotowany i ciapowaty). Wyłączmy gaz i zostawiamy do ostygnięcia w wywarze na minimum kilka godzin, wyjmujemy z wywaru bezpośrednio przed przygotowaniem, żeby nie zdążyły wyschnąć (panierka i nori lepiej przylgną do wilgotnej powierzchni).
Płaty nori tniemy na paski o szerokości ok. 3 cm, tyle pasków ile plastrów selera. Każdy plaster selera dość ciasno owijamy paskiem nori i zostawiamy na chwilę, żeby nori zmiękło.
Na talerzyk wysypujemy mąkę i dokładnie obtaczamy w niej naszą selerorybę. Delikatnie prószymy solą i pieprzem.
Smażymy na złoto.
Podajemy z surówką (np. z kiszonej kapusty) i ziemniakami lub frytkami jak zwykłą smażoną rybę.
Seler w tym daniu jest wyczuwalny, ale nie dominuje, na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się morski smak glonów.
Bardzo smaczny obiadek, jednocześnie lekki i sycący, a dodatkowo bardzo zdrowy. Cóż chcieć więcej?
*Mąkę grochową lub ciecierzycową od dawna używam do panierowania także prawdziwej ryby, jest w połączeniu z rybką o wiele smaczniejsza niż zwykła mąka. Do tego w przypadku wege posiłku podwyższa też wartość odżywczą o wartościowe białko. Ale jeśli nie macie na stanie to oczywiście nie ma się co przejmować, zróbcie ze zwykłą mąką, też będzie pysznie.
piątek, 27 czerwca 2014
Awanturka z serka tofu. Jedna swojska, druga po japońsku.
Jeśli choć trochę znudziło się Wam zjadanie na śniadanie kanapek z żółtym serem czy szynką, to proszę, proponuję pasty kanapkowe z tofu. Mnóstwo smaku i bogactwo różnych zdrowych składników odżywczych. W dodatku są niedrogie o ile macie pod ręką jakiś autentycznie azjatycki sklep (w Warszawie znam jeden przy Hali Mirowskiej i jeden absolutnie rewelacyjny pod dachem centrum handlu barachłem, czyli na Marywilskiej 44). Kostka tofu kosztuje w takim sklepie 3,50 i przy okazji możecie też nabyć słoik rewelacyjnego marynowanego czosnku i pyszną kiszoną kapustę bok choy. Jeśli kupicie tofu w markecie lub sklepie ze zdrową żywnością cena pasty trochę wzrośnie.
Tofu jest jedną z moich kulinarnych miłości, co zwykle wywołuje zdziwienie, bo większość polskiej populacji uważa, że to coś co jedzą tylko wegetarianie oraz, że to coś paskudnego, bo bez smaku...
Tak jak u nas żółty ser czy ziemniaki, tak tofu to zupełnie zwykły składnik pożywienia w Chinach, Indiach, Tajlandii, Wietnamie, Japonii... Tam opinia, że jest tylko dla wegetarian wywołałaby mocne zdziwienie.
A że jest bez smaku? No tofu nie je się przecież w czystej postaci, to genialny produkt, o świetnej konsystencji, któremu można nadać 1000 smaków...
Na fotce kostki tofu wyłowione przez skośnooką, nie mówiącą po naszemu i bardzo ładną sprzedawczynię z czerwonej plastikowej skrzynki, gdzie pływały sobie w sojowej serwatce. Do każdej pasty użyłam pół kostki, ale kostki z "cywilizowanego" sklepu, z foliowym opakowaniem i wydrukowaną na nim datą ważości są o połowę mniejsze.
