.

.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dynia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dynia. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 15 października 2017

Dynia w słoiku a'la ananas

Jeśli wierzyć starym książkom kucharskim w rodzaju "Jak gotować" Disslowej czy tomów Lucyny Ćwierczakiewiczowej to dynia jak ananas była obowiązkowym przetworem w każdej porządnej spiżarni.
W internecie jest dużo przepisów na dynię a'la ananas jednak większość z nich owo podobieństwo opiera jedynie na dość słodkiej zalewie (proporcje zalewy wzięłam stąd klik). I tyle. Zrobiłam, ale to nie było to.
W przedwojennych książkach kucharskich do wielu receptur, m.in. właśnie do ananasopodobnej dyni używano kropli ananasowych. Aromatu, który drzewiej był popularny, a dziś w sklepach praktycznie nie występuje. Zamówiłam więc aromat ananasowy przez internet.
I to jest to! Taka marynowana dynia jest rewelacyjna!
Tak, wiem, sztuczne aromaty są teraz niemodne, ale co mi tam.
Dynia jest chrupka, słodka, ale to słodycz zrównoważona lekką kwaśnością, a aromat ananasowy nadaje świetnego posmaku. Nadal czuć, że to dynia, ale jest zdecydowanie fajniejsza niż taka zwykła.


Składniki:
-1l wody
-200g cukru
-100ml octu 10%
-dynia pokrojona w kostkę (ok. 1-1,5cm), u mnie ćwiartka dyni średniej wielkości
-aromat ananasowy w proszku

Kostki dyni jak najściślej układamy w słoikach (nie da się całkiem ścisło ich poukładać, ale staramy się jak możemy). Zagotowujemy wodę z cukrem i octem, jak zawrze zmniejszamy ogień i dodajemy aromat ananasowy. Mojego dałam ćwierć łyżeczki, ale to zależy od tego jaki aromat kupimy, cy będzie w proszku czy w kroplach. Po prostu dajemy po odrobince mieszając, aż zalewa nabierze przyjemnego ananasowego aromatu.
Gorącą zalewą zalewamy dynię, zalewamy prawie pod samą zakrętkę, od razu zakręcamy i stawiamy słoiki do góry dnem. Wieczka powinny się zassać
Następnego dnia pasteryzujemy słoiki. Można tradycyjnie męczyć się pasteryzując w garze z wodą (ok. 20 min od zagotowania się wody), ale ja wolę w piekarniku. Wstawiam do zimnego piekarnika, nastawiam na 70-80 stopni i trzymam 20-30 min od momentu nagrzania piekarnika (wszystkie wieczka powinny się wybrzuszyć) i zostawiam w nim słoiki do ostygnięcia, aż wszystkie wieczka ponownie się zassają.


Taką dynię możemy użyć do sałatek, do duszenia lub pieczenia mięs, którym pasują owoce, np. do schabu czy kaczki, w miseczce jako przegryzkę na imprezowym stole, jako dodatek do talerza wędlin lub deski serów, a także do deserów.

Przetwór nietypowy i smakowity.

A resztę aromatu możecie zużyć do ciast, kremów, budyniów, serników albo innych marynowanych owoców, np. gruszek. Ananasowy aromat bardzo smakowicie podkręci smak naleśników lub racuchów z jabłkiem, albo nadzienia do szarlotki.

Uwagi techniczne:
-nie umiem napisać na ile słoików wystarczy podana ilość zalewy, musicie być przygotowani, że zalewy pewnie trzeba będzie dorobić. Do mniejszej liczby dużych słoików potrzeba mniej zalewy niż do większej ilości małych. Większa ilość małych jest za to według mnie bardziej praktyczna w użyciu. Zależy też jak jesteście dobrzy w puzzlach przestrzennych, czyli jak sprytnie potraficie poukładać dyniowe kostki w słoiku. Tak "pi razy drzwi razy oko" ta zalewa powinna wystarczyć na pięć, sześć słoików 250ml, takich tradycyjnych od dżemów.
-w niektórych słoikach te fragmenty dyniowych kostek, które były ponad zalewą odbarwiły się na biało. Nie wpływa to na smak, a jedynie na wygląd. Żeby temu odbarwieniu zapobiegnąć trzeba by wrzucić dynię do wrzącej zalewy, momencik zagotować i dynią wraz z zalewą napełniać słoiki. Jest to jednak o wiele bardziej upierdliwe, gorącymi kostkami o wiele trudniej sensownie zapełnić słoiki. Dla mnie trud zdecydowanie nie wart podjęcia. Ale uczciwie ostrzegam jeśli jesteście bardzo wrażliwymi estetami.

