Właściwie to powinnam zatytuować ten post po prostu "uboga ogórkowa".
Uboga, bo mało składników, ale zdecydowanie nie uboga w smak.
Coś tak prostego naprawdę jest pyszne i sycące, a cała sztuczka tkwi w smażeniu składników przed ugotowaniem oraz w domowym soku z ogórków, które kisiliśmy z dużą ilością kopru, chrzanu i przypraw. Woda z kupnych ogórków nie ma tu sensu, nie warto.
Przykro mi, wersja dietetyczna nie wchodzi tu w grę.
Potrzeba:
*duża cebula
*kilka ząbków czosnku (u mnie co najmniej 5, ale przyznaję, że my czosnkolubni jesteśmy)
*kilogram ziemniaków
*świeżo mielony pieprz
*sok spod kiszonych ogórków
*oliwa i ciut masła (lub sama oliwa) do smażenia
*koperek
i już
Cebulę kroimy w kostkę, czosnek zgniatamy bokiem noża i siekamy, ziemniaki kroimy w niewielką kostkę.
Na patelni rozgrzewamy 2 łyżki oliwy (z wytłoczyn, taka do smażenia) i dajemy pod koniec troszkę masła, podsmażamy cebulę z czosnkiem. Wrzucamy wraz z tłuszczem do garnka. Ponawnie dajemy oliwę (trochę więcej niż do cebuli) i ciut masła i smażymy 1/3 pokrojonych ziemniaków. Na większym ogniu, odważnie, mają się porządnie, smakowicie przyrumienić. Na koniec wlewamy na patelnię trochę wody, mieszamy żeby zebrać to rumiane, przysmażone z dna patelni i wlewamy do garnka.
Dodajemy resztę ziemniaków, pieprz i wlewamy tylko tyle wody, żeby przykryła ziemniaki.
Gotujemy do miękkości ziemniaków.
Wrzucamy garść posiekanego koperku i wlewamy kwas z ogórków. Ja dwie szklanki, ale ogólnie to do smaku, zależy jak kwaśne lubicie.
Zagotowujemy, próbujemy, ewentualnie dosalamy do smaku jeśli sok z ogórków na słoność nie wystarczył.
Na talerzu posypujemy świeżym koperkiem.
Pycha.
Ważne żeby część ziemniaków przysmażyć dla smaku, ale nie wszystkie, bo reszta puści skrobię w trakcie gotowania i zrobi się mięciutka.
Ta zupa, gęsta od ziemniaków ma smakowitą konsystencję i nie warto dodawać posiekanych ogórków ani żadnego mięsa.
Niby nic, ale smaku pełno.
Mniam :)
Wiem, na zdjęciu pół miseczki tylko i średnio to wygląda, ale to jest zdjęcie dokładki ;)
A na zakończenie ogórek wąsaty wersja prenatalna :)
.

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tanio lub z resztek ale smakowicie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tanio lub z resztek ale smakowicie. Pokaż wszystkie posty
środa, 31 lipca 2019
środa, 7 marca 2018
Kimchi placek
Kuchnia fusion w swojskim wydaniu. Kimchi, jajka, pasta miso i... chleb.
Bardzo smakowite i proste, jeśli robicie* kimchi.
Na śniadanie, ciepłą kolację albo prosty obiad w towarzystwie jakiejś surówki.
Potrzeba (dla 1 os.):
-2 jajka
- gruuuba pajda chleba
- łyżka pasty miso
- pieprz
- kimchi, 2/3-1 szklanka
- keczup i zielone do podania
- ewentualnie żółty ser lub plaster szynki
Jajka rozkłócamy z pieprzem i miso.
Dodajemy do jajek podrobiony w palcach chleb, mieszamy i zostawiamy na chwilę, żeby chleb nasiąknął.
W tym czasie kroimy kimchi na drobne kawałki. Wrzucamy do masy jajecznej i mieszamy.
Ewentualnie sól, ale jest duże prawdopodobieństwo, że nie będzie potrzebna, bo kimchi i miso są już słone.
Masę wykładamy na rozgrzany olej i formujemy w gruby placek.
Na początku jest delikatny, dół trzeba dobrze ściąć, żeby dał się przewrócić, a i to wymaga ostrożności.
Po przerzuceniu kładziemy na wierzch plaster żółtego sera lub szynki, ale nie jest to niezbędne.
Podajemy polane keczupem i posypane szczypiorkiem lub nacią kolendry.
I już.
Mniam.
*Nie podam jedynego słusznego, dokładnego przepisu na kimchi. Na początku testowałam różne przepisy. Teraz robię na oko, dostosowane do swojego i konkubenta smaku. Często daję zwykłą ostrą paprykę nie koreańską (do smaku, nie tak ostro jak w oryginale). Ta oryginalna jet super, ale jak nie mam to się nie certolę. Daję też mniej sosu rybnego niż w wielu oryginalnych przepisach. Tak w skrócie kroję główkę kapusty pekińskiej w większą kostkę, przesypuję solą, odstawiam aż zmięknie. Rzodkiew w półplasterki, marchewkę ścieram na tarce, siekam drobno czosnek, imbir, cebulę, szczypiorek. Mieszam wszystko dodając łyżkę kleiku ryżowego i chlust sosu rybnego. I kisimy :)
Bardzo smakowite i proste, jeśli robicie* kimchi.
Na śniadanie, ciepłą kolację albo prosty obiad w towarzystwie jakiejś surówki.
Potrzeba (dla 1 os.):
-2 jajka
- gruuuba pajda chleba
- łyżka pasty miso
- pieprz
- kimchi, 2/3-1 szklanka
- keczup i zielone do podania
- ewentualnie żółty ser lub plaster szynki
Jajka rozkłócamy z pieprzem i miso.
Dodajemy do jajek podrobiony w palcach chleb, mieszamy i zostawiamy na chwilę, żeby chleb nasiąknął.
W tym czasie kroimy kimchi na drobne kawałki. Wrzucamy do masy jajecznej i mieszamy.
Ewentualnie sól, ale jest duże prawdopodobieństwo, że nie będzie potrzebna, bo kimchi i miso są już słone.
Masę wykładamy na rozgrzany olej i formujemy w gruby placek.
Na początku jest delikatny, dół trzeba dobrze ściąć, żeby dał się przewrócić, a i to wymaga ostrożności.
Po przerzuceniu kładziemy na wierzch plaster żółtego sera lub szynki, ale nie jest to niezbędne.
Podajemy polane keczupem i posypane szczypiorkiem lub nacią kolendry.
I już.
Mniam.