Awanturka po japońsku:
*tofu, ok. 200g,
*łyżka oleju sezamowego, jedna lub dwie łyżeczki sosu sojewego, pieprz, ewentualnie sól,
*płaska łyżeczka wakame i płat nori (jak do sushi), jeśli nie macie wakame (które zdecydowanie warto mieć), to dajemy 2-3 płaty nori,
*czubata łyżka pestek słonecznika (ja wolę nie prażone, ale możecie uprażyć, jeśli chcecie),
*czubata łyżka białego sezamu i druga czarnego (albo dwie białego, jak nie macie czarnego),
*ok. 1/2 szklanki drobno posiekanej zieleniny; obowiązkowa jest cebulka dymka i zielony ogórek (wykrajamy wodnisty środek z pestkami), a poza tym co kto lubi, pasować będzie biała rzodkiew, rzodkiewki, rzepa, kalarepka, sałata rzymska lub lodowa, zielona lub biała papryka, cukinia (tak, można ją jeść także na surowo), kawałek startej na grubych oczkach marchewki, kawałek drobno posiekanej białej części pora, itp., itd.,
*opcjonalnie (polecam!) czubata łyżka wiórków suszonego tuńczyka bonito (kolejny po wakame genialny japoński wynalazek),
*na wierzch kanapki można nałożyć trochę ikry lub strzępki wędzonego łososia
Wakame zalewamy w szklance ciepłą wodą. Widelcem wyrabiamy tofu na gładką masę z olejem, sosem sojowym i pieprzem, próbujemy, ewentualnie dosalamy. Całość powinna być trochę bardziej słona niż lubimy, bo potem domieszamy niesłone dodatki. Wakame odciskamy z wody, siekamy, nori tniemy nożyczkami na małe kawałki. Wrzucamy glony, pestki i ewentualnie wiórki bonito do tofu i mieszamy, potem mieszając po trochu dorzucamy zieleninę. Zieleniny powinno być dużo, ale bez przesady, żeby całość była pastą kanapkową, a nie sałatką. Próbujemy i ewentualnie dosalamy albo dodajemy pieprzu.
Rozsmarowujemy grubą warstwę pasty na chlebku, można na wierzch nałożyć trochę kawioru lub wędzonego łososia. Najlepiej smakuje na dobrym, ciemnym chlebie na zakwasie.
Awanturka swojska:
*ok. 200g tofu,
*łyżka oleju lnianego, orzechowego, z pestek dyni lub łyżka aromatycznej oliwy, co kto woli,
*sól, pieprz
*opcjonalnie (WARTO!) łyżeczka zmielonej, np. w młynku do kawy lub utłuczonej w moździeżu czarnuszki,
*2 łyżki pestek słonecznika albo po 1 słonecznika i dyni,
*ok. 3/4 szklanki luźno ułożonej drobno posiekanej zieleniny, co Wam fantazja i chętka podpowie, sałata, cebulka dyma, czosnek, zioła (może być natka pietruszki, koperek, bazylia, tymianek, rozmaryn, oregano...), por, kalarepka, papryka w waszym ulubionym kolorze, cukinia, ogórek, rzodkiew, rzepa, rzodkiewki, pomidory (bez mokrego środka), itp., itd.
Robi się tak samo jak awanturkę po japońsku. Najpierw wyrabiamy tofu z olejem, przyprawami i czarnuszką, potem dorzucamy pestki, mieszamy, następnie po trochu dorzucamy zieleninę, ile się da, żeby masa nie straciła konsytencji pasty kanapkowej. Tu zieleniny powinno "wejść" trochę więcej, bo do tej samej ilość tofu nie dajemy glonów.
Do tej pasty pasuje właściwie każde pieczywo na jakie mamy ochotę.
Tofu jest jedną z moich kulinarnych miłości, co zwykle wywołuje zdziwienie, bo większość polskiej populacji uważa, że to coś co jedzą tylko wegetarianie oraz, że to coś paskudnego, bo bez smaku...
Tak jak u nas żółty ser czy ziemniaki, tak tofu to zupełnie zwykły składnik pożywienia w Chinach, Indiach, Tajlandii, Wietnamie, Japonii... Tam opinia, że jest tylko dla wegetarian wywołałaby mocne zdziwienie.
A że jest bez smaku? No tofu nie je się przecież w czystej postaci, to genialny produkt, o świetnej konsystencji, któremu można nadać 1000 smaków...
Na fotce kostki tofu wyłowione przez skośnooką, nie mówiącą po naszemu i bardzo ładną sprzedawczynię z czerwonej plastikowej skrzynki, gdzie pływały sobie w sojowej serwatce. Do każdej pasty użyłam pół kostki, ale kostki z "cywilizowanego" sklepu, z foliowym opakowaniem i wydrukowaną na nim datą ważości są o połowę mniejsze.
