.

.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warzywa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warzywa. Pokaż wszystkie posty

piątek, 14 października 2016

Makaron i kremowy sos dyniowy

Jak jest dynia to zawsze wychodzi żółty, wesoły obiad idealny na jesień.
Tym razem delikatny i kremowy, pełen smaku i bardzo sycący.
Obiad z tych lubianych przez dzieci.
Kocham dynie :)
Potrzeba (na 4 os.):
- dynia, ok. 1kg (polecam hokkaido lub piżmową)
- opakowanie serka mascarpone (200-250g)
- cebula
- nieduża czerwona papryka
- kawałek białej części pora (5-10 cm)
- 3-4 ząbki czosnku
- kilka pieczarek (4-6 szt.)*
- 2-3 cebulki dymki wraz ze szczypiorem
- sól, pieprz, pół łyżeczki suszonego tymianku, ewentualnie troszkę chilli
- parmezan lub pecorino, ew. długo dojrzewający, aromatyczny cheddar
- natka pietruszki
- makaron (np. muszelki, kokardki, itp.)

Dynię pieczemy (wydłubujemy pestki i pakujemy ją do nagrzanego piekarnika, pieczemy w 180 stopniach do miękkości, czyli kiedy widelec będzie w nią bez oporu wchodził, powinno to zająć ok. 30min).
Cebulę i pora kroimy w półkrążki, pieczarki w plastry, paprykę w mniejszą kostkę, czosnek siekamy. Warzywa podsmażamy z przyprawami na niewielkiej ilości oleju (żeby cebula się zeszkliła, a papryka nabrała aromatu i delikatnych rumieńców).
Upieczoną dynię wybieramy łyżką ze skórki (chyba, że użyliśmy hokkaido, to skórki nie musimy się pozbywać), wkładamy do miski wraz z serkiem, wlewamy pół szklanki wody i miksujemy blenderem żyrafą na gładką masę.


Przelewamy masę na patelnię z warzywami (spokojnie, nie musicie wycelować w gotowość warzyw co do sekundy, to nie Top Chef, jeśli warzywa podsmażą się wcześniej po prostu gasimy pod nimi gaz, żeby poczekały na dynię). Gotujemy całość na niewielkim ogniu, ok. 15-20 minut, aż smaki się połączą, pod koniec dodajemy posiekaną dymkę.

Na talerz nakładamy świeżo ugotowany makaron i hojnie sos dyniowy, po czym obficie posypujemy tartym serem i posiekaną natką pietruszki.


Żółto, syto, smakowicie.

*Będzie jeszcze smaczniejsze jeśli zamiast pieczarek dodacie leśne grzyby, np. borowiki czy kozaczki.

piątek, 22 lipca 2016

Bakłażan smażony w panierce

Proste, szybkie, tanie i  smaczne danie.
Z pajdą chleba i z surówką lub kubkiem chłodnika świetny patent na błyskawiczny obiad. Może być też na ciepłą kolację.

Potrzeba (dla 2 osób):
-większy bakłażan
-2 jajka
-sól, pieprz, 2 pełne łyżki curry
-bułka tarta
-oliwa lub olej do smażenia

W miseczce roztrzepujemy widelcem jajka i dokładnie mieszamy z przyprawami. Jeśli curry jest mocno słono, to ostrożnie z solą, być może nie będzie trzeba jej dosypywać. Na talerzyk wysypujemy tartą bułkę. Bakłażana kroimy w niezbyt grube plastry (ok. 0,5 cm). No i wiadomo, każdy plaster obtaczamy wpierw w jajku, potem w bułce, wrzucamy na patelnię na rozgrzany tłuszcz i smażymy z obu stron do zrumienienia panierki. Uważamy, by nie smażyć na zbyt mocnym ogniu, żeby bakłażan zdążył dojść zanim panierka się przypali (powinien być mięciutki w środku, no i skórka musi mieć czas zmięknąć do stanu jadalnego).
Podajemy z czosnkowym sosem jogurtowym, kubkiem chłodnika na kefirze, surówką, sałatką (np. z sałaty, pomidorów, dymki i z jajkiem na twardo), z ketchupem, ajwarem czy czymkolwiek na co macie ochotę.


Smakowite i sycące.
Według mnie i połówka zdecydowanie przebija o wiele popularniejszą panierowaną cukinię czy kabaczka.

środa, 2 marca 2016

Wege sos pieczeniowy, genialny produkt wielofunkcyjny

Pyszny, aromatyczny i pełen umami sos.
A czemu genialny produkt wielofunkcyjny?
A bo:
-można polać nim kluski śląskie i zjeść jako smaczny, sycący i tani obiad wraz z sałatką lub surówką
-doda smaku plastrowi wege pasztetu czy to podanemu na zimno na kanapce czy na ciepło na obiad
-zdecydowanie uatrakcyjni też plaster pieczonego schabu czy kawał pieczonego indyka
-w wersji bardziej zagęszczonej świetnie sprawdzi się zamiast kostki bulionowej do podprawienia gęstych zup (jak zupy krem czy grochówka), różnej maści gulaszy lub sosu do spaghetti, itp.
-może wystąpić jako smaczna alternatywa majonezu do jajek na twardo lub wędlin
-po prostu wyjadany z miseczki za pomocą kawałka porwanej w kawałki bagietki jest smakowitą przekąską lub kolacją
- jest prosty do zrobienia.

Potrzeba:
* 2-3 liście laurowe, płaska łyżeczka ziaren pieprzu, 2-4 ziarna ziela angielskiego, goździk, płaska łyżeczka suszonego rozmarynu lub gałązka świeżego, płaska łyżeczka suszonego tymianku lub kilka gałązek świeżego, opcjonalnie (warto) łyżka ziaren kozieradki
*2 duże cebule
*duża marchew
*duża pietruszka
*dwie laski selera naciowego
*4 ząbki czosnku
*nieczubata łyżka brązowego cukru
*3 łyżki koncentratu pomidorowego
*2 łyżki sosu sojowego
*2 szklanki (250 ml) wytrawnego czerwonego wina i jedna szklanka wody
*oliwa do smażenia (oliwa z wytłoków, absolutnie nie extra virgin)
*ewentualnie sól

Warzywa kroimy w nieduże kawałki (kostki, plasterki, jak Wam wygodnie, nie muszą być równe). Na dużej patelni rozgrzewamy oliwę (kilka łyżek, tak żeby przykryła dno patelni równą warstwą), na rozgrzany tłuszcz wrzucamy cebulę i przyprawy (z pierwszej gwiazdki składników), podsmażamy, aż cebula się delikatnie przyrumieni.
Dorzucamy resztę warzyw i podsmażamy na większym ogniu, z rzadka mieszając, aż się zrumienią, a miejscami nawet zbrązowieją (ok. 20 minut). W porządnym przysmażeniu warzyw tkwi cały smak sosu.
Po tym czasie dodajemy koncentrat, cukier i sos sojowy, chwilę (2-3 minutki) przesmażamy na dużym ogniu cały czas mieszając, po czym wlewamy wino i wodę.
Gotujemy na niedużym ogniu 40-60 minut,  co najmniej 1/3 płynu powinna odparować.
Całość przecedzamy dokładnie odciskając warzywa z wywaru lub przecieramy przez sitko dużą łyżką czy drewnianą pałką.
Po odciśnięciu otrzymamy sos rzadszy, gładki i lśniący, idealny do klusek śląskich lub indyka. Po przetarciu przez sitko dostaniemy sos gęstszy, o brzydszej, nie tak gładkiej konsystencji, ale za to pełniejszy w smaku, idealny zamiast kostki rosołowej.
Wybieracie co Wam bardziej pasuje.
Przecedzony sos dosalamy do smaku i krótko zagotowujemy.
Polewamy sosem cokolwiek, co tylko zechcemy.
Na zdjęciu jest ta brzydsza, przecierana opcja z soczewicowym wege pasztetem. Smakuje naprawdę przednio.


Pomysł zaczerpnęłam z jednego z moich ukochanych blogów, czyli z Jadłonomii (oryginał przepisu: klik) i lekko przekształciłam pod swój gust, m.in. dodając czerwone wino.