poniedziałek, 9 października 2017

Kolorowa, jesienna kasza. Z dynią i grzybami.

Wiem, większość z Was teraz intensywnie tęskni za latem.
A ja? Kocham jesień.
Mgły, nitki babiego lata, obfitość jesiennych warzyw i owoców. Melancholijne nastroje na tle szaleństwa jesiennych kolorów, żółci i czerwieni.
Aromatyczne grzyby i słodka, intensywnie pomarańczowa dynia.
Jak jest dynia i grzyby, to już niewiele więcej potrzeba.
Zapraszam na pełną smaku jesienną kaszę.


Potrzeba (na 4 porcje):
- ćwiartka dyni hokkaido lub piżmowej
- leśne grzyby 400-500g (albo więcej jak chcecie), u mnie miks koźlarzy, podgrzybków, kilka kurek, co tam znajdziecie
- nieduża cebula, 3 ząbki czosnku, kawałek białej części pora, pół niedużej pietruszki drobno posiekanej
- łyżeczka curry, łyżka majeranku, sól, pieprz
- oliwa do smażenia lub smalec (polecam kaczy), czy jakiś inny tłuszcz do smażenia
- 2 pełne szklanki suchej kaszy, tu jęczmienna perłowa, ale może być też pęczak lub niepalona gryczana
- garść natki pietruszki
- czubata łyżka masła

Czosnek siekamy, cebulę kroimy w grubszą kostkę, pora w cienkie talarki. Na dużej patelni rozgrzewamy tłuszcz i przesmażamy cebulkę, pora i czosnek. Dorzucamy curry i majeranek, chwilę przesmażmy, dodajemy dynię pokrojoną w niedużą kostkę (hokkaido nie trzeba obierać) i pietruszkę, chwilę przesmażamy. Dorzucamy na patelnię grzyby w dużych kawałkach i kaszę, podlewamy czym mamy, wodą lub bulionem (warzywny bardziej mi tu pasuje smakiem niż na mięsie), a najlepiej wodą z obgotowywania grzybów (większe grzyby trafiły do tego obiadu, a mniejsze po obgotowaniu do marynowania, ta woda po obgotowywaniu grzybów, to świetna przyprawa ).
Na początek podlewamy trzema szklankami płynu i dusimy wszystko na małym ogniu do miękkości kaszy i ugotowania grzybów. Często mieszamy. W miarę zapotrzebowania dolewamy po trochu wody czy wywaru tyle ile będzie go chciała wchłonąć kasza.
Pod koniec gotowania dodajemy czubatą łyżkę masła.
Do podania obficie posypujemy posiekaną natką pietruszki.
I już.
Smacznego.


Jeśli chcecie jeszcze bardziej na wypasie można na wierzch jesiennej kaszy położyć jajko sadzone.
Jeśli nie wyobrażacie sobie obiadu bez mięsa, to można dodać pokrojony w kostkę boczek lub kiełbasę chorizo na etapie podsmażania cebuli i czosnku.

piątek, 14 października 2016

Makaron i kremowy sos dyniowy

Jak jest dynia to zawsze wychodzi żółty, wesoły obiad idealny na jesień.
Tym razem delikatny i kremowy, pełen smaku i bardzo sycący.
Obiad z tych lubianych przez dzieci.
Kocham dynie :)
Potrzeba (na 4 os.):
- dynia, ok. 1kg (polecam hokkaido lub piżmową)
- opakowanie serka mascarpone (200-250g)
- cebula
- nieduża czerwona papryka
- kawałek białej części pora (5-10 cm)
- 3-4 ząbki czosnku
- kilka pieczarek (4-6 szt.)*
- 2-3 cebulki dymki wraz ze szczypiorem
- sól, pieprz, pół łyżeczki suszonego tymianku, ewentualnie troszkę chilli
- parmezan lub pecorino, ew. długo dojrzewający, aromatyczny cheddar
- natka pietruszki
- makaron (np. muszelki, kokardki, itp.)