Awanturka po japońsku:
*tofu, ok. 200g,
*łyżka oleju sezamowego, jedna lub dwie łyżeczki sosu sojewego, pieprz, ewentualnie sól,
*płaska łyżeczka wakame i płat nori (jak do sushi), jeśli nie macie wakame (które zdecydowanie warto mieć), to dajemy 2-3 płaty nori,
*czubata łyżka pestek słonecznika (ja wolę nie prażone, ale możecie uprażyć, jeśli chcecie),
*czubata łyżka białego sezamu i druga czarnego (albo dwie białego, jak nie macie czarnego),
*ok. 1/2 szklanki drobno posiekanej zieleniny; obowiązkowa jest cebulka dymka i zielony ogórek (wykrajamy wodnisty środek z pestkami), a poza tym co kto lubi, pasować będzie biała rzodkiew, rzodkiewki, rzepa, kalarepka, sałata rzymska lub lodowa, zielona lub biała papryka, cukinia (tak, można ją jeść także na surowo), kawałek startej na grubych oczkach marchewki, kawałek drobno posiekanej białej części pora, itp., itd.,
*opcjonalnie (polecam!) czubata łyżka wiórków suszonego tuńczyka bonito (kolejny po wakame genialny japoński wynalazek),
*na wierzch kanapki można nałożyć trochę ikry lub strzępki wędzonego łososia
Wakame zalewamy w szklance ciepłą wodą. Widelcem wyrabiamy tofu na gładką masę z olejem, sosem sojowym i pieprzem, próbujemy, ewentualnie dosalamy. Całość powinna być trochę bardziej słona niż lubimy, bo potem domieszamy niesłone dodatki. Wakame odciskamy z wody, siekamy, nori tniemy nożyczkami na małe kawałki. Wrzucamy glony, pestki i ewentualnie wiórki bonito do tofu i mieszamy, potem mieszając po trochu dorzucamy zieleninę. Zieleniny powinno być dużo, ale bez przesady, żeby całość była pastą kanapkową, a nie sałatką. Próbujemy i ewentualnie dosalamy albo dodajemy pieprzu.
Rozsmarowujemy grubą warstwę pasty na chlebku, można na wierzch nałożyć trochę kawioru lub wędzonego łososia. Najlepiej smakuje na dobrym, ciemnym chlebie na zakwasie.
Awanturka swojska:
*ok. 200g tofu,
*łyżka oleju lnianego, orzechowego, z pestek dyni lub łyżka aromatycznej oliwy, co kto woli,
*sól, pieprz
*opcjonalnie (WARTO!) łyżeczka zmielonej, np. w młynku do kawy lub utłuczonej w moździeżu czarnuszki,
*2 łyżki pestek słonecznika albo po 1 słonecznika i dyni,
*ok. 3/4 szklanki luźno ułożonej drobno posiekanej zieleniny, co Wam fantazja i chętka podpowie, sałata, cebulka dyma, czosnek, zioła (może być natka pietruszki, koperek, bazylia, tymianek, rozmaryn, oregano...), por, kalarepka, papryka w waszym ulubionym kolorze, cukinia, ogórek, rzodkiew, rzepa, rzodkiewki, pomidory (bez mokrego środka), itp., itd.
Robi się tak samo jak awanturkę po japońsku. Najpierw wyrabiamy tofu z olejem, przyprawami i czarnuszką, potem dorzucamy pestki, mieszamy, następnie po trochu dorzucamy zieleninę, ile się da, żeby masa nie straciła konsytencji pasty kanapkowej. Tu zieleniny powinno "wejść" trochę więcej, bo do tej samej ilość tofu nie dajemy glonów.
Do tej pasty pasuje właściwie każde pieczywo na jakie mamy ochotę.
poniedziałek, 10 marca 2014
Placki w stylu japońskim, czyli c.d. o wodorostach
Placki z glonami są potrawą uniwersalną. Wczoraj pożarłam je na śniadanie z kilkoma liśćmi sałaty, z surówką będą smacznym i sycącym daniem obiadowym (same albo w towarzystwie kawałka usmażonej w panierce lub upieczonej ryby), dobrze się sprawdzą także na kolację, można je wtedy posypać z wierzchu ikrą lub podrobioną wędzoną rybką (może być makrela, halibut, łosoś, co tam lubimy). Smakowite będą także w wesrsji wege, bez rybich domieszek, w wersji obiadowej można je podać z sałatką i aromatycznym tofu smażonym w panierce.