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Kalafior w kukurydzianej panierce a'la pałki z kurczaka

Na zdjęciu moim beznadziejnym aparatem nie prezentuje się zbyt okazale, ale w rzeczywistości wygląda świetnie i równie dobrze smakuje.
Aromatyczna, chrupka panierka w dużej mierze tłumi zapach kalafiora, więc takie kalafiorowe pałki to propozycja nie tylko dla fanów tego warzywa, Ci którzy za nim przepadają mniej też mogą wypróbować.
2-letni dzieć, czyli bardzo surowy krytyk kulinarny, był zachwycony.
Taki kalafior jest bardzo sycący, u mnie był pysznym obiadem podany po prostu z czosnkowym twarożkiem (np. takim). Dobrze sprawdzi się też jako ciepła kolacja. Mniejszą ilość różyczek można podać jako obiad w towarzystwie tłuczonych ziemniaków i sadzonego jajka lub lekkiej sałaty z winegretem.

Potrzeba:
-kalafior podzielony na różyczki
-jajko
-mąka z ciecierzycy lub kukurydziana, ewentualnie zwykła pszenna
-pół szklanki mleka, piwa lub wody
-czubata łyżeczka wędzonej słodkiej papryki i czubata łyżeczka słodkiej papryki (lub czubata łyżka samej słodkiej papryki jak nie macie wędzonej), spora szczypta ostrej papryki, łyżeczka curry, pieprz, sól
-płatki kukurydziane

Podzielony na różyczki kalafior gotujemy na parze po lekkim oprószeniu solą lub gotujemy w osolonej wodzie. Ważne żeby był jeszcze trochę twardawy, rozgotowany się nie nada.
Ugotowany odstawiamy do ostygnięcia.
Do dużego kubka lub niedużej miseczki wsypujemy przyprawy i wbijamy jajko, dokładnie roztrzepujemy widelcem, aż białko, żółtko i przyprawy dokładnie się połączą. Wlewamy mleko/piwo/wodę, mieszamy. Po łyżce, cały czas mieszając (żeby nie zrobiły się grudki), dodajemy mąkę, aż do uzyskania konsystencji ciasta naleśnikowego lub gęstej śmietany.
Płatki kukurydziane tłuczemy w moździerzu lub kruszymy w palcach albo za pomocą tłuczka do mięsa, niezbyt drobno. Potrzebna nam będzie spora miska pokruszonych płatków.
Kawałki kalafiora zanurzamy w cieście (nadmiar strzepujemy z powrotem do kubka), po czym dokładnie obtaczamy w pokruszonych płatkach.
Kawałki kalafiora smażymy w głębokim tłuszczu, aż panierka się zrobi się złocista.
Usmażone kawałki układamy na chwilkę na papierowym ręczniku, żeby odsączyć nadmiar tłuszczu.
Pożeramy póki gorące i chrupiące.
Bardzo mniam.

Inspiracją był przepis zamieszczony przez jedną z mam na facebookowej grupie ''BLW przepisy'', grupie z przepisami dla dorosłych i maluchów.

niedziela, 8 listopada 2015

Wyrazista sałatka z buraka

Nie jestem zagorzałym buraczanym fanem. Nie pieję z zachwytu nad barszczem z uszkami czy zasmażanymi tartymi buraczkami, gotowane z wody to już w ogóle w grę nie wchodzą.
Do tej pory jedyną szczerze lubianą przeze mnie formą buraka były buraki kiszone.
W tym roku okazało się, że lubię też buraki pieczone oraz taką właśnie sałatkę z buraków... gotowanych na parze.
Słodki burak zestawiony z wyrazistym, kwaskowym, czosnkowym sosem.
No i takiego buraka, to ja rozumiem.
Pycha.
Potrzeba:
-3 średnie buraki
-pół małej cebuli lub mała szalotka
-zimnotłoczony olej rzepakowy, olej rydzowy lub olej z orzechów włoskich (jaki macie i lubicie), ewentualnie oliwa (choć smak oliwy pasuje tu najmniej)
-1 lub 2 ząbki czosnku
-ocet jabłkowy
-sól, pieprz
-opcjonalnie drobno posiekana natka pietruszki lub świeży tymianek

Buraki kroimy w sporą kostkę (taką o boku 1cm) i gotujemy na parze (20-25min.). Jeśli nie macie parowaru oczywiście można ugotować buraki w wodzie (gotujemy w całości, kroimy jak przestygną). Polecam jednak gotowanie na parze, buraki będą smaczniejsze.
Drobno siekamy cebulę i wrzucamy do miski z burakami oraz opcjonalną zieleniną.
Do kubka wlewamy dwie łyżki octu i 3-4 łyżki oleju, dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek, trochę solimy i porządnie pieprzymy świeżo mielonym pieprzem. Dokładnie mieszamy.
Sos wlewamy do buraków i mieszamy, aż dokładnie je pokryje.

Taka sałatka będzie pasować do tradycyjnego obiadu w postaci ziemniaków z mięsem, do obiadu jarskiego z ziemniakami z sadzonym jajkiem lub wege kotletem albo do gulaszu z kaszą.
Można buraki posypać posiekaną zielenią.
Tymianek lub pietruszka zmieniają charakter sałatki. Obie wersje, czysto buraczkowa i z zielonym, są różne, ale równie smacznie.

Sos powinien być mocny, wyrazisty, kwaśny i pieprzno-czosnkowy, żeby smakowicie złamać słodycz buraków. Ale jeśli nie lubicie jak jest zbyt kwaśno i czosnkowo za pierwszym razem dajcie na początek jedną łyżkę octu i jeden ząbek czosnku, wymieszajcie sos z burakami i spróbujcie sałatkę. Drugą łyżkę octu i drugi ząbek czosnku zawsze można wmieszać później, kiedy po spróbowaniu uznacie, że chcecie je dodać. Dodać octu zawsze można, ale "odkwaśnić" się już nie da.

niedziela, 11 stycznia 2015

Seleroryba czyli sushi seler


Wegetariańska ryba? A czemu nie :)
Przedstawiam Wam dziś moje ostatnie odkrycie: selerorybę, czyli rybę po wegańsku. Roślinożernym czytelnikom pewnie nie muszę jakoś specjalnie zachwalać, a mięsożernym powiem, że jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, jest naprawdę smakowite (o ile ktoś nie jest wrogiem selera) i pożywne oraz, że naprawdę zdrowo jest zrobić sobie przynajmniej 2-3 wege dni w tygodniu.
Przepis zaczerpnięty z bloga, który jest jedną z moich kulinarnych miłości. Ten blog to Jadłonomia, a oryginalna wersja przepisu tu.
Jak natknę się na pasternak lub skorzonerę, to przetestuję też "rybne" paluszki dla zadeklarowanych wrogów smaku selera.

Potrzeba (na 2 osoby):
-duży seler
-glony nori, ok. 5 płatów (to takie glony jak do sushi)
-2 łyżki suszonych glonów wakame (od biedy można pominąć)
-1-2 ziela angielskie, z 5 kulek pieprzu, 2 liście laurowe, pół łyżeczki ziaren kolendry, 2-3 łyżki sosu sojowego, oraz opcjonalnie (bardzo warto) jeśli coś z tego macie w kuchennej szafce: łyżka pasty miso, czubata łyżeczka nasion kozieradki i suszony liść lub dwa limonki kaffir
-ewentualnie trochę soli, ale z tym ostrożnie, bo sos sojowy i pasta miso są słone
-może być zwykła mąka pszenna, ale zamiast niej gorąco polecam tu mąkę z ciecierzycy lub grochu*

Poprzedniego dnia wieczorem lub tego samego rano zagotowujemy 1,5 litra wody z przyprawami, 3 płatami nori i wakame. Obrany seler kroimy na pół, po czym każdą połówkę na plastry ok. 1cm grubości. Do wrzącego wywaru wkładamy seler i gotujemy ok. 20 min. (powinien być ugotowany, ale nie rozgotowany i ciapowaty). Wyłączmy gaz i zostawiamy do ostygnięcia w wywarze na minimum kilka godzin, wyjmujemy z wywaru bezpośrednio przed przygotowaniem, żeby nie zdążyły wyschnąć (panierka i nori lepiej przylgną do wilgotnej powierzchni).
Płaty nori tniemy na paski o szerokości ok. 3 cm, tyle pasków ile plastrów selera. Każdy plaster selera dość ciasno owijamy paskiem nori i zostawiamy na chwilę, żeby nori zmiękło.
Na talerzyk wysypujemy mąkę i dokładnie obtaczamy w niej naszą selerorybę. Delikatnie prószymy solą i pieprzem.
Smażymy na złoto.
Podajemy z surówką (np. z kiszonej kapusty) i ziemniakami lub frytkami jak zwykłą smażoną rybę.