Dynię pieczemy (wydłubujemy pestki i pakujemy ją do nagrzanego piekarnika, pieczemy w 180 stopniach do miękkości, czyli kiedy widelec będzie w nią bez oporu wchodził, powinno to zająć ok. 30min).
Cebulę i pora kroimy w półkrążki, pieczarki w plastry, paprykę w mniejszą kostkę, czosnek siekamy. Warzywa podsmażamy z przyprawami na niewielkiej ilości oleju (żeby cebula się zeszkliła, a papryka nabrała aromatu i delikatnych rumieńców).
Upieczoną dynię wybieramy łyżką ze skórki (chyba, że użyliśmy hokkaido, to skórki nie musimy się pozbywać), wkładamy do miski wraz z serkiem, wlewamy pół szklanki wody i miksujemy blenderem żyrafą na gładką masę.


Przelewamy masę na patelnię z warzywami (spokojnie, nie musicie wycelować w gotowość warzyw co do sekundy, to nie Top Chef, jeśli warzywa podsmażą się wcześniej po prostu gasimy pod nimi gaz, żeby poczekały na dynię). Gotujemy całość na niewielkim ogniu, ok. 15-20 minut, aż smaki się połączą, pod koniec dodajemy posiekaną dymkę.

Na talerz nakładamy świeżo ugotowany makaron i hojnie sos dyniowy, po czym obficie posypujemy tartym serem i posiekaną natką pietruszki.


Żółto, syto, smakowicie.

*Będzie jeszcze smaczniejsze jeśli zamiast pieczarek dodacie leśne grzyby, np. borowiki czy kozaczki.

niedziela, 14 października 2012

Pieczona dynia (z orzechami, rozmarynem i parmezanem) i surówką kiełkowo-marchewkową

Poprzednio był żółty kurczak, to i teraz będzie żółto i pomarańczowo na talerzu.

Potrzeba
  • 1kg dyni
  • masło
  • sól, pieprz, 
  • 20-30 listków rozmarynu
  • parmezan
  • garść włoskich orzechów lub kilka łyżek sezamu
Dynię kroimy na podłużne, nie za duże kawałki, obieramy i wykrawamy miękki środek (pestki możemy ususzyć i potem zjeść :).
Smażymy kawałki dyni na maśle, tak żeby się zrumieniły.
Solimy i pieprzymy z obu stron. Układamy na blasze do pieczenia wyłożonej folią aluminiową (albo na blasze posmarowanej tłuszczem) i posypujemy posiekanymi listkami rozmarynu. Pieczemy w 180 stopniach 20-30 min (w przepisie jest 30 min, ale u mnie wystarczyło 20, to pewnie zależy od tego jak mocno podsmażymy dynię na początku i od wielkości kawałków, małe upieką się szybciej).
Wyjmujemy dynię, posypujemy posiekanymi orzechami (lub sezamem) i startym serem. Zapiekamy jeszcze 5 minut.
Pycha.


Na fotce w towarzystwie czosnkowych grzanek i surówki kiełkowo-marchewkowej.
Chlebek: na patelni roztapiamy masło, solimy delikatnie, przesmażamy dwa zgniecione ząbki czosnku i wkładamy kromki chleba (najlepiej takiego z różnymi ziarenkami), delikatnie rumienimy z każdej strony.
Surówka: mieszamy opakowanie kiełków lucerny ze startą niewielką marchewką, solimy troszeczkę, polewamy 2 łyżkami oleju lnianego ewentualnie oliwy oraz sokiem z cytryny (ilość zależy czy wolimy mniej lub bardziej kwaśne) i dokładnie mieszamy.