*Nie podam jedynego słusznego, dokładnego przepisu na kimchi. Na początku testowałam różne przepisy. Teraz robię na oko, dostosowane do swojego i konkubenta smaku. Często daję zwykłą ostrą paprykę nie koreańską (do smaku, nie tak ostro jak w oryginale). Ta oryginalna jet super, ale jak nie mam to się nie certolę. Daję też mniej sosu rybnego niż w wielu oryginalnych przepisach. Tak w skrócie kroję główkę kapusty pekińskiej w większą kostkę, przesypuję solą, odstawiam aż zmięknie. Rzodkiew w półplasterki, marchewkę ścieram na tarce, siekam drobno czosnek, imbir, cebulę, szczypiorek. Mieszam wszystko dodając łyżkę kleiku ryżowego i chlust sosu rybnego. I kisimy :)
sobota, 16 grudnia 2017
Potrawka pieczarkowa z soczewicą
Wygląda toto buro i ponuro.
Nawet wyłożenie kilku łyżek potrawki specjalnie do fotki na śliczny, kwietny talerzyk nic nie pomogło.
Smakuje jednak świetnie.
Sycące, aromatyczne danie, idealna potrawa na słotną jesień, zimną zimę i wczesną, kapryśną wiosnę.
Potrawa zdrowa, ale zdecydowanie nie fit.
W tym roku zauroczyło mnie połączenie grzybów, mleka kokosowego i majeranku.
Brzmi to może nietypowo, ale mleko kokosowe świetnie się sprawdza w tych jedzeniach, gdzie zwykle stosuje się śmietanę. Oczywiście możecie dać śmietanę. Ale polecam mleczko kokosowe nie tylko w potrawach indyjskich, tajskich, ale w naszych, polskich jak sos grzybowy, zupa grzybowa czy mięso duszone z grzybami.
Kokos wcale nie jest mocno wyczuwalny, całość smakuje tradycyjnie, ale ciut inaczej, ciekawiej.
To jest bure i pyszne!
Potrzeba (3 osoby, obiad na dwa dni):
-1 szklanka suchej zielonej soczewicy
-kilogram pieczarek (najlepiej tych drobniejszych)
-duża cebula
-3-6ząbków czosnku ( zależności od tego jak bardzo czosnkofilni jesteście, ja daję 6 sporych ząbków)
-200ml mleczka kokosowego lub śmietany 18%
-sól, pieprz, nieczubata łyżeczka curry, czubata łyżka majeranku, ciut ostrej papryki jeśli lubicie, czubata łyżka płatków drożdżowych (można pominąć, ale warto dodać)
-mała marchewka, mała pietruszka, 10 cm białej części pora, nieduży kawałek selera, wszystko posiekane w drobną kostkę
-tłuszcz do smażenia, może być oliwa pomace, masło lub aromatyczny kaczy smalec, co macie i co wolicie
-do podania natka pietruszkowa lub selerowa i kawałek dobrego pieczywa
Soczewicę zalewamy wrzątkiem i odstawiamy na godzinkę do namoczenia, potem odcedzamy (dzięki temu szybciej się ugotuje).
Pieczarki czyścimy (ja obieram), większe kroimy na kawałki.
Cebulę kroimy w półplasterki, czosnek drobno siekamy.
Na patelnię na rozgrzany tłuszcz wrzucamy cebulę, chwilę przesmażamy, potem dorzucamy czosnek, przesmażamy i dodajemy pokrojone w drobną kostkę warzywa. Warzyw nie za dużo, mają wzbogacić smak, ale nie być mocno wyczuwalne, pierwsze skrzypce mają wszak grać pieczarki.
Delikatnie rumienimy, uważamy żeby nie przypalić czosnku.
Wsypujemy przyprawy, przesmażamy chwilkę, dorzucamy pieczarki i soczewicę, mieszamy, dolewamy mleczko kokosowe.
Dusimy ok. 20 min., do miękkości soczewicy.
Jeśli całość wyjdzie zbyt wodnista (zależy jakie pieczarki kupimy, niektóre mogą mieć tyle wody, że zrobi się bardziej zupa niż potrawka) można zagęścić mąką ziemniaczaną (nieczubatą łyżkę mąki ziemniaczanej rozprowadzamy w 1/4 szklanki zimnej wody, dolewamy cienkim strumieniem, cały czas mieszając, chwilkę gotujemy do zgęstnienia). Jeśli płynu okaże się zbyt mało i soczewica wciągnie wszystko zanim się ugotuje dolejcie trochę wody.
Podajemy posypane natką z kawałkiem pieczywa. Będzie tu pasować praktycznie każdy rodzaj, od ciężkiego żytniego chleba na zakwasie przez ciabbattę po zwykłą sklepową kajzerkę.
Nawet wyłożenie kilku łyżek potrawki specjalnie do fotki na śliczny, kwietny talerzyk nic nie pomogło.
Smakuje jednak świetnie.
Sycące, aromatyczne danie, idealna potrawa na słotną jesień, zimną zimę i wczesną, kapryśną wiosnę.
Potrawa zdrowa, ale zdecydowanie nie fit.
W tym roku zauroczyło mnie połączenie grzybów, mleka kokosowego i majeranku.
Brzmi to może nietypowo, ale mleko kokosowe świetnie się sprawdza w tych jedzeniach, gdzie zwykle stosuje się śmietanę. Oczywiście możecie dać śmietanę. Ale polecam mleczko kokosowe nie tylko w potrawach indyjskich, tajskich, ale w naszych, polskich jak sos grzybowy, zupa grzybowa czy mięso duszone z grzybami.
Kokos wcale nie jest mocno wyczuwalny, całość smakuje tradycyjnie, ale ciut inaczej, ciekawiej.
To jest bure i pyszne!
Potrzeba (3 osoby, obiad na dwa dni):
-1 szklanka suchej zielonej soczewicy
-kilogram pieczarek (najlepiej tych drobniejszych)
-duża cebula
-3-6ząbków czosnku ( zależności od tego jak bardzo czosnkofilni jesteście, ja daję 6 sporych ząbków)
-200ml mleczka kokosowego lub śmietany 18%
-sól, pieprz, nieczubata łyżeczka curry, czubata łyżka majeranku, ciut ostrej papryki jeśli lubicie, czubata łyżka płatków drożdżowych (można pominąć, ale warto dodać)
-mała marchewka, mała pietruszka, 10 cm białej części pora, nieduży kawałek selera, wszystko posiekane w drobną kostkę
-tłuszcz do smażenia, może być oliwa pomace, masło lub aromatyczny kaczy smalec, co macie i co wolicie
-do podania natka pietruszkowa lub selerowa i kawałek dobrego pieczywa
Soczewicę zalewamy wrzątkiem i odstawiamy na godzinkę do namoczenia, potem odcedzamy (dzięki temu szybciej się ugotuje).
Pieczarki czyścimy (ja obieram), większe kroimy na kawałki.
Cebulę kroimy w półplasterki, czosnek drobno siekamy.
Na patelnię na rozgrzany tłuszcz wrzucamy cebulę, chwilę przesmażamy, potem dorzucamy czosnek, przesmażamy i dodajemy pokrojone w drobną kostkę warzywa. Warzyw nie za dużo, mają wzbogacić smak, ale nie być mocno wyczuwalne, pierwsze skrzypce mają wszak grać pieczarki.