Seler w tym daniu jest wyczuwalny, ale nie dominuje, na pierwszy plan zdecydowanie wysuwa się morski smak glonów.
Bardzo smaczny obiadek, jednocześnie lekki i sycący, a dodatkowo bardzo zdrowy. Cóż chcieć więcej?

*Mąkę grochową lub ciecierzycową od dawna używam do panierowania także prawdziwej ryby, jest w połączeniu z rybką o wiele smaczniejsza niż zwykła mąka. Do tego w przypadku wege posiłku podwyższa też wartość odżywczą o wartościowe białko. Ale jeśli nie macie na stanie to oczywiście nie ma się co przejmować, zróbcie ze zwykłą mąką, też będzie pysznie.

środa, 10 września 2014

Wężymord z zasmażką

Wiem, że to zdjęcie jest bardzo kiepskie (szczególnie, że pomyślałam o zrobieniu fotki i wrzuceniu na bloga jak już było po części zjedzone :) , a danie prościutkie, ale smakuje zaskakująco świetnie jak na swój skromny wygląd i małą ilość pracy. Może być na kolację, przekąskę lub obiad (w wersji obiadowej, np. w towarzystwie jajka sadzonego, tofu smażonego w panierce tu albo dobrego mięska, np. smażonej krowy tu lub tu czy poczciwych schaboszczaków).

Skorzonera, zwana też czarnym korzeniem lub wężymordem (bo baaardzo daaawno temu sokiem z tej rośliny "leczono" w razie ukąszenia przez żmiję) to warzywo o czarnej skórce i śnieżno białym środku. Teraz zapomniane, ale kiedyś, jeszcze przed pierwszą wojną światową znane i niedrogie. Smakuje trochę jak pietruszka, trochę jak seler, trochę jak ziemniak, ale jednocześnie jest słodkawe i jakby trochę  jabłkowe, brzmi dziwnie, ale jest naprawdę pysznie. Jest to warzywo zawierające sporo skrobi, więc z tych bardziej sycących.

Potrzeba (w wersji na kolację dla 2 osób):
*2-3 korzenie wężymordu
*3-4 łyżki masła
*bułka tarta
*sól, pieprz
*drobno posiekane mała cebula, dwie pieczarki i duży ząbek czosnku
*opcjonalnie chlust białego wytrawnego wina
*ewentualnie (polecam) biała część średniego pora

Korzenie obieramy, te grubsze części kroimy wzdłuż na pół, mniejsze odrosty zostawiamy jak są. Jeśli lubicie pora, to przekrawamy go wzdłuż na pół przy gotowaniu na parze lub zostawiamy w całości przy gotowaniu w osolonym wrzątku. Gotujemy oprószone solą warzywa ok. 25 min. na parze (polecam ten sposób) lub gotujemy w osolonym wrzątku 25-30min.
W czasie kiedy warzywa się gotują robimy zasmażkę. Na maśle podsmażamy czosnek i cebulę, chwilę potem dodajemy pieczarki, wrzucamy szczyptę lub dwie soli. Jak dodatki będą już miękkie wsypujemy hojną garść bułki tartej i przesmażamy chwilę cały czas mieszając. Opcjonalnie wlewamy chlust wina (na oko to chlust ma u mnie 3-4 łyżki) i mieszając odparowujemy płyn. Jeśli po chwili masa nadal będzie papkowata, to dosypujemy jeszcze trochę bułki i chwilę smażymy cały czas mieszając, aż zasmażka będzie miała grudkowatą, suchą konsystencję jak typowa złocista zasmażka z masła i tartej bułki. Ogólnie zasmażkę robi się niecałe 10 min. (albo 5 min. bez wina) cały czas mieszając, żeby się masło nie przypaliło. Warto zacząć ją robić dopiero pod koniec gotowania warzyw. Jeśli już taką robiliście to wiecie, że to żadna filozofia.
Warzywa układamy na talerzu, posypujemy obficie zasmażką, prószymy świeżo mielonym pieprzem.
Wygląd dania bez fajerwerków, w smaku jest super.


Nie jest łatwo kupić skorzonerę, ja spotkałam ją u Majlertów, jeśli macie blisko na warszawską Białołękę to polecam gorąco się tam wybrać. A jak nie macie blisko tam, ale spotkacie czarne korzenie gdzieś na bazarku, to bez wahania zakupcie. Pycha i zdrowe w dodatku.
PS jak kupię przy okazji następnej wizyty w gospodarstwie to zamieszczę też fotki samych korzeni, bardzo są malownicze.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Młoda kapustka, mniej tradycyjnie, z białym winem

Miałam zrobić tradycyjną młodą kaputkę (tu), ale na stole w kuchni stało wytrawne białe wino, czekając, aż użyję go do zrobienia marynowanego czosnku (czosnek nastawiony, ale to mój pierwszy raz i dopiero zobaczę co z tego wyjdzie).
Stało tak sobie i pomyślałam, że tradycyjną wersję kapustki zrobię kiedy indziej, a dziś czas na eksperymenty.
Bardzo pysznie wyszło.

Potrzeba:
- niewielka główka młodej kapusty (0,8 - 1 kg),
- duża cebula i 3-6 sporych ząbków czosnku (zależy jak czosnkowo lubicie, ja dałam 6),
- duży pęczek koperku i pół pęczka natki pietruszki,
- 300 ml białego wytrawnego wina
- sól, pieprz, łyżka curry*, chlust maggi,
- czubata łycha masła i oliwa do smażenia

Kapustę szatkujemy (ja lubię w większych kawałkach, ale wy kroicie jak chcecie), cebulę kroimy w półplasterki, czosnek niezbyt drobno siekamy. Wszystko partiami podsmażamy na patelni, kolejne podsmażone partie wrzucamy do gara, do którego wcześniej wlaliśmy wino z rozmieszanymi w nim przyprawami. Lekkie skarmelizowanie brzegów niektórych kawałków kapusty czy cebuli tylko podkręci smak. Listki natki i koperku kroimy grubiej, łodyżki drobno, dorzucamy, porządnie mieszamy całą zawartość gara.
Na wierzch kładziemy łychę masła i włączmy gaz.
Dusimy na wolnym ogniu, mieszając od czasu do czasu, aż do pożądanej miękkości kapusty (ja wolę taką jeszcze lekko chrupką, al dente).

Podajemy z tłuczonymi ziemniakami i jajkiem sadzonym albo ziemniakami i mięskiem, lub z łososiem, albo tak jak ja dziś na śniadanie po prostu z pieczywem.

*z dotychczas przetestowanych najbardziej lubię curry kamisa, ale oczywiście dodajecie to, które lubicie najbardziej

sobota, 12 kwietnia 2014

Zupa z liści, rzodkiewkowo-sałatowa

Lubię bardzo liście rzodkiewek, ale rzadko wykorzystuję je w kuchni. Raz, że zwykle są zżółkłe i brzydkie, dwa, że większość jest pędzona nawozami i liście zawierają mnóstwo azotanów i azotynów (jak zresztą większość tych najwcześniejszych nowalijek).
Tym razem jednak trafił mi się ładny i wielki pęczek ze świeżutkimi, zielonymi liśćmi, aż szkoda było wyrzucić; a że trochę azotanów raz na jakiś czas nie zabija, to zapraszam Was na smakowitą zupę z liści.
Niby niewiele składników, ot zupa, taki tam zielony krem, ale jest pyszna, a dzięki ziemniakom jest bardzo pożywna i spokojnie wystarczy na sycący obiad.