Potrzeba (na 2 os.):
*3 jajka
*3-4 łyżki sezamu (białego lub białego z czarnym)
*kilka łyżek mąki z grochu lub mąki gryczanej (można zastąpić pszenną razową, ale będą wtedy mniej smaczne, takie naleśnikowate w smaku)
*posiekana dymka, szalotka lub kawałek cebuli
*czubata łyżeczka wodorostów wakame (jak nie mamy od biedy można zastąpić pociętymi na drobne fragmenty trzema lub czterema płatami sushi nori)
*2-3 łyżeczki sosu sojowego, pieprz, ewentualnie trochę soli (ale słoność sosu sojowego raczej powinna wystarczyć)
*opcjonalnie, jeśli mamy (a polecam mieć i dodawać, bo są smakowite), 2 łyżki katsobushi, czyli suszonych wiórków z tuńczyka bonito
Wakame zalewamy letnią wodą, czekamy kilka minut, aż napęcznieją i kroimy (niezbyt drobno). Do miski wbijamy jajka, roztrzepujemy widelcem, wrzucamy wszystkie składniki poza mąką, mieszamy. Mieszając cały czas dodajemy po łyżce mąkę, aż do uzyskania gęstej, burej papki.
Smażymy na teflonowej patelni delikatnie przesmarowanej olejem (za pomocą silikonowego pędzelka, ewentualnie namoczonym w oleju papierowym ręcznikiem).
Właściwie to nie wiem czemu dopiero teraz zabrałam się za wpisy z glonami, choć są w mojej kuchni od kilku lat i je uwielbiam. Nie jest to orginalny japoński przepis tylko luźna wariacja w japońskim stylu smakowym.
Taką a'la japońską kuchnię bardzo polecam, bo jak już się zamówi składniki w rozsądnej cenie z allegro, to jest pyszna, zdrowa i wcale nie taka droga.
Jeszcze całkiem niedawno kuchnia japońska mnie onieśmielała. A potem wpadło mi w ręce kilka książek Murakamiego. Była w jednej z nich scena, gdzie gostek, student, zrobił sobie na prędce przegryzkę z ogórka i znalezionej w szafce puszki glonów. Olśniło mnie, przecież kuchnia japońska, to nie tylko sushi i skomplikowane, hermetyczne przepisy, to mnóstwo fajnych, żywych składników, które dla japończyków są zwykłe, i które nie raz przypadkowo łączą w ramach studenckiego stylu gotowania (od tego czasu zjadłam już nie jedną sałatkę z ogórkami, nori i wakame w roli głównej). Rys smakowy kuchni japońskiej bardzo mi odpowiada, mam sporo japońskich składników, które oswoiłam dzięki książkom Murakamiego.
Mniam, polecam, naprawdę nie ma co się bać japońskiej kuchni :)
Moje a'la japońskie potrawy są inspirowane głównie przepisami z bloga Japońska Kuchnia Karoliny i książeczki Kuchnia Japońska z serii Podróże Kulinarne dodawanej do gazety Rzeczpospolitej.
poniedziałek, 20 stycznia 2014
Zielone jedzenie, wodorosty i makaron
Wakame, genialny wynalazek kuchni japońskiej. W mojej kuchni pożerane, np. w sałatce z ogórkiem, jajecznicy, zupie w stylu japońskim albo z tytułowym gryczanym makaronem soba.
Takie glony czekają sobie grzecznie w postaci suchej i skurczonej, aż będą potrzebne, wtedy wystarczy tylko zalać je wodą i już, są gotowe do zjedzenia.
Mają charakterystyczny morski smak, jednak w połączeniu z innymi składnikami tworzą smakowitą całość. Tym z Was, którzy lubią sushi smakować będą też same.
Skąd je zdobyć? Na ten przykład z Allegro, jak większość egzotycznych składników. Paczka 100g suchych glonów, to naaapraaawdę duuużo glonów po namoczeniu.
Ta mała sucha kupka, to czubata łyżeczka, a poniżej taka sama ilość po namoczeniu.