Delikatnie rumienimy, uważamy żeby nie przypalić czosnku.
Wsypujemy przyprawy, przesmażamy chwilkę, dorzucamy pieczarki i soczewicę, mieszamy, dolewamy mleczko kokosowe.
Dusimy ok. 20 min., do miękkości soczewicy.
Jeśli całość wyjdzie zbyt wodnista (zależy jakie pieczarki kupimy, niektóre mogą mieć tyle wody, że zrobi się bardziej zupa niż potrawka) można zagęścić mąką ziemniaczaną (nieczubatą łyżkę mąki ziemniaczanej rozprowadzamy w 1/4 szklanki zimnej wody, dolewamy cienkim strumieniem, cały czas mieszając, chwilkę gotujemy do zgęstnienia). Jeśli płynu okaże się zbyt mało i soczewica wciągnie wszystko zanim się ugotuje dolejcie trochę wody.
Podajemy posypane natką z kawałkiem pieczywa. Będzie tu pasować praktycznie każdy rodzaj, od ciężkiego żytniego chleba na zakwasie przez ciabbattę po zwykłą sklepową kajzerkę.
poniedziałek, 9 października 2017
Kolorowa, jesienna kasza. Z dynią i grzybami.
Wiem, większość z Was teraz intensywnie tęskni za latem.
A ja? Kocham jesień.
Mgły, nitki babiego lata, obfitość jesiennych warzyw i owoców. Melancholijne nastroje na tle szaleństwa jesiennych kolorów, żółci i czerwieni.
Aromatyczne grzyby i słodka, intensywnie pomarańczowa dynia.
Jak jest dynia i grzyby, to już niewiele więcej potrzeba.
Zapraszam na pełną smaku jesienną kaszę.
Potrzeba (na 4 porcje):
- ćwiartka dyni hokkaido lub piżmowej
- leśne grzyby 400-500g (albo więcej jak chcecie), u mnie miks koźlarzy, podgrzybków, kilka kurek, co tam znajdziecie
- nieduża cebula, 3 ząbki czosnku, kawałek białej części pora, pół niedużej pietruszki drobno posiekanej
- łyżeczka curry, łyżka majeranku, sól, pieprz
- oliwa do smażenia lub smalec (polecam kaczy), czy jakiś inny tłuszcz do smażenia
- 2 pełne szklanki suchej kaszy, tu jęczmienna perłowa, ale może być też pęczak lub niepalona gryczana
- garść natki pietruszki
- czubata łyżka masła
Czosnek siekamy, cebulę kroimy w grubszą kostkę, pora w cienkie talarki. Na dużej patelni rozgrzewamy tłuszcz i przesmażamy cebulkę, pora i czosnek. Dorzucamy curry i majeranek, chwilę przesmażmy, dodajemy dynię pokrojoną w niedużą kostkę (hokkaido nie trzeba obierać) i pietruszkę, chwilę przesmażamy. Dorzucamy na patelnię grzyby w dużych kawałkach i kaszę, podlewamy czym mamy, wodą lub bulionem (warzywny bardziej mi tu pasuje smakiem niż na mięsie), a najlepiej wodą z obgotowywania grzybów (większe grzyby trafiły do tego obiadu, a mniejsze po obgotowaniu do marynowania, ta woda po obgotowywaniu grzybów, to świetna przyprawa ).
Na początek podlewamy trzema szklankami płynu i dusimy wszystko na małym ogniu do miękkości kaszy i ugotowania grzybów. Często mieszamy. W miarę zapotrzebowania dolewamy po trochu wody czy wywaru tyle ile będzie go chciała wchłonąć kasza.
Pod koniec gotowania dodajemy czubatą łyżkę masła.
Do podania obficie posypujemy posiekaną natką pietruszki.
I już.
Smacznego.
Jeśli chcecie jeszcze bardziej na wypasie można na wierzch jesiennej kaszy położyć jajko sadzone.
Jeśli nie wyobrażacie sobie obiadu bez mięsa, to można dodać pokrojony w kostkę boczek lub kiełbasę chorizo na etapie podsmażania cebuli i czosnku.
A ja? Kocham jesień.
Mgły, nitki babiego lata, obfitość jesiennych warzyw i owoców. Melancholijne nastroje na tle szaleństwa jesiennych kolorów, żółci i czerwieni.
Aromatyczne grzyby i słodka, intensywnie pomarańczowa dynia.
Jak jest dynia i grzyby, to już niewiele więcej potrzeba.
Zapraszam na pełną smaku jesienną kaszę.
Potrzeba (na 4 porcje):
- ćwiartka dyni hokkaido lub piżmowej
- leśne grzyby 400-500g (albo więcej jak chcecie), u mnie miks koźlarzy, podgrzybków, kilka kurek, co tam znajdziecie
- nieduża cebula, 3 ząbki czosnku, kawałek białej części pora, pół niedużej pietruszki drobno posiekanej
- łyżeczka curry, łyżka majeranku, sól, pieprz
- oliwa do smażenia lub smalec (polecam kaczy), czy jakiś inny tłuszcz do smażenia
- 2 pełne szklanki suchej kaszy, tu jęczmienna perłowa, ale może być też pęczak lub niepalona gryczana
- garść natki pietruszki
- czubata łyżka masła
Czosnek siekamy, cebulę kroimy w grubszą kostkę, pora w cienkie talarki. Na dużej patelni rozgrzewamy tłuszcz i przesmażamy cebulkę, pora i czosnek. Dorzucamy curry i majeranek, chwilę przesmażmy, dodajemy dynię pokrojoną w niedużą kostkę (hokkaido nie trzeba obierać) i pietruszkę, chwilę przesmażamy. Dorzucamy na patelnię grzyby w dużych kawałkach i kaszę, podlewamy czym mamy, wodą lub bulionem (warzywny bardziej mi tu pasuje smakiem niż na mięsie), a najlepiej wodą z obgotowywania grzybów (większe grzyby trafiły do tego obiadu, a mniejsze po obgotowaniu do marynowania, ta woda po obgotowywaniu grzybów, to świetna przyprawa ).
Na początek podlewamy trzema szklankami płynu i dusimy wszystko na małym ogniu do miękkości kaszy i ugotowania grzybów. Często mieszamy. W miarę zapotrzebowania dolewamy po trochu wody czy wywaru tyle ile będzie go chciała wchłonąć kasza.
Pod koniec gotowania dodajemy czubatą łyżkę masła.
Do podania obficie posypujemy posiekaną natką pietruszki.
I już.
Smacznego.
Jeśli chcecie jeszcze bardziej na wypasie można na wierzch jesiennej kaszy położyć jajko sadzone.