Potrzeba (na obiad dla 2 os.):
-duży pęczek rzodkiewek z ładnymi liśćmi,
-nieduża główka sałaty rzymskiej lub masłowej,
-nieduża cebula i 4 ząbki czosnku,
-8-10 średnich ziemniaków,
-bulion warzywny lub woda i opakowanie zupki typu gorący kubek (np. serowa, brokułowa, jarzynowa lub krem z kury),
-sól, pieprz, szczypta ziół prowansalskich,
-masło,
-kiełki rzodkiewki, listki bazylii, rzodkiewki, liście sałaty i grzanki do podania


Bulionem lub wodą (ok. 750 ml) zalewamy drobno pokrojone ziemniaki i gotujemy do miękkości. Na maśle (2 łyżki) szklimy cebulę i czosnek, i wraz z masłem z patelni dodajemy do ziemniaków pod koniec gotowania. Wrzucamy liście z pęczka rzodkiewek razem z łodyżkami i większość sałaty (zostawiamy te najmłodsze listki ze środka) i jak troszkę zmiękną (mają się tylko zblanszować, a nie ugotować) wyłączmy gaz. Jeśli użyliśmy wody, a nie bulionu, to teraz dorzucamy do garnka saszetkę zupki typu gorący kubek i mieszamy (najlepszy będzie krem brokułowy lub jarzynowy, fajnie też smakuje serowa, ale ma intensywny smak i będzie mocno wyczuwalna w smaku).
Zostawiamy żeby trochę przestygło (chyba że macie blender, który daje radę i w gorącym) i miksujemy na krem, jeśli jest zbyt gęste dodajemy trochę wody lub bulionu.
Do kremu dodajemy zioła, pieprz i sól do smaku. Całość stawiamy na gaz, często mieszając doprowadzamy do wrzenia i gotujemy kilka minut.
Rozlewamy na talerze i wrzucamy na środek 2-3 posiekane rzodkiewki, trochę kiełków, pocięty w drobne paseczki liść sałaty i liść lub dwa bazylii, wokół posypujemy grzaneczkami (u mnie kupne, ziołowe).
Smacznego zielonego.

A kiedyś będę mieć ogródek i własne rzodkiewki, wtedy ich liście znacznie częściej będę zajadać w sałatkach i zupach. Wtedy dostaną się też Ziomkowi, bardzo je lubi, ale kupnych nie dostaje, bo króliki są znacznie bardziej wrażliwe na szkodliwą chemię w jedzeniu niż ludzie.

Zupka inspirowana przepisem z ulotki sklepowej tu.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Bakłażanowe spaghetti niby bolognese

Jakoś tak wyszło, że znalazłam w lodówce bakłażana, który zapodział się tam i prosił się o szybkie zjedzenie. Został więc szybko zjedzony w sosie do spaghetti. Nie chciało mi się kombinować, więc zrobiłam sos jak bolognese tylko zamiast mielonego wystąpił bakłażan.
Nie wiem czemu nie wpadłam na to wcześniej. Może po prostu o najprostsze pomysły najtrudniej, a do tej pory nie miałam zmęczonego życiem, samotnego bakłażana w prawie pustej lodówce.
Nie to, że nie lubię klasycznego sosu z mielonym mięskiem, ale bakłażany ubóstwiam i jakby mi życie dało do wyboru nigdy już nie zjeść spaghetti z mielonym albo z bakłażanem, to na przyszłość śmiało wybieram bakłażany.
Warzywo- czy mięsożrecy spróbujcie oberżynowego spaghetti. To jest pyszne.

Potrzeba (na 2 głodne osoby):
-średni bakłażan,
-puszka krojonych pomidorów i 2-3 łyżki koncentratu pomidorowego,
-niewielka cebula i 2-6 ząbków czosnku (w zależności od tego jak bardzo czosnkolubni jesteście, my jesteśmy bardzo, więc daję 6 i robię bardzo czosnkowe spaghetti),
-oregano, sól, pieprz, szczypta chilli (jeśli lubicie)
-parmezan lub pecorino oraz posiekana świeża bazylia
-świeżo ugotowany w osolonej wodzie (ale koniecznie nierozgotowany) makaron spaghetti (warto rozejrzeć się i wybrać ten, co ma w składzie 100% pszenicy durum, będzie lepszy niż udawacze niestuprocentowi)


Piękny, lśniący, o głęboko fioletowej barwie owoc oberżyny (czy ja już kiedyś wspominałam, że kocham bakłażany?) kroimy na plastry ok. 1 cm grubości. Na blacie kładziemy papierowy ręcznik, solimy go obficie i układamy plastry bakłażana, pruszymy porządnie solą z wierzchu i przykrywamy drugim papierowym ręcznikiem, dociskając go do powierzchni plastrów. Zostawiamy w spokoju na około 20 minut.
Cebulę siekamy niezbyt drobno, a czosnek dość drobno.
Plastry bakłażana dociskając wycieramy suchym papierowym ręcznikiem i potem mokre od słonego i gorzkiego soku papiery wyrzucamy. Połowę siekamy bardzo drobno, drugą połowę kroimy grubiej (gotowy sos będzie miał wtedy o wiele ciekawszą konsystencję).
Wstawiamy wodę na makaron, a na drugim palniku na dużej patelni przesmażamy na oliwie do smażenia z łyżką masła cebulę i czosnek. Potem dodajemy partiami bakłażana i przesmażamy. Dodajemy przyprawy i zalewamy pomidorami z puszki wymieszanymi z koncentratem, dusimy ok. 20 min. aż bakłażan zmięknie, a sos trochę odparuje.
Na talerz nakładamy spaghetti, sos i posypujemy z wierzchu startym serem i posiekanymi liśćmi bazylii.
Smacznego.

Fotki gotowego dania na razie nie będzie, bo jestem jełopa i zostawiłam mój aparat foto u teściowej prawie dwa tygodnie temu. Na razie macie więc zdjęcie bakłażana z mojego fotkowego archiwum,a jak już odzyskam aparat, to zrobię bakłażonowy sos ponownie i pokażę jak pysznie i czerwono się prezentuje.

PS z dn. 25.04
Dziś też było na obiad takie bakłażanowe niby bolognese. Pyszne i tym razem sfotografowane. Tym razem nie miałam bazylii, posypałam natką pietruszki, też smacznie, ale z bazylią lepiej.


wtorek, 18 marca 2014

Owocowy wege bigos


Efekt bardzo smakowity i aromatyczny, kwaśny i słodkawy jednocześnie, z wyczuwalną nutką śliwek i miodu. Właściwie to wyszedł mi lepszy niż niejeden tradycyjny bigos z mięsem.
Trzeba go zrobić dzień wcześniej, żeby zdążył się przegryźć, bo zaraz po ugotowaniu nie jest taki dobry.
Ilość składników jest podana na wielki gar, tak żeby było na dwa obiady odrazu i jeszcze do zamrożenia (na fotce jest w litrowym kubełku, gotowy do wrzucenia do zamrażalnika).


Potrzeba:
-1,5 kg kapusty kiszonej,
-3 cebule,
-6 dużych ząbków czosnku,
-2 jabłka (takie raczej słodkie),
-2 gruszki,
-paczka (200g) suszonych śliwek*,
-duża garść suszonych grzybów,
-puszka krojonych pomidorów,
-1-3 łyżki ciemnego miodu, gryczanego lub spadziowego,
-1-2 łyżki wędzonej słodkiej papryki, 7 liści laurowych, łyżka ziarenek ziela angielskiego, łyżka jagód jałowca, łyżka majeranku, łyżeczka mielonego kminku, łyżka świeżo zmielonego czarnego pieprzu, ewentualnie sól lub chlust maggi (ale prawdopodobnie wystarczy słoność kapusty i nie trzeba dodawać soli),
-opcjonalnie orzeszki piniowe do podania

Grzyby zalewamy wrzątkiem, odstawiamy. Kapustę wrzucamy do gara z grubym dnem (sok spod kapusty na wszelki wypadek zostawiamy, gdyby w trakcie gotowania okazało się, że bigos jest za mało kwaśny). Gruszki i jabłka kroimy w niezbyt drobną kostkę (jeśli nie mają woskowanej skórki, to nie obieramy), śliwki siekamy, czosnek kroimy w plasterki i ładujemy do gara razem z puszką pomidorów.
Cebule kroimy w półplasterki i przesmażamy na maśle, dobrze jeśli część cebuli mocno się zrumieni i dodajemy do garnka razem z masłem.
Grzyby lądują w garze razem z wodą w której się moczyły, jeśli są w zbyt dużych kawałkach to można je przesiekać.
Dodajemy przyprawy (poza miodem), mieszmay dokładnie i wstawiamy na gaz. Gotujemy 1,5-2 godziny na małym ogniu, mieszając od czasu do czasu. Pod koniec gotowania dodajemy miód, po łyżce, do smaku w zależności od kwaśnościa kapusty.
Pożeramy z pieczywaem lub świeżo tłuczonymi ziemniakami.
Smacznie będzie jeśli tuż przed podaniem posypiemy porcję bigosu podprażonymi na suchej patelni orzeszkami piniowymi. Nie za dużo, bo są bardzo aromatyczne.