Z tej ilości najedzą się 3 osoby. U mnie osoby są dwie, więc jedna porcja została do odgrzania na drugi dzień. Danie raczej nie z tych do odgrzewania, nadal było smacznie, ale kawałki dyni zamieniły się w dyniową papkę i nabrały mącznego posmaku.

Przepis znaleziony w gazecie Bistro z października zeszłego roku.
Na straganie ze starymi gazetami złapałam na chybił trafił pierwszą ze stosu pisemek kulinarnych, ot tak, żeby mieć co poczytać w pociągu. Nie mogłam lepiej trafić :) Numer bardzo "aktualny" tematycznie, m.in. dyniowy, a ja dwa dni później stałam się szczęśliwym posiadaczem dwóch dyń.To na pewno nie ostatni przepis z tego numeru Bistro jaki pojawi się na blogu.

wtorek, 29 listopada 2011

Dyniowy tażine

W poprzednim poście było jak zrobić kiszoną cytrynę ( tu), a teraz danie inspirowane kuchnią marokańską z jej udziałem. Taka europejska wariacja na temat klasycznego tażine (ale o takim prawdziwym tażine na pewno jeszcze będzie, jak tylko znajdę gdzieś żeliwną nakładkę na palnik, która pozwoli gotować w glinianym naczyniu na kuchence gazowej). Znów kombinowanie na temat zadany w konkursie na blogu Akademia kulinarna.  Tym razem na hasło dynia. To chyba było najtrudniejsze zadanie wymyślić coś swojego na tak klasyczny temat. Dyniowy tażine wyszedł naprawdę pyszny, bardzo polecam. Z drobną tylko uwagą, że to danie nie do odgrzewania niestety. Zwykle tażine to długo duszone danie, któremu odgrzewanie na dzień następny nie szkodzi zupełnie. W przypadku tego z dyni, jest inaczej, bo warzywo to mocno papkowacieje i całość na następny dzień nie jest już taka smaczna. Podane ilości są na dwie głodne osoby. Na fotce porcja nie wygląda może imponująco, ale to dlatego, że leży na ogromnym talerzu.

Potrzeba:
*kilogramowy kawałek dyni pokrojonej w ok. 1 cm kostkę
*pół zielonej papryki pokrojonej w cienkie paski
*5 cm kawałek białej części pora w plasterkach
*mała czerwona cebula w plasterkach
*dwa ząbki czosnku drobno posiekane
*posiekana dymka
*łyżka miodu, sok z połowy limonki lub cytryny
*ćwiartka bardzo drobno pokrojonej kiszonej cytryny (opcjonalnie oczywiście, ale naprawdę warto)
*pół garści rodzynek i czubata łyżka płatków migdałowych
*kumin, cynamon, mielone goździki, pieprz, sól, pieprz turecki (pieprz turecki, to ostra papryka uwędzona, a potem ususzona i rozdrobniona na płatki, ma bardzo fajny aromat, ale można go zastąpić zwykłym chilli)
*do podania jogurt naturalny wymieszany z solą, pieprzem i posiekaną świeżą miętą
*masło i oliwa z oliwek (nie extra virgin tylko taka do smażenia)


W garnku lub na patelni z grubym dnem na maśle z oliwą podsmażamy dynię. Dodajemy przyprawy (na początek niecałą łyżeczkę kuminu, łyżeczkę cynamonu i pół łyżeczki mielonych goździków oraz sól i pieprz, porządną szczyptę pieprzu tureckiego, ilości oczywiście orientacyjne, bo zależą od naszego smaku). Podsmażamy chwilę. Dorzucamy cebulę z papryką, przesmażamy do lekkiego zeszklenia cebuli. Dodajemy czosnek i por, przesmażamy. Dolewamy szklankę wody rozmieszanej z miodem i sokiem z limonki, jeśli będzie potrzeba to później można jeszcze dolać trochę wody podczas duszenia. Dorzucamy rodzynki, migdały i kiszoną cytrynę. Dusimy, aż dynia będzie miękka, ale nie rozgotowana. W tym czasie trzeba spróbować i ewentualnie dodać więcej przypraw, danie powinno być bardzo aromatyczne, jak to w arabskiej kuchni, no ale nie może smakować samymi przyprawami. Pod sam koniec duszenia dodajemy dymkę i mieszamy.
Do podania w oddzielnej miseczce mieszamy jogurt z solą, pieprzem i świeżymi, posiekanymi listkami mięty, bardzo do takiego dyniowego tażine pasuje.