Jeśli nie wyobrażacie sobie obiadu bez mięsa, to można dodać pokrojony w kostkę boczek lub kiełbasę chorizo na etapie podsmażania cebuli i czosnku.
czwartek, 14 września 2017
Przyprawa-petarda, czyli woda grzybowa
To nie przepis będzie, a inspiracja.
Po udanym grzybobraniu kupa roboty w kuchni. W zależności od gatunku, wielkości i stanu grzybka część na suszenie, część do marynowania, część do zamrażarki na różne aromatyczne sosy i zupy.
Grzyby przeznaczone do marynowania i zamrażania wpierw trzeba obgotować.
Obgotowujemy w osolonej wodzie i potem... wiele osób tę wodę do zlewu wylewa...
Cóż za okrutne marnotrawstwo!
Taka woda po obgotowywaniu grzybów to wspaniała, aromatyczna przyprawa! Warto ją zachować.
A potem dodać ją do duszenia mięsa, do zup (np. grzybowego krupniku), użyć zamiast wody do gotowania kaszy lub zamiast wody/bulionu do risotto, do duszenia gołąbków, można w niej ugotować pierogi lub makaron, możliwości jest mnóstwo.
Po prostu aromatyczną, grzybową wodę po obgotowywaniu grzybów mrozimy i wyciągamy z zamrażarki, kiedy mamy ochotę nadać jakiemuś daniu grzybowy aromat.
Uwagi techniczne:
-Warto poczekać, aż ostygnie, a potem przecedzić przez gęste sitko ostrożnie nabierając wywar chochelką tak, żeby nie mieszać grzybowej wody i zostawiając ostatni centymetr z dna garnka. Czemu? Bo na dnie zawsze osadzi się jeszcze resztka pisaku i leśnych śmieci, których jeść nie mamy ochoty.
-Wiem, że na zdjęciu jest ta woda grzybowa w butelkach. Ale... doświadczenie, które przyszło po jakimś czasie od zrobienia tego zdjęcia mówi mi, że jedynym słusznym sposobem przechowania grzybowej wody na późniejsze czasy jest mrożenie. Grzybowa woda jest substancją niesamowicie niestabilną biologicznie i ożywającą jak zombi. Żeby nie wiem jak dobrze ją pasteryzować i tak część ożyje! Jakieś 80% moich prób utrwalenia tej wody w butelkach/słoikach się nie powiodło. Jak nie zaczęły fermentować, to zawartość mętniała i zaczynała śmierdzieć, mimo że dwie partie potraktowałam tyndalizacją. Nie wiem jak to jest, ale mimo sporego doświadczenia nie umiem tej wody po obgotowywaniu grzybów utrwalić termicznie...
Dlatego rekomenduję jedynie jej mrożenie i potem używanie tej aromatycznej, grzybowej przyprawy (i to naprawdę polecam gorąco) do czego Wam tylko wyobraźnia podpowie ;)
Smacznych, grzybnie aromatyzowanych potraw Wam życzę :)
PS obie butelki ze zdjęcia, wyjątkowo pięknie pachnące, bo praktycznie z samych podgrzybków wylądowały po dwóch tygodniach w zlewie, to była przysłowiowa kropla przelewająca czarę. Od tego momentu aromatyczną grzybową wodę utrwalam już tylko za pomocą zamrażarki.
Po udanym grzybobraniu kupa roboty w kuchni. W zależności od gatunku, wielkości i stanu grzybka część na suszenie, część do marynowania, część do zamrażarki na różne aromatyczne sosy i zupy.
Grzyby przeznaczone do marynowania i zamrażania wpierw trzeba obgotować.
Obgotowujemy w osolonej wodzie i potem... wiele osób tę wodę do zlewu wylewa...
Cóż za okrutne marnotrawstwo!
Taka woda po obgotowywaniu grzybów to wspaniała, aromatyczna przyprawa! Warto ją zachować.
A potem dodać ją do duszenia mięsa, do zup (np. grzybowego krupniku), użyć zamiast wody do gotowania kaszy lub zamiast wody/bulionu do risotto, do duszenia gołąbków, można w niej ugotować pierogi lub makaron, możliwości jest mnóstwo.
Po prostu aromatyczną, grzybową wodę po obgotowywaniu grzybów mrozimy i wyciągamy z zamrażarki, kiedy mamy ochotę nadać jakiemuś daniu grzybowy aromat.
Uwagi techniczne:
-Warto poczekać, aż ostygnie, a potem przecedzić przez gęste sitko ostrożnie nabierając wywar chochelką tak, żeby nie mieszać grzybowej wody i zostawiając ostatni centymetr z dna garnka. Czemu? Bo na dnie zawsze osadzi się jeszcze resztka pisaku i leśnych śmieci, których jeść nie mamy ochoty.
-Wiem, że na zdjęciu jest ta woda grzybowa w butelkach. Ale... doświadczenie, które przyszło po jakimś czasie od zrobienia tego zdjęcia mówi mi, że jedynym słusznym sposobem przechowania grzybowej wody na późniejsze czasy jest mrożenie. Grzybowa woda jest substancją niesamowicie niestabilną biologicznie i ożywającą jak zombi. Żeby nie wiem jak dobrze ją pasteryzować i tak część ożyje! Jakieś 80% moich prób utrwalenia tej wody w butelkach/słoikach się nie powiodło. Jak nie zaczęły fermentować, to zawartość mętniała i zaczynała śmierdzieć, mimo że dwie partie potraktowałam tyndalizacją. Nie wiem jak to jest, ale mimo sporego doświadczenia nie umiem tej wody po obgotowywaniu grzybów utrwalić termicznie...
Dlatego rekomenduję jedynie jej mrożenie i potem używanie tej aromatycznej, grzybowej przyprawy (i to naprawdę polecam gorąco) do czego Wam tylko wyobraźnia podpowie ;)
Smacznych, grzybnie aromatyzowanych potraw Wam życzę :)
PS obie butelki ze zdjęcia, wyjątkowo pięknie pachnące, bo praktycznie z samych podgrzybków wylądowały po dwóch tygodniach w zlewie, to była przysłowiowa kropla przelewająca czarę. Od tego momentu aromatyczną grzybową wodę utrwalam już tylko za pomocą zamrażarki.
środa, 14 czerwca 2017
Borek
Sycący, smakowity, pachnący, w dodatku szybki i prosty w przygotowaniu.
Po prostu same zalety ma.
Przepisów na bliskowschodni borek jest tyle co u nas na bigos, mój jest kompilacją receptur z netu (m.in. z bloga Turcja od kuchni) i z książki (którą kocham) "Jerozolima" Ottoliniego.