Potrzeba:
- warzywa: zielona papryka, seler naciowy, kawałek marchewki starty na tarce na grubych oczkach, cebula, por, brokuł, sałata lodowa lub rzymska, kalarepka, biała rzodkiew, itp. (oczywiście nie wszystkie na raz, dodajemy to, co akurat mamy w lodówce, konieczna jest tylko cebula i zielona papryka, a reszta według uznania)
- pestki: czarny i biały sezam, słoneczik, dynia, mogą też być orzeszki ziemne (najważniejszy jest biały sezam, reszta doda smaku, ale nie jest niezbędna),
- gryczany makaron soba lub pszenny udon (od biedy może być spaghetti),
- wakame (ewentualnie pocięte nożyczkami na małe kawki arkusze nori, takie jak do sushi),
-sól, pieprz, sos sojowy, masło
Gotujemy makaron, uważamy żeby nie rozgotować. Wakame wsypujemy do szklanki i zalewamy letnią wodą. Siekamy wybrane warzywa i wakame. Na patelni rozgrzewamy dwie łyżki masła, wsypujemy pestki i przesmażamy, dodajemy warzywa i przesmażamy chwilę tak, żeby zostały chrupkie, na końcu dodajemy makaron i glony, i mieszamy, żeby maślano-pestkowo-warzywna masa dokładnie oblepiła makaron. Dodajemy sól, pieprz i chlust sosu sojowego, mieszamy.
Wykładamy na talrze i podajemy.
Całość przygotowań zajmuje tylko jakieś 20 minut.
Dla dwóch osób proporcje to: po kawałku wybranych warzyw, 4 łyżki mieszanych pestek, łyżeczka suchych wakame lub 2 płaty nori.
Jeśli chcemy można do masła do smażenia dodać kilka kropli oleju sezamowego, wtedy całości przewodzić będzie smak sezamu, a nie glonów (choć ja wolę bez sezamowego oleju, bardziej morskie w smaku).
W talerzu na zdjęciu z warzyw jest zielona papryka, cebula, seler naciowy i por.
Z pestek sezam biały i czarny, dynia i słonecznik.
Makaron jest zielonkawy, bo to soba z zieloną herbatą matcha, ale szczerze mówiąc normalna, bura grycznana soba jest tak samo dobra, tylko mniej malownicza.
Takie glony czekają sobie grzecznie w postaci suchej i skurczonej, aż będą potrzebne, wtedy wystarczy tylko zalać je wodą i już, są gotowe do zjedzenia.
Mają charakterystyczny morski smak, jednak w połączeniu z innymi składnikami tworzą smakowitą całość. Tym z Was, którzy lubią sushi smakować będą też same.
Skąd je zdobyć? Na ten przykład z Allegro, jak większość egzotycznych składników. Paczka 100g suchych glonów, to naaapraaawdę duuużo glonów po namoczeniu.
Ta mała sucha kupka, to czubata łyżeczka, a poniżej taka sama ilość po namoczeniu.
Potrzeba:
- warzywa: zielona papryka, seler naciowy, kawałek marchewki starty na tarce na grubych oczkach, cebula, por, brokuł, sałata lodowa lub rzymska, kalarepka, biała rzodkiew, itp. (oczywiście nie wszystkie na raz, dodajemy to, co akurat mamy w lodówce, konieczna jest tylko cebula i zielona papryka, a reszta według uznania)
- pestki: czarny i biały sezam, słoneczik, dynia, mogą też być orzeszki ziemne (najważniejszy jest biały sezam, reszta doda smaku, ale nie jest niezbędna),
- gryczany makaron soba lub pszenny udon (od biedy może być spaghetti),
- wakame (ewentualnie pocięte nożyczkami na małe kawki arkusze nori, takie jak do sushi),
-sól, pieprz, sos sojowy, masło
Gotujemy makaron, uważamy żeby nie rozgotować. Wakame wsypujemy do szklanki i zalewamy letnią wodą. Siekamy wybrane warzywa i wakame. Na patelni rozgrzewamy dwie łyżki masła, wsypujemy pestki i przesmażamy, dodajemy warzywa i przesmażamy chwilę tak, żeby zostały chrupkie, na końcu dodajemy makaron i glony, i mieszamy, żeby maślano-pestkowo-warzywna masa dokładnie oblepiła makaron. Dodajemy sól, pieprz i chlust sosu sojowego, mieszamy.
Wykładamy na talrze i podajemy.
Całość przygotowań zajmuje tylko jakieś 20 minut.
Dla dwóch osób proporcje to: po kawałku wybranych warzyw, 4 łyżki mieszanych pestek, łyżeczka suchych wakame lub 2 płaty nori.
Jeśli chcemy można do masła do smażenia dodać kilka kropli oleju sezamowego, wtedy całości przewodzić będzie smak sezamu, a nie glonów (choć ja wolę bez sezamowego oleju, bardziej morskie w smaku).
W talerzu na zdjęciu z warzyw jest zielona papryka, cebula, seler naciowy i por.