Bigos inspirowany tym przepisem. Zmodyfikowany, bo nie miałam chęci na nic mięsnego, a do tego w taką pogodę nie chciało mi się iść na zakupy po brakujęce składniki.
*Osobną sprawą jest brak wędzonych śliwek, ku mojemu niezmiernemu smutkowi mieszkając w Wawce bardzo trudno je dostać. Jeśli jednak je macie to oczywiście zamieniamy wędzoną paprykę na zwykłą, a zwykłe suszone śliwki na garść wędzonych.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Pod ziołową kruszonką

Kruszonka, najlepsza część ciasta. Ale kto powiedział, że musi być słodka? Na wytrawnie też smakuje świetnie, szczególnie jeśli pod nią leżą sobie pory dosmaczone białym winem. Smakowite, wykwintne i proste jednocześnie.
My pożarliśmy je na kolację, ale mogą też być przystawką lub warzywną częścią obiadu.

Potrzeba (na 2 os.):
- duży por z grubą białą częścią
- sól i pieprz
- wytrawne białe wino
- mąka i bułka tarta
- ziołowy smalczyk roślinny Smakowita Pajda
oraz dla urozmaicenia koloru może być
- pomidor, szczypiorek, aromatyczny żółty ser

Pora myjemy, kroimy na kilka części i przekrawamy je wzdłuż na pół. Rozcięciem do góry układamy w posmarowanym oliwą żaroodpornym naczyniu (jedną warstwą), prószymy solą i pieprzem.
Łyżkę roślinnego smalczyku zagniatamy z mąką wymieszaną z bułką tartą (w proporcji pół na pół), dosypujemy mąki i bułki, aż ciasto będzie miało konsystencję mokrego piasku, trochę sypkiego i lepkiego jednocześnie.
Oblepiamy wierzch porów cienką warstwą ciasta (nie za grubą, pory zmniejszą się podczas pieczenia). Potem do naczynia wlewamy białe wino tyle ile się zmieści, żeby poziom wina nie dosięgnął kruszonki (ma się upiec, nie ugotować).
Wstawiamy do nagrzanego piekarnika (180stopni) na ok. poł godziny, aż pory zmiękną, a kruszonka się zrumieni.

Jeśli zostanie nam kruszonki, to dla ożywienia kolorów na talerzu możemy w osobnym naczyniu dołożonym do piekarnika 15 min po porach zapiec pomidory. Przekrajamy je na pół, wydrążamy środek, prószymy solą i pieprzem, wkładamy do środka straty ser i szczypiorek, przykrywamy ziołową kruszonką. Podajemy z listkiem bazyli.

Smakowita Pajda zaskoczyła mnie tym, że jest smaczna. Nie jestem fanem margaryn, więc otwierając pudełeczko spodziewałam się, że będzie jak każde inne smarowidło roślinne, a tu proszę, zasmakowało i będzie się w mojej lodówce pojawiać.
Przepis bierze udział w zabawie kulinarnej "Smakowita Pajda to kulinarna frajda", której sponsorem jest ZT Kruszwica S.A., producent smalczyku roślinnego Smakowita Pajda.

środa, 24 października 2012

Smażone zielone pomidory. Dobre, naprawdę dobre.

Dawno temu czytałam książkę Fanny Flag "Smażone zielone pomidory", oglądałam też i film. I książkę, i film cenię ogromnie. Ciepła i mądra, choć fragmentami okrutna tak, jak życie potrafi być wredne.
Zawsze byłam ciekawa jak smakują takie pomidory.
I już wiem. Są strasznie dobre. Kwaskowe i aromatyczne, jednocześnie lekko słodkawe. Warto spróbować.



 
Potrzeba:
  • zielone pomidory
  • mąka, bułka tarta, jajko
  • sól i pieprz
  • mleko
  • olej do smażenia
Z pomidorów ścinamy cieniutki plasterek (samą skórkę właściwie) z góry i z dołu (jak tego nie zrobimy, to z każdego pomidora będziemy mieli dwa plastry, do których z jednej strony nie przyczepi się panierka). Kroimy pomidory w poprzek w grubsze plastry.
Każdy plaster porządnie solimy i pieprzymy z obu stron. Obtaczamy w mące, potem w rozkłóconym jajku, a potem w bułce.

   

Kładziemy na rozgrzany tłuszcz i smażymy z obu stron na złotobrązowo (pomidory w środku powinny trochę zmięknąć). Po usmażeniu plastry kładziemy na papierowym ręczniku w celu odsączenia nadmiaru tłuszczu.
W tym czasie (zanim usmażone pomidory ostygną, bo jeść należy mocno ciepłe) do miseczki z resztkami jajka zgarniamy resztki mąki i bułki z panierki, solimy i pieprzymy, dolewamy mleko i mieszamy (całość powinna mieć konsystencję bardzo rzadkiego ciasta naleśnikowego). Wylewamy to na patelnię z tłuszczem po smażeniu pomidorów i szybko, na dużym ogniu, cały czas miesząc, smażymy resztki panierki na kluchowatą masę. Kluchowatą masę podajemy razem z pomidorami. Brzmi dziwnie, ale jest smacznie.
Możemy też podać je delikatnie polane jogurtem.
Szybkie, proste i bardzo smaczne.

 

Przepis jest kompilacją tego, co Wiele Wiedzący Wujek Google powiedział na temat klasyku biednej kuchni amerykańskiej, czyli smażonych zielonych pomidorów.
Zdziwiła mnie opcja smażenia z mlekiem resztek panierki; choć z drugiej strony, to nie takie niezwykłe, bo takie pomidory jedli także biedacy i niewolnicy, nic nie mogło się zmarnować.
Mimo, że mleko wymieszane z resztkami panierki i zasmażone w szarą kluchę brzmi dziwnie i wygląda niezbyt reprezentacyjnie, to smakuje naprawdę nieźle i fajnie do takich pomidorów pasuje (chyba, że się odchudzacie, bo, o zgrozo, w tej zasmażce jest cały tłuszcz z patelni).
A kto wie? Może kiedyś znajdę się gdzieś nad Missisipi i tam spróbuję smażonych zielonych pomidorów. Ciekawa jestem czy tradycyjnie rzeczywiście podają do nich zasmażane mleko.


UWAGI:
*Na cztery pomidory razem z "kluchą" wypada jedno jajko (i to jest ilość na dwie nie bardzo głodne osoby), więcej pomidorów, to więcej jajek, ilość nie jest aż taka bardzo ważna, najwyżej szara klucha z resztek panierki będzie mniej lub bardziej jajeczna.
*Trzy z zakupionych zielonych pomidorów leżały sobie na parapecie, a czwarty się nie zmieścił wśród doniczek z ziołami i dzień leżał obok mocno dojrzałych jabłek i dwóch dojrzałych pomidorów, wziął z nich przykład i dojrzał trochę (to ten bardziej czerwony z całej czwórki). Ten pomidor był najmniej smaczny, trochę mdły, jak plaster pomidora upieczony na zapiekance tylko bez zapiekanki.

Ze skrzynki zielonych pomidorów kupiłam cztery na spróbowanie usmażenia. Następnego dnia chciałam kupić ze 3 kg na sałatkę w occie ze słoika... ale zielonych pomidorów już nie było. Sprzedane zostały. Mieszkanie w Warszawie pod względem kulinarnym  ma wady i zalety. Z jednej strony można kupić za śmieszne pieniądze tofu, spróbować chińskich  1000 letnich jaj (jeszcze tego nie zrobiłam z tchórzostwa, ale się przymierzam) i zjeść na obiad tradycyjny wietnamski banh chung albo boską zupę pho, itp. Z drugiej strony dla Ukochanego sałatka z zielonych pomidorów w octowej zalewie jest czymś zwykłym, zielone pomidory, np. na żyrardowskim rynku nikogo nie dziwią, a dla mnie, człeka stolicowego, są czymś mocno egzotycznym. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się jeszcze w tym roku załapać na zielone pomidory, zrobić marynowane i jeszcze zjeść smażone, bo po tych czterech sztukach mam niedosyt.