Potrzeba:
- opakowanie ciasta francuskiego (taka standardowa rolka, 250-300g )
- 200-300g białego sera (lub twarogu i sera typu feta/oscypka/bryndzy w proporcji pół na pół)
- duże jajko
- 10 cm białej części pora i pół niedużej cebuli
- garść posiekanej natki pietruszki
- łyżka nasion czarnuszki, czubata łyżeczka kuminu, sól, pieprz
- sezam do posypania
Pora kroimy w cienkie półplasterki, cebulę w drobną kostkę. Kumin i czarnuszkę niedbale rozcieramy w moździerzu (ewentualnie jeśli nie posiadacie moździerza sam kumin można przesiekać nożem). W misce widelcem rozdrabniamy twaróg, dodajemy jajko i mieszamy, w miarę dokładnie, ale ser może być z grudkami, to nie szkodzi. Dodajemy przyprawy, natkę, pora i cebulę, mieszamy.
Rozwijamy ciasto francuskie, rozcinamy na połówki. Na jedną wykładamy farsz i rozsmarowujemy, żeby masa miała w miarę jednolitą grubość. Zostawiamy wolne brzegi, tak ok. centymetra.
Przykrywamy drugim płatem ciasta, dociskamy brzegi (jak użyjecie do tego widelca wyjdzie wzorek typu grzebyk).
Robimy w placku dziurki widelcem lub nożem (żeby para powstała podczas pieczenia miała którędy ujść), smarujemy wierzch mlekiem/ jogurtem/ śmietaną/ rozkłóconym jajkiem, prószymy solą, obficie posypujemy sezamem.
Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni i trzymamy tam, aż wierzch ładnie się zrumieni (20-30 min).
Zajadamy sam lub z sałatką na obiad lub ciepłą kolację. Wyjątkowo dobrze pasuje do borka tradycyjna ogórkowa mizeria. Smaczny także na następny dzień odgrzany w piekarniku albo mikrofali.
Ser gra tu główną rolę, więc jego jakość ma duże znaczenie dla smaku, dobrze jest zerknąć na skład i kupić prawdziwy twaróg. Farsz będzie też smaczniejszy z prawdziwym wsiowym lub eko jajkiem.
Po prostu same zalety ma.
Przepisów na bliskowschodni borek jest tyle co u nas na bigos, mój jest kompilacją receptur z netu (m.in. z bloga Turcja od kuchni) i z książki (którą kocham) "Jerozolima" Ottoliniego.
Potrzeba:
- opakowanie ciasta francuskiego (taka standardowa rolka, 250-300g )
- 200-300g białego sera (lub twarogu i sera typu feta/oscypka/bryndzy w proporcji pół na pół)
- duże jajko
- 10 cm białej części pora i pół niedużej cebuli
- garść posiekanej natki pietruszki
- łyżka nasion czarnuszki, czubata łyżeczka kuminu, sól, pieprz
- sezam do posypania
Pora kroimy w cienkie półplasterki, cebulę w drobną kostkę. Kumin i czarnuszkę niedbale rozcieramy w moździerzu (ewentualnie jeśli nie posiadacie moździerza sam kumin można przesiekać nożem). W misce widelcem rozdrabniamy twaróg, dodajemy jajko i mieszamy, w miarę dokładnie, ale ser może być z grudkami, to nie szkodzi. Dodajemy przyprawy, natkę, pora i cebulę, mieszamy.
Rozwijamy ciasto francuskie, rozcinamy na połówki. Na jedną wykładamy farsz i rozsmarowujemy, żeby masa miała w miarę jednolitą grubość. Zostawiamy wolne brzegi, tak ok. centymetra.
Przykrywamy drugim płatem ciasta, dociskamy brzegi (jak użyjecie do tego widelca wyjdzie wzorek typu grzebyk).
Robimy w placku dziurki widelcem lub nożem (żeby para powstała podczas pieczenia miała którędy ujść), smarujemy wierzch mlekiem/ jogurtem/ śmietaną/ rozkłóconym jajkiem, prószymy solą, obficie posypujemy sezamem.
Wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni i trzymamy tam, aż wierzch ładnie się zrumieni (20-30 min).
Zajadamy sam lub z sałatką na obiad lub ciepłą kolację. Wyjątkowo dobrze pasuje do borka tradycyjna ogórkowa mizeria. Smaczny także na następny dzień odgrzany w piekarniku albo mikrofali.
Ser gra tu główną rolę, więc jego jakość ma duże znaczenie dla smaku, dobrze jest zerknąć na skład i kupić prawdziwy twaróg. Farsz będzie też smaczniejszy z prawdziwym wsiowym lub eko jajkiem.
środa, 5 października 2016
Burger nieoczywisty. Kaszankoburger.
Sycące, rozgrzewające burgery z chrzanowym pazurem i słodyczą jesiennej gruszki, w sam raz na jesienny obiad lub kolację.
Niezbyt urodziwa, ale zaskakująca i smakowita odsłona zwyczajnej kaszanki.
Potrzeba:
na kotlety (wyszło mi 6 szt.)
- kaszanka (ok. 300g)
- nieduża cebula
- duży ząbek czosnku
- duże jajko
- pół łyżeczki majeranku
- bułka tarta
- szczypta soli
na sos
- 2 czubate łyżki ostrego chrzanu (takiego bez śmietany czy jabłek)
- 2 czubate łyżki ostrej musztardy, np. rosyjskiej
- 2 łyżki majonezu
- ok. 6-8 korniszonów
- sól i świeżo zmielony pieprz do smaku
oraz
- sałata lodowa lub rzymska
- aromatyczne, kruche jabłko
- słodka, dojrzała gruszka
- bułki do hamburgerów
- opcjonalnie cienkie plasterki/wiórki aromatycznego, ostrego żółtego sera (cheddar, pecorino lub parmezan, itp.)*
Zaczynamy od sosu, korniszony kroimy na cienkie plasterki i mieszamy wszystkie składniki sosu.
Robimy kotlety. Kaszanka musi być dobra, nasza ulubiona, to nie jest przepis na zutylizowanie marnej kaszanki. W misce rozkłócamy jajko, dodajemy drobno posiekaną cebulę, zgnieciony ząbek czosnku i majeranek, dokładamy kaszankę, rozdrabniamy ją wstępnie widelcem, a potem wyrabiamy masę łapką do dokładnego połączenia składników. Dodajemy po łyżeczce bułkę tartą, aż masa kaszankowa będzie na tyle zwarta, żeby ulepić z niej kotlety. U mnie wystarczyła łyżka, ale formowanie ułatwiłam sobie praską do hamburgerów. Smażymy na oleju na nieprzywierającej patelni po kilka minut z każdej strony. Wymagają delikatności przy pierwszym przerzuceniu na drugą stronę.
W czasie kiedy burgery się smażą podpiekamy bułki w piecyku lub na suchej patelni. Jabłko i gruszkę (najlepiej nieobrane) kroimy w plastry ok. 2mm grubości.
Składamy kaszankoburgera.
Dolna bułka, sos, burger, ewentualny ser, po plastrze jabłka i gruszki, sałata, górna bułka cienko posmarowana musztardą.