Z pestek sezam biały i czarny, dynia i słonecznik.
Makaron jest zielonkawy, bo to soba z zieloną herbatą matcha, ale szczerze mówiąc normalna, bura grycznana soba jest tak samo dobra, tylko mniej malownicza.
niedziela, 26 sierpnia 2012
Tofu (w sałatce po japońsku i smażone)
Lubię tofu, to bardzo wdzięczny materiał do dalszej kulinarnej obróbki.
Za biedna jestem, żeby kupować paczkowane tofu w marketach czy sklepach eko, ale w moim ukochanym sklepie z azjatyckim żarciem na Marywilskiej 44 spora kostka kosztuje 3zł. Dlatego jak już tam jestem, to zawsze je kupuję. Są chyba domowej produkcji, bo pływają luzem w sojowej serwatce w dużej plastikowej skrzyni. Takie samo tofu i też po 3zł można kupić także w azjatyckim sklepie na tyłach Hali Mirowskiej (o ile go znajdziecie, ten sklep, bo nie jest wcale tak łatwo :)
Tofu smażone w panierce
Kroimy tofu w ok. 1cm grubości plastry. Z obu stron solimy troszeczkę, pieprzymy i obficie posypujemy wybraną przyprawą (tofu jest w ogóle nie słone, jeśli wybraliśmy opcję z papryką, która nie ma w sobie soli jak gotowe mieszanki typu złocisty kurczak, to solimy plastry normalnie, a nie troszeczkę). W miseczce widelcem roztrzepujemy posolone jajko, na talerz wysypujemy bułkę tartą (możemy jeszcze wymieszać ją z tą przyprawą, którą posypaliśmy tofu). Plastry maczamy w jajku, potem w bułce i kładziemy na patelnię na rozgrzany tłuszcz. Smażymy chwilkę (tak żeby panierka ładnie się zrumieniła) z obu stron.
Przyprawy z listy składników, to te które przetestowałam osobiście i mi smakowały, ale na pewno nie są jedynymi pasującymi. Możecie spokojnie pokombinować. Niestety plastry tofu wymagają trochę delikatności przy panierowaniu i smażeniu (ale tak bez przesady, aż tak od razu się nie rozpadają).
Podajemy z pieczywem lub ziemniaczkami i sałatką.
Sałatka z tofu w stylu japońskim
Jeśli mamy wakame, to zalewamy je w szklance zimną wodą. Po 5-10 min napęcznieją i zrobi się ich ponad pół szklanki, odcedzamy je na drobnym sitku. Tofu kroimy w niewielką kostkę. Siekamy dymkę, koperek i sałatę (sałatę dość drobno), nori tniemy nożyczkami w niewielkie kawałki (nie trzeba go namaczać, samo zmięknie po wymieszaniu sałatki). Dokładnie mieszamy składniki sosu. W misce dokładnie mieszamy zieleninę z sosem, potem dodajemy kostki tofu i jeszcze raz mieszamy, ale już delikatnie, żeby się tofu nie rozpadło.
Sałatka bardzo smaczna, mimo że składająca się z samych strasznie zdrowych rzeczy. Choć pewnie nie każdemu się spodoba, bo w smaku bardzo w japońskim stylu. Dzieciom i zdeklarowanym wrogom glonów raczej nie zasmakuje, chociaż nie jest to pewne. Była testowana m.in. na 5 ludziach o raczej konserwatywnych gustach kulinarnych. Trzy osoby stwierdziły, że fuj bo glony, ale dwie uznały, że sałatka jest pyszna.
Mimo egzotyczności składników dobrze komponuje się z naszymi rodzimymi smakami. Można ją podać z kawałkiem bagietki, albo po prostu jako obiadową surówkę (bardzo przyjemnie komponuje się z takim najzwyklejszym rybnym filetem smażonym w panierce). Na zdjęciu wystąpiła jako część konkretnego śniadania zjedzonego ze świeżą kajzerką. Sprawdzi się też podana z miseczką ryżu lub jako sałatka do schabowych z ziemniakami.
*Oba przepisy to ilość składników na 2 osoby.