Mniam :)

Dopisek z grudnia: moje nadzieje się nie spełniły i nie udało mi się już spotkać zielonych pomidorów. Muszę poczekać do przyszłego roku.

czwartek, 18 października 2012

Fastfood: błyskawiczne kiełki na patelnię

Jeden z moich ulubionych domowych fastfoodów. W wersji bazowej zrobienie tego dania zabiera 10-15 min razem z przygotowywaniem i krojeniem składników, w wersji z dodatkami max. 20 min.
Trzeba tylko rozejrzeć się za "kiełkami na patelnię" w carrefurze czy w dyskoncie typu lidl albo biedronka (te mam w okolicy, wiem że tam są, ale prawdopodobnie można je kupić też w innych sieciach).
Kiełki na patelnię to skiełkowane nasiona strączkowych: ciecierzyca, soczewica i fasolka mung. Nie są do jedzenia na surowo tylko do króciutkiej obróbki termicznej. Kiełki fasolki mung i soczewicy spotyka się też do jedzenia na surowo, ale wtedy są bardziej wyrośnięte, a tu występują w formie twardawych fasolek z małym korzonkiem.


Przepis bazowy (na dwie osoby):
  • opakowanie kiełków na patelnię
  • niewielka cebula i (niekoniecznie, ale warto) kawałek pora
  • 1-4 ząbków czosnku (ilość zależy od tego jak bardzo lubicie czosnek, ja go uwielbiam i daję 4 ząbki, ale rozsądną ilością są 2 ;)
  • ze dwa źdźbła cebulki dymki
  • sól, pieprz, curry (polecam Kamisa, ale oczywiście może być Wasze ulubione); curry lubię najbardziej, ale jak chcecie może też być 5 Smaków albo Kitchen King Masala
  • ulubiony olej lub oliwa do smażenia i dwie łyżki masła
Siekamy cebulę i czosnek (nie musi być bardzo drobno), ewentualny por kroimy w plasterki. Na patelni rozgrzewamy olej, jak się ociepli dodajemy masło, jak się roztopi to wsypujemy curry (albo masalę, albo 5 Smaków), przesmażamy mieszając z pół minuty. Dodajemy cebulę i czosnek (i ew. por), czasem mieszając smażymy, aż cebula zmięknie.
W czasie smażenia cebuli przepłukujemy kiełki na sitku i podrzucamy nimi kilkukrotnie, w miarę energicznie, żeby pozbyć się większości wody.
Dorzucamy kiełki na patelnię, mieszamy, solimy i pieprzymy, smażymy mieszając (ok. 5 min). Po wyłączeniu gazu posypujemy posiekanym szczypiorem.
Nakładamy na talerz, zajadamy z pajdą świeżego chleba.
To właściwie danie bardziej z fasolek niż kiełków, jest bardzo sycące.

Wersje opcjonalne:
*Po przesmażeniu przyprawy wrzucamy na patelnię paprykę zieloną lub czerwoną, albo kalafior, albo cukinię, albo brokuła, albo drobno posiekane ziemniaki. Smażymy, aż będą półmiękkie i potem dodajemy cebulę z czosnkiem, i dalej jak w przepisie powyżej. Nie warto mieszać zbyt dużo różnych warzyw, lepiej wybrać jedno lub dwa, żeby nie przytłumić smaku kiełków, które powinny dominować.


*Robimy wszystko jak w przepisie bazowym, ale dla rozmaitości razem z kiełkami możemy wrzucić posiekaną kalarepkę albo 2-3 łodygi selera naciowego.

Oczywiście można zrobić też wariant dla mięsożerców.
*Zanim dodamy curry można na patelni przesmażyć pokrojony w kostkę boczek, a potem postępować jak dalej idzie w przepisie.

*Dla mnie najpyszniejszą opcją z mięsem jest jak (w trakcie smażenia kiełków) na drugiej patelni zrobię klasycznie usmażony ładny kawałek wołowiny (z tych miększych, szlachetniejszych części krowiej tuszy). Plaster krowy (ok. 1,5 cm gruby) obficie pieprzymy, krótko, ale na dużym ogniu smażymy i po zdjęciu z ognia solimy. Mięso powinno być mocno zrumienione z wierzchu i różowe, prawie krwawe w środku. Pyszności. Podajemy od razu, zanim ostygnie, na jednym talerzu z kiełkami. Razem z mięsem przekładamy z patelni trochę sosu ze smażenia mięska, tak żeby na talerzu sos apetycznie połączył się z kiełkami.
Boskie danie.
Zamiast takiej klasycznej smakowicie pasować tu będzie także krowa cytrynowa lub limonkowa.

PS w domowym zaciszu definicja fastfood pasuje mi do takich właśnie błyskawicznych dań. W domu bardzo często objadam się kiełkami, tofu, warzywami, dobrą, króciutko smażoną wołowiną, rybami, glonami, kaszami, ziarenkami i domowymi konfiturami, zupami na długo gotowanym domowym bulionie, itp., jestem też zdeklarowanym wrogiem kostek rosołowych, uniwersalnych przypraw typu warzywko czy wegeta dodawanych do wszystkiego. Żebyście jednak nie myśleli, że odżywiam się zbyt zdrowo. Na mieście nie gardzę fastfoodami w klasycznym znaczeniu tego słowa. Ubóstwiam i uzależniona jestem od McDonalda i Subwaya, parówek, i mortadeli z kolorowym w środku, chińskich zupek i gorących kubków, i co poniektórych kebabów na mieście, i chipsów, i chrupek różnej maści, i pop cornu z mikrofali. I dobrze mi z tym, nawet jeśli w pracy się ze mnie śmieją, że na śniadanie z dziką radością pożeram hamburgera, a kilka godzin później wypełniam całe zaplecze boskim zapachem odgrzewanej na obiad, pysznej, domowej wołowiny po burgundzku :)

niedziela, 14 października 2012

Pieczona dynia (z orzechami, rozmarynem i parmezanem) i surówką kiełkowo-marchewkową

Poprzednio był żółty kurczak, to i teraz będzie żółto i pomarańczowo na talerzu.

Potrzeba
  • 1kg dyni
  • masło
  • sól, pieprz, 
  • 20-30 listków rozmarynu
  • parmezan
  • garść włoskich orzechów lub kilka łyżek sezamu
Dynię kroimy na podłużne, nie za duże kawałki, obieramy i wykrawamy miękki środek (pestki możemy ususzyć i potem zjeść :).
Smażymy kawałki dyni na maśle, tak żeby się zrumieniły.
Solimy i pieprzymy z obu stron. Układamy na blasze do pieczenia wyłożonej folią aluminiową (albo na blasze posmarowanej tłuszczem) i posypujemy posiekanymi listkami rozmarynu. Pieczemy w 180 stopniach 20-30 min (w przepisie jest 30 min, ale u mnie wystarczyło 20, to pewnie zależy od tego jak mocno podsmażymy dynię na początku i od wielkości kawałków, małe upieką się szybciej).
Wyjmujemy dynię, posypujemy posiekanymi orzechami (lub sezamem) i startym serem. Zapiekamy jeszcze 5 minut.
Pycha.


Na fotce w towarzystwie czosnkowych grzanek i surówki kiełkowo-marchewkowej.
Chlebek: na patelni roztapiamy masło, solimy delikatnie, przesmażamy dwa zgniecione ząbki czosnku i wkładamy kromki chleba (najlepiej takiego z różnymi ziarenkami), delikatnie rumienimy z każdej strony.
Surówka: mieszamy opakowanie kiełków lucerny ze startą niewielką marchewką, solimy troszeczkę, polewamy 2 łyżkami oleju lnianego ewentualnie oliwy oraz sokiem z cytryny (ilość zależy czy wolimy mniej lub bardziej kwaśne) i dokładnie mieszamy.

Z tej ilości najedzą się 3 osoby. U mnie osoby są dwie, więc jedna porcja została do odgrzania na drugi dzień. Danie raczej nie z tych do odgrzewania, nadal było smacznie, ale kawałki dyni zamieniły się w dyniową papkę i nabrały mącznego posmaku.

Przepis znaleziony w gazecie Bistro z października zeszłego roku.
Na straganie ze starymi gazetami złapałam na chybił trafił pierwszą ze stosu pisemek kulinarnych, ot tak, żeby mieć co poczytać w pociągu. Nie mogłam lepiej trafić :) Numer bardzo "aktualny" tematycznie, m.in. dyniowy, a ja dwa dni później stałam się szczęśliwym posiadaczem dwóch dyń.To na pewno nie ostatni przepis z tego numeru Bistro jaki pojawi się na blogu.