Na pierwszy rzut oka brzmi dziwnie, ale jest zaskakująco smakowite.
*Opcjonalny ser musi być ostry i aromatyczny, dajemy go niedużo, ma podbić, ale nie zdominować reszty smaków. Fajnie się komponuje z chrzanem, jabłkiem i gruszką, ale nie jest konieczny (a już na pewno nie ma sensu na siłę wpychać tu jakiegoś zwykłego sera kanapkowego).
piątek, 22 lipca 2016
Bakłażan smażony w panierce
Proste, szybkie, tanie i smaczne danie.
Z pajdą chleba i z surówką lub kubkiem chłodnika świetny patent na błyskawiczny obiad. Może być też na ciepłą kolację.
Potrzeba (dla 2 osób):
-większy bakłażan
-2 jajka
-sól, pieprz, 2 pełne łyżki curry
-bułka tarta
-oliwa lub olej do smażenia
W miseczce roztrzepujemy widelcem jajka i dokładnie mieszamy z przyprawami. Jeśli curry jest mocno słono, to ostrożnie z solą, być może nie będzie trzeba jej dosypywać. Na talerzyk wysypujemy tartą bułkę. Bakłażana kroimy w niezbyt grube plastry (ok. 0,5 cm). No i wiadomo, każdy plaster obtaczamy wpierw w jajku, potem w bułce, wrzucamy na patelnię na rozgrzany tłuszcz i smażymy z obu stron do zrumienienia panierki. Uważamy, by nie smażyć na zbyt mocnym ogniu, żeby bakłażan zdążył dojść zanim panierka się przypali (powinien być mięciutki w środku, no i skórka musi mieć czas zmięknąć do stanu jadalnego).
Podajemy z czosnkowym sosem jogurtowym, kubkiem chłodnika na kefirze, surówką, sałatką (np. z sałaty, pomidorów, dymki i z jajkiem na twardo), z ketchupem, ajwarem czy czymkolwiek na co macie ochotę.
Smakowite i sycące.
Według mnie i połówka zdecydowanie przebija o wiele popularniejszą panierowaną cukinię czy kabaczka.
Z pajdą chleba i z surówką lub kubkiem chłodnika świetny patent na błyskawiczny obiad. Może być też na ciepłą kolację.
Potrzeba (dla 2 osób):
-większy bakłażan
-2 jajka
-sól, pieprz, 2 pełne łyżki curry
-bułka tarta
-oliwa lub olej do smażenia
W miseczce roztrzepujemy widelcem jajka i dokładnie mieszamy z przyprawami. Jeśli curry jest mocno słono, to ostrożnie z solą, być może nie będzie trzeba jej dosypywać. Na talerzyk wysypujemy tartą bułkę. Bakłażana kroimy w niezbyt grube plastry (ok. 0,5 cm). No i wiadomo, każdy plaster obtaczamy wpierw w jajku, potem w bułce, wrzucamy na patelnię na rozgrzany tłuszcz i smażymy z obu stron do zrumienienia panierki. Uważamy, by nie smażyć na zbyt mocnym ogniu, żeby bakłażan zdążył dojść zanim panierka się przypali (powinien być mięciutki w środku, no i skórka musi mieć czas zmięknąć do stanu jadalnego).
Podajemy z czosnkowym sosem jogurtowym, kubkiem chłodnika na kefirze, surówką, sałatką (np. z sałaty, pomidorów, dymki i z jajkiem na twardo), z ketchupem, ajwarem czy czymkolwiek na co macie ochotę.
Smakowite i sycące.
Według mnie i połówka zdecydowanie przebija o wiele popularniejszą panierowaną cukinię czy kabaczka.
piątek, 6 maja 2016
Ziemniaczany krem z mlekiem kokosowym
Kartoflanka, niedużo składników, a efekt świetny.
Poza tym, że niebanalna w smaku to jeszcze tania i sycąca (spokojnie będzie obiadem jednodaniowym). Dodanie już na talerz usmażonego na chrupko pikantnego chorizo (lub czegokolwiek wyrazistego) smakowicie przełamuje delikatność zupy.
Spokojnie można pominąć mięsny dodatek.
Inspiracją był któryś z odcinków Okrasy łamiącego przepisy. Bazą zupy są ziemniaki, seler i por oraz puszka mleka kokosowego. Co tam jeszcze pan Karol dodał nie pamiętam, doprawiłam po swojemu.
W dodatku to kolejny przepis, który ogromnie zasmakował nie tylko rodzicom, ale i Małemu Człowiekowi (dzieć dostał bez pikantnego dodatku).
Jak to zwykle u mnie przepis w ilości na dwa dni, dla dwóch dorosłych i dziecka.
Potrzeba:
- 6 średnich ziemniaków
-nieduża cebula i 2-4 ząbki czosnku (zależy jak czosnkolubni jesteśmy)
- por
- większy seler
- puszka mleka kokosowego
- sól, pieprz, curry, tymianek
- do podania pikantne chorizo (lub boczek, lub dobra wędzona kiełbasa, lub ziołowe grzanki, lub prażona cebulka, lub kiełki cebuli czy rzodkiewki, lub posiekane młode listki chrzanu albo czosnku niedźwiedziego, lub rzeżucha, lub kwiaty nasturcji, itp., itd.)
Warzywa kroimy raczej drobno, ale nie trzeba zbyt starannie i tak wszystko później zmiksujemy (ziemniaki i seler w kostkę, cebulę w półplasterki, czosnek i por w plasterki). Ja pora daję i białą część i większość zielonego (zielone trzeba pokroić na cieniutkie paseczki, żeby potem nitki z liści nie pływały w zupie), bo wszyscy lubimy pory. Jeśli nie macie ochoty na wyraźnie porowy posmak dajcie tylko białą część.
Na patelni rozgrzewamy kilka łyżek oliwy do smażenia, na rozgrzaną dodajemy czubatą łyżkę masła, jak się roztopi wrzucamy cebulę, czosnek, por i 1/4 ziemniaków, smażymy do zeszklenia cebuli. Sypiemy dwie łyżki curry i jeszcze chwilkę przesmażamy mieszając.
Zawartość patelni przekładamy do garnka dokładnie zgarniając cały aromatyczny tłuszcz z curry (warto do opróżnionej patelni wlać szklankę wody przemieszać i wlać do garnka).
Do gara wkładamy też resztę ziemniaków i seler, zalewamy wodą tak żeby przykryła warzywa plus 2-3cm. Gotujemy do miękkości ziemniaków, wlewamy puszkę mleka kokosowego, miksujemy. Jeśli jest za gęsta dolewamy jeszcze trochę wody. Dodajemy łyżeczkę suszonego tymianku, pół łyżeczki świeżo mielonego pieprzu i sól do smaku (weźcie poprawkę na to, że większość curry już ma w składzie sól). Stawiamy na gaz i czasem mieszając gotujemy jeszcze chwilę (do zawrzenia).