Za biedna jestem, żeby kupować paczkowane tofu w marketach czy sklepach eko, ale w moim ukochanym sklepie z azjatyckim żarciem na Marywilskiej 44 spora kostka kosztuje 3zł. Dlatego jak już tam jestem, to zawsze je kupuję. Są chyba domowej produkcji, bo pływają luzem w sojowej serwatce w dużej plastikowej skrzyni. Takie samo tofu i też po 3zł można kupić także w azjatyckim sklepie na tyłach Hali Mirowskiej (o ile go znajdziecie, ten sklep, bo nie jest wcale tak łatwo :)
Tofu smażone w panierce
- kostka tofu
- sól, pieprz, przyprawa złocista do kurczaka albo curry, albo kebab shoarma, albo słodka papryka w proszku wymieszana z odrobiną ostrej, albo (dodano w lutym 2015) odkryty już po napisaniu tego posta mój osobisty HIT do smażonego tofu czyli przyprawa Pakora Masala
- jajko i bułka tarta
Kroimy tofu w ok. 1cm grubości plastry. Z obu stron solimy troszeczkę, pieprzymy i obficie posypujemy wybraną przyprawą (tofu jest w ogóle nie słone, jeśli wybraliśmy opcję z papryką, która nie ma w sobie soli jak gotowe mieszanki typu złocisty kurczak, to solimy plastry normalnie, a nie troszeczkę). W miseczce widelcem roztrzepujemy posolone jajko, na talerz wysypujemy bułkę tartą (możemy jeszcze wymieszać ją z tą przyprawą, którą posypaliśmy tofu). Plastry maczamy w jajku, potem w bułce i kładziemy na patelnię na rozgrzany tłuszcz. Smażymy chwilkę (tak żeby panierka ładnie się zrumieniła) z obu stron.
Przyprawy z listy składników, to te które przetestowałam osobiście i mi smakowały, ale na pewno nie są jedynymi pasującymi. Możecie spokojnie pokombinować. Niestety plastry tofu wymagają trochę delikatności przy panierowaniu i smażeniu (ale tak bez przesady, aż tak od razu się nie rozpadają).
Podajemy z pieczywem lub ziemniaczkami i sałatką.
Sałatka z tofu w stylu japońskim
- pół kostki tofu
- ze 3 cebulki dymki, kilka liści sałaty (najlepiej karbowanej lub rzymskiej), kilka gałązek koperku, 1/2 płata nori (taki jak do sushi) i czubata łyżka suszonych glonów wakame (jeśli nie macie wakame, to po prostu dodajecie ze dwa płaty nori), dwie łyżki sezamu (najlepiej pół na pół czarnego i białego, ale sam biały też może być)
- 2-3 łyżki oleju lnianego, kilka kropli oleju sezamowego, sól, ocet ryżowy do smaku (ewentualnie rozcieńczony ocet spirytusowy albo ocet jabłkowy)
Jeśli mamy wakame, to zalewamy je w szklance zimną wodą. Po 5-10 min napęcznieją i zrobi się ich ponad pół szklanki, odcedzamy je na drobnym sitku. Tofu kroimy w niewielką kostkę. Siekamy dymkę, koperek i sałatę (sałatę dość drobno), nori tniemy nożyczkami w niewielkie kawałki (nie trzeba go namaczać, samo zmięknie po wymieszaniu sałatki). Dokładnie mieszamy składniki sosu. W misce dokładnie mieszamy zieleninę z sosem, potem dodajemy kostki tofu i jeszcze raz mieszamy, ale już delikatnie, żeby się tofu nie rozpadło.
Sałatka bardzo smaczna, mimo że składająca się z samych strasznie zdrowych rzeczy. Choć pewnie nie każdemu się spodoba, bo w smaku bardzo w japońskim stylu. Dzieciom i zdeklarowanym wrogom glonów raczej nie zasmakuje, chociaż nie jest to pewne. Była testowana m.in. na 5 ludziach o raczej konserwatywnych gustach kulinarnych. Trzy osoby stwierdziły, że fuj bo glony, ale dwie uznały, że sałatka jest pyszna.
Mimo egzotyczności składników dobrze komponuje się z naszymi rodzimymi smakami. Można ją podać z kawałkiem bagietki, albo po prostu jako obiadową surówkę (bardzo przyjemnie komponuje się z takim najzwyklejszym rybnym filetem smażonym w panierce). Na zdjęciu wystąpiła jako część konkretnego śniadania zjedzonego ze świeżą kajzerką. Sprawdzi się też podana z miseczką ryżu lub jako sałatka do schabowych z ziemniakami.
*Oba przepisy to ilość składników na 2 osoby.
Subskrybuj:
Posty (Atom)