środa, 5 września 2012

Bakłażan pieczony z pomidorkami (i rybą smażoną na maśle)

Sezon na pomidory i pomidorki w pełni. Wie o tym bardzo dobrze moja Teściowa, która w ogródku ma owocujące w hurtowych ilościach krzaki pomidorków koktajlowych. Dzięki temu co jakiś czas trafia do mnie siatka słodkich, dojrzałych mini pomidorków. Mniam.

Potrzeba:
  • 0,5 kg pomidorków koktajlowych (ewentualnie zwykłych, dojrzałych pomidorów)
  • dwa średnie bakłażany (ok. 1kg)
  • cebula
  • czerwona papryka
  • 5 dużych ząbków czosnku
  • oliwa, sól, pieprz, płatki chilli

Bakłażany kroimy na plastry ok. 1cm grubości. Solimy, kładziemy posoloną stroną na podwójnym papierowym ręczniku, solimy drugą stronę i przykrywamy papierowym ręcznikiem, dociskamy i zostawiamy na 15-20 min.  Kroimy cebulę na pół, potem w plastry. Czosnek kroimy na plasterki. Najbardziej pracochłonne co musimy zrobić, to każdego pomidorka dźgamy widelcem lub nacinamy nożem (wtedy lepiej się upieką, a nie wybuchną podczas pieczenia). Żaroodporne naczynie smarujemy oliwą (taką do smażenia, nie extra virgin). Na dno układamy plastry bakłażana, przesmarowujemy oliwą (najwygodniej za pomocą silikonowego pędzelka), potem pomidorki, cebulę i czosnek, prószymy solą, pieprzem i odrobiną płatków chilli, a następnie znów bakłażana, smarujemy oliwą,  itd. do wyczerpania składników. Wierzch skrapiamy oliwą i posypujemy świeżo zmielonym pieprzem.
Wkładamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy do miękkości bakłażana (200 stopni 20-30 min.).

Można zjeść na śniadanie lub kolację z kawałkiem dobrego pieczywa, albo na obiad w pracy odgrzane w mikrofali, można też podać jako jarzynkę do klasycznego obiadu z ziemniaczkami i mięskiem.
Na zdjęciu z chlebkiem i pyszną, super prostą rybą.

RYBA:
Grubo siekamy kolendrę lub koperek. Filet z lubianej morskiej ryby (tutaj filet z czarniaka, czyli bliskiego krewnego dorsza, który smakuje bardzo podobnie i często jest sprzedawany jako dorsz) solimy i pieprzymy z każdej strony. Na patelni rozgrzewamy oliwę (taką do smażenia), kiedy się rozgrzeje wkładamy łyżkę masła i roztapiamy, kładziemy rybę i smażymy po 2-3 min z każdej strony. Wykładamy na talerz, posypujemy zielonym (najlepiej natką kolendry albo natką pietruszki, albo koperkiem, albo szczypiorkiem) i podajemy zanim ostygnie. Obok kładziemy cząstkę cytryny do pokropienia ryby.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Faszerowane bakłażany (i papryka)

Tym razem będzie smakowy mariaż polsko-arabski.


Uwielbiam kaszę gryczaną. I bakłażany też uwielbiam, zarówno za wygląd (ten przepiękny kolor skórki), jak i za smak. Jeden trafił się bardzo pocieszny, nosaty, ale to nie uchroniło go przed pożarciem.
Potrzeba (na 2 osoby):
*dwa średnie bakłażany
*cebula
*5 sporych ząbków czosnku, zgniecionych
*niepełna szklanka niepalonej kaszy gryczanej
*kawałek zielonej papryki
*garść pokrojonych w plasterki czarnych oliwek
*pomidor
*dwa jajka
*sól, pieprz, szczypta chilli, dwie łyżki przyprawy kebab shoarma*, czubata łyżka roztartego w palcach majeranku
*ostrzejszy żółty ser
*masło

Bakłażany kroimy na pół, wykrawamy środek, posypujemy solą i przykrywamy papierowym ręcznikiem (wciskając go do wyżłobienia), aby pozbawić warzywo gorzkiego soku. Zostawiamy na pół godziny i wyrzucamy mokry od soku ręcznik.
Zagotowujemy osoloną wodę, dodajmy majeranek i dwa zgniecione ząbki czosnku, wsypujemy kaszę i gotujemy na półmiękko.
Kroimy paprykę w drobną kostkę, cebulę siekamy, pomidora sparzamy, obieramy i kroimy w większe kawałki.
Na maśle przesmażamy cebulę z papryką, dodajemy pozostałe ząbki czosnku, przesmażamy, dodajemy shoarmę, przesmażamy króciutko, mieszając. Zdejmujemy z gazu, wsypujemy kaszę, oliwki i pomidory, mieszamy dokładnie. Doprawiamy solą, pieprzem i chilli. Przestudzone nadzienie mieszamy z jajkami.
Nadzienie nakładamy z górką do bakłażanów, przykrywamy żółtym serem, na dno naczynia nalewamy 2 łyżki wody, wstawiamy do nagrzanego piekarnika i pieczemy pod przykryciem do miękkości bakłażanów (ok. 20-25 min w 200 stopniach).
Podajemy posypane świeżą  bazylią z kleksem dobrego keczupu lub koncentratu pomidorowego.
Jeden bakłażan wystarcza na obiad dla jednej osoby.

Pyszne i niedrogie.

Prawdopodobnie zostanie wam trochę nadzienia, więc dodatkowo można zrobić faszerowane papryki i/lub cukinię (u mnie były na obiad następnego dnia). Środek z bakłażana siekamy i mieszamy z nadzieniem, wkładamy do delikatnie posolonej w środku papryki i/lub cukinii, przykrywamy żółtym serem i pieczemy do miękkości.

*Ja mam kebab shoarma Kamisa, można też czerwoną shoarmę kupić w internecie. To nie to samo co przyprawa do gyrosa! Ewentualnie można dodać curry.

czwartek, 14 czerwca 2012

Pieczone szparagi

Przepis podpatrzony na blogu Bea w kuchni. Jak już pisałam szparagi przepyszne. Jak nie wierzycie mi, to Ukochany potwierdza ich przepyszność.

Potrzeba:
*dwa pęczki szparagów
*oliwa ze słoiczka z suszonymi pomidorami w oliwie (ok. 5-6 łyżek), jak nie mamy, to oczywiście może być też zwykła oliwa
*nie musi być, ale warto dodać trochę białego wytrawnego wina (no tak z 1/4 - 1/3 szklanki)
*świeża bazylia (garść porwanych liści), sól, pieprz
*czarne oliwki (spora garść), 3-4 duże ząbki czosnku (najlepiej młodego), pomidorki koktajlowe (tyle, na ile mamy ochotę)


Szparagi dokładnie obieramy, można je pokroić w mniejsze kawałki. Układamy w żaroodpornym naczyniu wraz z pokrojonymi w plasterki ząbkami czosnku, bazylią i pomidorkami. Pomidorki nakłuwamy widelcem, żeby nie popękały za bardzo w trakcie pieczenia. Mieszamy oliwę z winem, solą i pieprzem. Polewamy szparagi, dokładnie mieszamy.
Wkładamy do nagrzanego piekarnika (220 stopni). W trakcie pieczenia mieszamy całość 2-3 razy.

 
Uwagi techniczne:

-Bea podaje czas pieczenia 10-12 min i taki czas, ufając autorce Wam polecam. Jeśli ktoś ma wiekowy, gazowy piekarnik, który nie słyszał o termoobiegu i termostacie, i którego termometr na drzwiczkach poddał się już wiele lat temu to informuję, że u mnie szparagi piekły się 23 min. (czyli do organoleptycznie stwierdzonej miękkości szparagów)
-pomieszałam pęczek zielonych i białych szparagów. Potrzebują one jednak różnego czasu obróbki termicznej. Zielone pieką czy gotują się szybciej. U mnie zielone były akurat, a białe trochę chrupkie (ale już nie surowe). Mi ta różnorodność smaków i struktury pasowała, ale jak chcecie równo upieczone, to trzeba dać tylko białe, albo tylko zielone szparagi.