W czasie kiedy czekamy na zagotowanie się zupki podsmażamy na chrupko pokrojone w cienkie plasterki chorizo.
Rozlewamy na talerze, hojnie kładziemy chorizo (na zdjęciu nie widać ile go jest, bo część się utopiła), polewamy zupę łyżką aromatycznego tłuszczu i zajadamy.
Zamiast chorizo może być też pokrojony w kostkę i wysmażony boczek lub wędzona kiełbasa (warto posypać wtedy zupę szczyptą chilli). Można też zrobić wersję wege i posypać zupkę prażoną cebulką, grzankami lub aromatyczną, pikantną zieleniną (np. kiełkami lub posiekanymi młodymi listkami chrzanu). Lub czymkolwiek innym na co będziecie mieć ochotę.
Jeśli dziecku nie solicie w ogóle, to potrawa jest o tyle wygodna, że tę zupę bez straty dla smaku można posolić dopiero indywidualnie na talerzu.
Tłuszcz z patelni, tłuszcz z chorizo lub boczku. Jak się pobieżnie przejrzy przepis, to można odnieść wrażenie, że zupa jet bardzo ciężka i tłusta. Spokojnie, w tych kilku łyżkach tłuszczu mieści się mnóstwo smaku, a rozkładają one się na cały gar zupy, pojedyncza porcja wcale nie jest tłusta i ciężka. Można wprawdzie zrobić wersję całkiem "light", bez podsmażania warzyw, ale to już nie będzie to samo.
Poza tym, że niebanalna w smaku to jeszcze tania i sycąca (spokojnie będzie obiadem jednodaniowym). Dodanie już na talerz usmażonego na chrupko pikantnego chorizo (lub czegokolwiek wyrazistego) smakowicie przełamuje delikatność zupy.
Spokojnie można pominąć mięsny dodatek.
Inspiracją był któryś z odcinków Okrasy łamiącego przepisy. Bazą zupy są ziemniaki, seler i por oraz puszka mleka kokosowego. Co tam jeszcze pan Karol dodał nie pamiętam, doprawiłam po swojemu.
W dodatku to kolejny przepis, który ogromnie zasmakował nie tylko rodzicom, ale i Małemu Człowiekowi (dzieć dostał bez pikantnego dodatku).
Jak to zwykle u mnie przepis w ilości na dwa dni, dla dwóch dorosłych i dziecka.
Potrzeba:
- 6 średnich ziemniaków
-nieduża cebula i 2-4 ząbki czosnku (zależy jak czosnkolubni jesteśmy)
- por
- większy seler
- puszka mleka kokosowego
- sól, pieprz, curry, tymianek
- do podania pikantne chorizo (lub boczek, lub dobra wędzona kiełbasa, lub ziołowe grzanki, lub prażona cebulka, lub kiełki cebuli czy rzodkiewki, lub posiekane młode listki chrzanu albo czosnku niedźwiedziego, lub rzeżucha, lub kwiaty nasturcji, itp., itd.)
Warzywa kroimy raczej drobno, ale nie trzeba zbyt starannie i tak wszystko później zmiksujemy (ziemniaki i seler w kostkę, cebulę w półplasterki, czosnek i por w plasterki). Ja pora daję i białą część i większość zielonego (zielone trzeba pokroić na cieniutkie paseczki, żeby potem nitki z liści nie pływały w zupie), bo wszyscy lubimy pory. Jeśli nie macie ochoty na wyraźnie porowy posmak dajcie tylko białą część.
Na patelni rozgrzewamy kilka łyżek oliwy do smażenia, na rozgrzaną dodajemy czubatą łyżkę masła, jak się roztopi wrzucamy cebulę, czosnek, por i 1/4 ziemniaków, smażymy do zeszklenia cebuli. Sypiemy dwie łyżki curry i jeszcze chwilkę przesmażamy mieszając.
Zawartość patelni przekładamy do garnka dokładnie zgarniając cały aromatyczny tłuszcz z curry (warto do opróżnionej patelni wlać szklankę wody przemieszać i wlać do garnka).
Do gara wkładamy też resztę ziemniaków i seler, zalewamy wodą tak żeby przykryła warzywa plus 2-3cm. Gotujemy do miękkości ziemniaków, wlewamy puszkę mleka kokosowego, miksujemy. Jeśli jest za gęsta dolewamy jeszcze trochę wody. Dodajemy łyżeczkę suszonego tymianku, pół łyżeczki świeżo mielonego pieprzu i sól do smaku (weźcie poprawkę na to, że większość curry już ma w składzie sól). Stawiamy na gaz i czasem mieszając gotujemy jeszcze chwilę (do zawrzenia).
W czasie kiedy czekamy na zagotowanie się zupki podsmażamy na chrupko pokrojone w cienkie plasterki chorizo.
Rozlewamy na talerze, hojnie kładziemy chorizo (na zdjęciu nie widać ile go jest, bo część się utopiła), polewamy zupę łyżką aromatycznego tłuszczu i zajadamy.
Zamiast chorizo może być też pokrojony w kostkę i wysmażony boczek lub wędzona kiełbasa (warto posypać wtedy zupę szczyptą chilli). Można też zrobić wersję wege i posypać zupkę prażoną cebulką, grzankami lub aromatyczną, pikantną zieleniną (np. kiełkami lub posiekanymi młodymi listkami chrzanu). Lub czymkolwiek innym na co będziecie mieć ochotę.
Jeśli dziecku nie solicie w ogóle, to potrawa jest o tyle wygodna, że tę zupę bez straty dla smaku można posolić dopiero indywidualnie na talerzu.
Tłuszcz z patelni, tłuszcz z chorizo lub boczku. Jak się pobieżnie przejrzy przepis, to można odnieść wrażenie, że zupa jet bardzo ciężka i tłusta. Spokojnie, w tych kilku łyżkach tłuszczu mieści się mnóstwo smaku, a rozkładają one się na cały gar zupy, pojedyncza porcja wcale nie jest tłusta i ciężka. Można wprawdzie zrobić wersję całkiem "light", bez podsmażania warzyw, ale to już nie będzie to samo.
wtorek, 26 kwietnia 2016
Pysznościowe jajko zapiekane w bułce
Pochwała prostoty w dodatku nie przeze mnie wymyślona, a przez mojego prawiemęża.
Pyszne śniadanie, podwieczorek lub kolacja.
I takie to proste.
Potrzeba (na 1 szt.):
-bułka sznytka lub ciabatta
-dwa jajka
-masło, sól, pieprz
-zielenina, tu szczypiorek i natka, ale dodajcie co lubicie, byle dużo
Ścinamy wierzch bułki, wykrawamy trochę środka robiąc miejsce na jajka. Na dno układamy kilka drobnych ścinków masła, wbijamy jajka, solimy i pieprzymy z wierzchu. Brzegi bułki można posmarować oliwą (będzie ładniej i ciut smaczniej, ale to zupełnie nie jest obowiązkowe). Jeśli chcecie można wierzch posypać kilkoma ścinkami dobrej wędliny lub cienką warstwą aromatycznego żółtego sera.