Reszta obiadu według uznania. Taka dynia jest aromatyczna, smakowita i pożywna, więc spokojnie może obejść się bez mięsa.

Na fotce jest pieczona gicz cielęca. Cielęcą gicz nacieramy solą i czerwoną shoarmą, zostawiamy w lodówce na kilka godzin, a potem pieczemy do miękkości. Nie zwróciłam uwagi na czas, wyłączyłam jak była przyrumieniona i widelec miękko wchodził w mięsko.



Pasować będzie też upieczony czy usmażony kurczak lub indyk. W bardziej wypasionej wersji mogą być jagnięce kotlety.

Częścią skrobiową może być ryż lub chlebki pita. To na fotce to niby arabskie naleśniki (mąka, woda, sól, pieprz, ziarna czarnuszki, wszystko wymieszane do konsystencji gęstego ciasta naleśnikowego, placuszki zostały upieczone na suchej patelni).

Smacznego

niedziela, 6 listopada 2011

Dyniowe risotto

Moje pierwsze spotkanie z risotto i ryżem do risotto. Na pewno nie ostatnie : )
Bardzo spodobała mi się konsystencja tego rodzaju ryżu, całość jest pysznie kremowa, ale ziarenka są dobrze wyczuwalne. Trzeba uważać, żeby nie rozgotować. Niestety to jedno z tych dań, co to nie lubią za długo leżeć w lodówce i być odgrzewane, całość strasznie papciowacieje. Lepiej zrobić porcję do zjedzenia na jeden dzień, góra dwa. Przepis zaczerpnięty z Mirabelkowy blog .

Potrzeba
*szklankę ryżu do risotto (koniecznie takiego, zwykły ryż nie będzie miał takiej konsystencji)
*2 szklanki dyni pokrojonej w drobną kostkę
*masło
*szklanka białego wina (wytrawne lub półwytrawne)
*cebula
*ok. 600 ml bulionu
*mały ząbek czosnku
*sól, pieprz, odrobinkę płatków chilli
*garść posiekanej zieleniny (w oryginale powinno być kilka posiekanych listków szałwii, nie dodałam, bo nie miałam, ale myślę, że bardzo by tu pasowały)
*starty parmezan lub pecorino (u mnie było pecorino, na zdjęciu nieobecne, bo przypomniałam sobie o nim dopiero w trakcie jedzenia, bardzo fajnie podbija smak i nie należy go pomijać :)


Potrzebna będzie patelnia lub garnek z grubym dnem. Rozgrzewamy masło, wrzucamy posiekaną cebulkę, przesmażamy. Dorzucamy połowę dyni, delikatnie obsmażamy. Kiedy cebula się zeszkli, ale nie zarumieni, dodajemy ryż. Jak będzie za mało, dokładamy więcej masła. Smażymy, aż ryż cały pokryje się masłem i lekko się zeszkli. Wlewamy szklankę wina, mieszamy aż odparuje. Wlewamy po trochu bulion, każdą porcję dopiero jak ryż wchłonie poprzednią, mieszamy po każdym dolaniu. Jeśli zbraknie bulionu, a nadal będzie potrzebowało płynu, można dolać też troszkę wody. Po ok. 10 minutach dodać resztę dyni. Gotować jeszcze 5-10 min., ryż powinien być miękki, ale nie rozgotowany. Doprawić solą, pieprzem i odrobinką chilli.
Posypać zieleniną i startym serem. Serwować z pozostałym winem w ładnym kieliszku. U mnie dodatkowo dwa kawałki długo dojrzewającego sera, typu holender czy cheddar (ten na zdjęciu to pyszna, aromatyczna kozia gouda). Podane proporcje są na 3-4 osoby.
Mniam, mniam.
A następne risotto w mojej kuchni będzie grzybowe. 

piątek, 28 października 2011

Racuchy z dynią

Pierwszy słodki wpis.
U mnie placki były kolacyjne, bo nie przepadam za słodkimi śniadaniami, ale ciasto spokojnie można zrobić wieczorem, schować do lodówki na noc i następnego dnia rano usmażyć.