Pyszności. No ale przepis za Jamie'em Oliverem, więc musi być pysznie. W poniedziałek zrobię powtórkę :)

piątek, 1 czerwca 2012

Grill

Lato jest, a jak lato to i grill :)
Zapraszam na grilla z kolorowymi, aromatycznymi warzywami i karkówką w azjatyckim stylu. W tym poście będą receptury szybkie i proste.


Smakowity i sycący grill wcale nie wymaga mięsa, wystarczy mnóstwo warzyw. Jakich? Na ten przykład cukinie, zielone i czerwone papryki, brokuły, kalafior, bakłażany, ziemniaki, cebula oraz absolutne hity czyli zielone szparagi, kalarepka i młody czosnek.
Potrzeba:
*wybrane warzywa
*szklanka oliwy, 4-5 zgniecionych ząbków czosnku, pół łyżeczki soli, łyżeczka wędzonej papryki (ewentualnie zwykłej), spora szczypta chilli i nieczubata łyżeczka roztartych w palcach ziół prowansalskich
*majonez i ocet balsamiczny


Mieszamy składniki marynaty, obtaczamy w niej pokrojone warzywa, zostawiamy na pół godziny. Układamy na grillu, prószymy solą i pieczemy od czasu do czasu przewracając i smarując marynatą (najwygodniej za pomocą silikonowego pędzelka).
Używamy oliwy do smażenia, taka z pierwszego tłoczenia momentalnie się spali. Poza bakłażanem i ziemniakami większość warzyw można zjeść i na surowo, dlatego nie ma co przesadzać z czasem grillowania. Najsmaczniej jest jak warzywa są jeszcze trochę chrupkie, a nie rozciapciane zbyt długą obróbką cieplną, dotyczy to szczególnie szparagów, różyczek kalafiora i plastrów kalarepki.
Bakłażan wymaga obróbki przed wrzuceniem na ruszt. Żeby pozbawić to pyszne warzywo gorzkiego smaku kroimy go w plastry 1 cm grubości, rozkładamy papierowy ręcznik, każdy plaster posypujemy solą z obu stron, potem układamy plastry na papierowym ręczniku kuchennym i z wierzchu przykrywamy drugim ręcznikiem. Zostawiamy na godzinkę. Sól wyciąga na zewnątrz sok, a ten wsiąka w papierowe ręczniki. Mokry od gorzkiego soku papier wesoło wyrzucamy, a smakowitego bakłażana smarujemy marynatą i grillujemy. Tego warzywka nie macerujemy w oliwie, bo wchłonie całą i będzie straszliwe tłusty.


Do zielonych szparagów robimy prosty sosik, czyli mieszamy na gładki krem majonez i ocet balsamiczny (w proporcji dwie czubate łyżki majonezu i łyżka octu). To wyrazisty, smaczny dodatek nie tylko do szparagów, pysznie komponować się będzie także z brokułami, kalafiorem czy ziemniaczkami.
I absolutny hit, czyli łepek młodego czosnku zawijamy w folię aluminiową i kładziemy na grilla, taki czosnek potrzebuje dużo czasu, przynajmniej ze 40 minut, a i godzina nie zaszkodzi. Po upieczeniu jest pyszny i mięciutki, rozsmarowujemy go na grillowanym chlebku i prószymy solą.


A teraz coś dla tych, co czekali na mięsko.
Pyszna karkówka z grilla.
Potrzeba:
*karkówka
*oliwa do smażenia
*żółta pasta curry
*sos imbirowy z soją Tao Tao, czosnek


Plastry karkówki energicznie i gęsto dźgamy widelcem, dokładnie mieszamy z marynatą i zostawiamy w lodówce na min. 2-3 godziny (a można i na całą noc, będzie jeszcze smaczniej). Dziurawienie plastrów sprawi, że smak zalewy lepiej wniknie w mięsko.
Marynata 1:  pastę curry dokładnie mieszamy z oliwą (proporcje, na łyżkę pasty łyżka oliwy). W sklepach są też pasty curry zielona i czerwona, ale te są piekielnie ostre. Żółta jest ostra umiarkowanie, więc jak lubicie, to można dodać do niej jeszcze szczyptę chilli.
Marynata 2: pół szklanki sosu imbirowego mieszamy ze zgniecionym ząbkiem czosnku i 2-3 łyżkami oliwy. Jeśli macie ochotę, to można dać jeszcze łyżeczkę startego, świeżego imbiru.
Na jeden średni plaster karkówki potrzeba będzie z łyżkę marynaty z curry albo dwie z sosu imbirowego. Zamarynowaną karkówkę kładziemy na grilla i z wierzchniej strony prószymy solą (tak bez przesady, bo marynata już jest trochę słona).

Jako napój może być na przykład piwo z wrzuconymi do niego 2-3 pokrojonymi truskawkami, albo z plastrem cytryny i kilkoma pogniecionymi i porwanymi (dla uwolnienia aromatu) listkami świeżej mięty. Białe wino z truskawką, kostką lodu i wodą gazowaną też będzie mniam.

Na fotkach jest grill elektryczny, ale podane przepisy są kompatybilne także ze zwykłym grillem.

czwartek, 24 maja 2012

Szparagi, najprościej

Sezon szparagowy w pełni, należy więc korzystać i objadać się nimi zanim znikną.
Na początek białe szparagi w postaci najprostszej, po prostu gotowane.
Można je zajadać same z podpieczonym w tosterze chlebkiem, z ziemniaczkami z koperkiem i jajkiem sadzonym albo z ziemniaczkami i kefirem, pasować też będzie "schabowy" z piersi kurczaka.
Szparagi uwielbiają towarzystwo białego wina ;)

Szparagi gotujemy w posolonej wodzie z dodatkiem grubego plastra cytryny i łyżki masła, wrzucamy je do garnka* dopiero jak woda zawrze i gotujemy ok. 10 min (może być krócej przy cieniutkich szparagach lub dłużej przy dużych i grubych). Uważamy żeby nie rozgotować.
Podajemy z majonezem wymieszanym na gładki krem z octem balsamicznym (u mnie niepełna łyżka octu i 2 łyżki majonezu, ale może być bardziej lub mniej octowo w zależności jak lubicie).


Szczerze pisząc w rzeczywistości nie jadam szparagów tak podanych, tylko kilka zapozowało do zdjęcia. Reszta leży na kuchennym stole rzucona jak popadło na stertę na wielkim talerzu. Talerz znajduje się między dwoma wygłodniałymi bestiami, które zaraz je pożrą zupełnie nie zawracając sobie głowy elegancją podania :) Ważne, że jest sosik majonezowy i opieczone w tosterze kromki dobrego, białego chleba oraz pół wytrawne białe wino.

Żeby było smakowicie trzeba wybrać świeży pęczek, jak najbardziej biały, powierzchnia pędów nie może być zeschnięta, powinny być kruche, tak żeby się łamać, a nie giąć. Obieramy ostrym nożykiem cieniutko, ale dokładnie. Nie wyglądają na takie, ale młodziutkie pędy mają bardzo twardą korę, niedokładnie obrane będą trudne do zjedzenia, bo z wierzchu straszliwie łykowate. Jak ktoś się przyjrzy to w tle zdjęcia widać talerzyk ze stertą obierków, powstałą już z ugotowanych szparagów. Ukochanemu trochę się zapomniała nauka z zeszłego roku, dlaczego trzeba te bielutkie, na pierwszy rzut oka delikatne roślinki dokładnie obierać :)
 
A poniżej szparagi w wersji pełnoobiadowej. Z miseczką kefiru i obowiązkowym beżowym sosem majonezowo-octowym. Do tego pierwsze w tym roku młode ziemniaczki. Pysznie dziś było.

Na opisanie czekają też rewelacyjne (już sfotografowane i zjedzone) grillowane zielone szparagi. Hmn... obiecuję, że się postaram, żeby wpis pojawił się zanim skończy się bezlitośnie krótki szparagowy sezon.

*Garnek powinien być na tyle duży, żeby szparagi zmieściły się leżąc (nie musimy wypełniać go wodą po brzegi, wystarczy 1/3 czy 1/2 tak żeby miały się w czym gotować). Jeśli są bardzo długie możemy ugotować je w dużej patelni, ewentualnie można odciąć główki, wrzucić na gotującą się wodę końcówki, a chwilę później delikatniejsze główki.