Potrzeba:
*dwie szklanki startej na grubych oczkach tarki dyni, trochę posiekanych orzechów włoskich lub laskowych, garść rodzynek
*ok. szklanki mleka, jajko, mąka, nieczubata łyżeczka proszku do pieczenia, szczypta soli, dwie czubate łyżki miodu, trochę przyprawy do piernika, smakowitym choć niekoniecznym dodatkiem jest łycha melasy.

Mieszamy dokładnie wszystkie składniki z drugiej gwiazdki listy składników. Mąki dajemy tyle, żeby całość była gęstą, ale nadal lejącą się masą. Dodajemy składniki z pierwszej gwiazdki listy składników i porządnie mieszamy. Chodzi o to, żeby masa była dość gęsta, po wylaniu chochelki na patelnię powinien zrobić się placek, a nie rozlany naleśnik. Jeśli jest zbyt płynnie dodajemy więcej mąki, jak jest zbyt gęste możemy dać jeszcze jedno jajko albo więcej mleka.
Smażymy racuchy na rozgrzanym oleju, np. rzepakowym. Kładziemy na papierowym ręczniku w celu odsączenia zbędnego tłuszczu. Jeszcze gorące posypujemy cukrem pudrem.
Mniam

poniedziałek, 10 października 2011

Zupa dyniowa

Na początek jeszcze jedna fotka dyniowego towarzystwa dla zaostrzenia apetytu.


A teraz zupa dyniowa, która zawsze się udaje i jest pyszna. Aromatyczna, gęsta, kremowa i żółciutka, z wyczuwalnym smakiem kokosa, czosnku i curry, które świetnie się z dynią komponują, leciuteńko pikantna. Bazę tego przepisu znalazłam kiedyś na blogu kulinarnym, ale zupełnie nie pamiętam którym, więc nie jestem w stanie podać źródła.

Potrzeba:
*kawałek dyni
*ziemniaki
*pietruszka, kawałek selera i biała część pora
*duża cebula i kilka ząbków czosnku
*puszka mleka kokosowego (w naprawdę ostatniej ostateczności może być zamiast niego gęsta śmietana) i wiórki kokosowe
*masło
*zielona albo brązowa soczewica
*sól, pieprz, płatki chilli, dobra mieszanka curry
*bulion warzywny albo drobiowy
*opcjonalnie (WARTO) wędzony boczek

Proporcje będą na końcu razem z kilkoma uwagami (do przeczytania dla wytrwałych :) a na razie przygotowanie.
Czosnek i cebulę siekamy (nie musi być zbyt drobno), pozostałe warzywa kroimy w grubą kostkę. Na patelni rozgrzewamy masełko i szklimy cebulę z czosnkiem, wrzucamy curry (dużo, u mnie dwie łyżki), przesmażamy i przekładamy do garnka. Na patelni rozgrzewamy kolejny kawałek masła i obsmażamy dynię i resztę. Wrzucamy do gara. Zalewamy bulionem tak, żeby przykrył warzywa (musi być go na tyle dużo, żeby się warzywa nie przypaliły podczas gotowania), solimy, porządnie pieprzymy i dajemy szczyptę płatków chilli. Gotujemy do miękkości warzyw i odstawiamy do lekkiego przestygnięcia. W tym czasie gotujemy w osolonej wodzie soczewicę. Przestygniętą zupę miksujemy, dodajemy puszkę mleka kokosowego, dwie garście wiórków, ugotowaną soczewicę oraz pokrojony w niewielkie kawałki i podsmażony boczek. Zagotowujemy. Ewentualnie dosalamy i/lub dajemy jeszcze szczyptę płatków chilli (powinno być tylko lekko wyczuwalne). Smacznie będzie jak podamy z posiekaną bazylią lub natką.


Proporcje zależą od ilości dyni. U mnie kawałek dyni miał 1,5 -2 kg, ziemniaków dajemy mniej więcej połowę objętości dyni, pietruszki pora i selera razem powinno być tyle co ziemniaków. Jeśli delikatny posmak selerowo-pietruszkowy nie jest czymś co lubicie można je pominąć (z zachowaniem pora koniecznie) i dać trochę więcej ziemniaków.
Soczewicy może nie być wcale, może być jej trochę albo dużo. Daję dużo, bo jest pyszna i żeby zupa była treściwsza. Ziarenka w kremowej zupie sprawiają, że całość ma fajniejszą konsystencję.
Curry i czosnku musi być dużo, w tych proporcjach 5-6 sporych ząbków. Nie martwcie się czosnkowym wyziewem, bo najpierw czosnek jest podsmażony, a potem gotowany, zupkę można zjeść nawet w pracy i nic nie czuć potem.
Najbardziej lubię curry Kamisa. Nie chodzi o reklamę, po prostu skład mieszanki najbardziej mi odpowiada, poza tym ma mało soli i chilli, więc mogę sama decydować o słoności i ostrości. Polecam to curry, ale oczywiście może być inne, wasze ulubione.
Bulion najlepszy jest porządny, domowy. Zupy z kostki to już nie to samo, ale jak nie ma dobrego bulionu, to przecież lepsza zupa z kostki niż żadna : )

niedziela, 9 października 2011

Dynie

Jakoś ze dwa lata temu kupiłam kawałek dyni. Nie była to pierwsza dynia w moim życiu kulinarnym, ale była wyjątkowa w smaku. Niby bledsza w kolorze od innych, a jednak słodka, aromatyczna, bardzo smaczna nawet na surowo. To był dyniowy ideał. Od tego czasu zawsze kupując dynię mam nadzieję, że będzie właśnie taka... i nigdy jakoś nie jest. Niby nie jest zła, ale jednak nie taka, pewnie to kwestia odmiany.
A tu niespodziewanie, w ostatni piątek zjawiły się u mnie w domu takie oto cosie:


Wszystko zaczęło się od niewinnej wycieczki do parku. W drodze powrotnej wpadliśmy do knajpki na grzane piwo w celu rozgrzania się, bo chłodną jesień w powietrzu czuć. Miało być jedno piwo i zaraz potem powrót do domu, ale do tej knajpki wpadł też znajomy... potem przenieśliśmy się do innej knajpki... wypiliśmy więcej browarków... zrobiliśmy w popielniczce mini ognisko z zeschłej roślinności z knajpianego ogródka... pogadaliśmy... od słowa do słowa okazało się, że znajomy ma kłopot. Kłopot, który dla mnie okazał się radosną niespodzianką. Tak jakoś wyszło, że w domu zalegają mu warzywne dary z ogródka sióstr zakonnych, zajmują miejsce i nie wiadomo co z nimi zrobić... No cóż, trzeba było znajomego od problemu wybawić, prawda?
Ten "kłopot" to właśnie cuda ze zdjęcia powyżej. Z ogromną radością odnotowuję fakt, że obie wielkie dynie (jedna trochę poza kadrem : ) należą właśnie do tych dyniowych ideałów, które od dwóch lat próbuję spotkać. Gigantyczna cukinia też zostanie z radością pożarta. Na razie jeszcze nie wiem co sądzić o patisonach, bo dotąd nie spotkałam się z nimi osobiście. Moja wiedza na razie ogranicza się do informacji, że jest takie coś na świecie, mam nadzieję, że będzie smacznie.
Na początek utylizowania pomarańczowych kolosów będzie przepis smakowity i sprawdzony, który nigdy nie zawodzi, czyli zupa dyniowa. A co potem, to się jeszcze zobaczy : )
Królik to całe towarzystwo z rodziny dyniowatych obejrzał z ciekawością, obwąchał, poocierał się brodą (co by nie było wątpliwości, że należą do jego terytorium), po czym uznał, że kawałek marchewki jest jednak o wiele bardziej godny jego uwagi.