Wkładamy do nagrzanego piekarnika i trzymamy póki białko się dobrze nie zetnie (żółtko można zostawić całkiem płynne, tak lubi połówek lub lekko je ściąć, tak lubię ja).
Czas i temperatura zależą od piekarnika, za pierwszym razem trzeba obserwować stopień ścięcia białka. U mnie to jest 180 stopni na termoobiegu, ok. 15min.
Po wyjęciu posypujemy zieleniną i zajadamy.
Smacznego
Z zieleniną polecam Wam zaszaleć, obok szczypiorku można dać w sezonie posiekany liść jarmużu, mogą być młode listki szpinaku, bazylia, świeże oregano lub tymianek, a także "dziczyzna": listki bluszczyku kurdybanka, młody listek wrotyczu, krwawnik, płatki mniszka, kwiatki nasturcji, posiekane młode listki chrzanu, itp., itd.
Pyszne śniadanie, podwieczorek lub kolacja.
I takie to proste.
Potrzeba (na 1 szt.):
-bułka sznytka lub ciabatta
-dwa jajka
-masło, sól, pieprz
-zielenina, tu szczypiorek i natka, ale dodajcie co lubicie, byle dużo
Ścinamy wierzch bułki, wykrawamy trochę środka robiąc miejsce na jajka. Na dno układamy kilka drobnych ścinków masła, wbijamy jajka, solimy i pieprzymy z wierzchu. Brzegi bułki można posmarować oliwą (będzie ładniej i ciut smaczniej, ale to zupełnie nie jest obowiązkowe). Jeśli chcecie można wierzch posypać kilkoma ścinkami dobrej wędliny lub cienką warstwą aromatycznego żółtego sera.
Wkładamy do nagrzanego piekarnika i trzymamy póki białko się dobrze nie zetnie (żółtko można zostawić całkiem płynne, tak lubi połówek lub lekko je ściąć, tak lubię ja).
Czas i temperatura zależą od piekarnika, za pierwszym razem trzeba obserwować stopień ścięcia białka. U mnie to jest 180 stopni na termoobiegu, ok. 15min.
Po wyjęciu posypujemy zieleniną i zajadamy.
Smacznego
Z zieleniną polecam Wam zaszaleć, obok szczypiorku można dać w sezonie posiekany liść jarmużu, mogą być młode listki szpinaku, bazylia, świeże oregano lub tymianek, a także "dziczyzna": listki bluszczyku kurdybanka, młody listek wrotyczu, krwawnik, płatki mniszka, kwiatki nasturcji, posiekane młode listki chrzanu, itp., itd.
poniedziałek, 28 grudnia 2015
Rolada obiadowa, czyli smaczny obiad z resztek
Z poprzedniego obiadu została Wam resztka pieczonego mięsa czy gulaszu, pieczonych lub gotowanych warzyw, ziemniaków?
W tani i prosty sposób można tę resztkę zamienić w smaczny (i jeśli naostrzycie nóż przed krojeniem, to i efektowny) obiad na dzień następny. Potrzebne nam będą tylko płat gotowego, niemrożonego ciasta francuskiego, piekarnik i jakaś surówka.
Na fotkach jest akurat gulasz z dynią. To jedyna wersja z kilku obiadowej rolady, którą mój marny aparat uchwycił w ostrości pozwalającej rozpoznać, że na zdjęciu jest jedzenie.
Do rolady gulaszowej resztki gulaszu odcedzamy na sitku (nadmiar wody z sosu rozmiękczy ciasto na mało smakowitą papkę) i wyjmujemy ewentualne ziela ang., pieprze, liście laurowe, itp. Rozwijamy płat ciasta, układamy równomiernie gulasz, zwijamy roladę.
Smarujemy wierzch ciasta mlekiem/śmietaną/roztopionym masłem/białkiem z jaja (żeby się ładnie zrumieniło), prószymy wierzch solą i pieczemy do zrumienienia ciasta w 180 stopniach (ok. 20-25).
Kroimy na grube plastry i zajadamy z surówką.
Na fotkach jest rolada upieczona w foremce, ale zdecydowanie smaczniej (więcej chrupiącego ciasta) i ładniej będzie jak zwiniecie zwykłą roladę i upieczecie bez foremki na posmarowanym olejem papierze do pieczenia.
Inne wersje nadzienia:
*pokrojone w małe kawałki mięso z pieczeni + drobno posiekana cebulka + kilka łyżek koncentratu pomidorowego do rozsmarowania na cieście przed ułożeniem cebulki i mięsa
*pieczone lub ugotowane na parze warzywa wymieszane z niedużą ilością sosu zrobionego ze śmietany, musztardy i ulubionych ziół
*ugotowane ziemniaki, pokrojone w niedużą kostkę + curry i świeżo mielony pieprz + zielony groszek z puszki + drobno posiekana cebulka
W tani i prosty sposób można tę resztkę zamienić w smaczny (i jeśli naostrzycie nóż przed krojeniem, to i efektowny) obiad na dzień następny. Potrzebne nam będą tylko płat gotowego, niemrożonego ciasta francuskiego, piekarnik i jakaś surówka.
Na fotkach jest akurat gulasz z dynią. To jedyna wersja z kilku obiadowej rolady, którą mój marny aparat uchwycił w ostrości pozwalającej rozpoznać, że na zdjęciu jest jedzenie.
Do rolady gulaszowej resztki gulaszu odcedzamy na sitku (nadmiar wody z sosu rozmiękczy ciasto na mało smakowitą papkę) i wyjmujemy ewentualne ziela ang., pieprze, liście laurowe, itp. Rozwijamy płat ciasta, układamy równomiernie gulasz, zwijamy roladę.
Smarujemy wierzch ciasta mlekiem/śmietaną/roztopionym masłem/białkiem z jaja (żeby się ładnie zrumieniło), prószymy wierzch solą i pieczemy do zrumienienia ciasta w 180 stopniach (ok. 20-25).
Kroimy na grube plastry i zajadamy z surówką.
Na fotkach jest rolada upieczona w foremce, ale zdecydowanie smaczniej (więcej chrupiącego ciasta) i ładniej będzie jak zwiniecie zwykłą roladę i upieczecie bez foremki na posmarowanym olejem papierze do pieczenia.
Inne wersje nadzienia:
*pokrojone w małe kawałki mięso z pieczeni + drobno posiekana cebulka + kilka łyżek koncentratu pomidorowego do rozsmarowania na cieście przed ułożeniem cebulki i mięsa
*pieczone lub ugotowane na parze warzywa wymieszane z niedużą ilością sosu zrobionego ze śmietany, musztardy i ulubionych ziół
*ugotowane ziemniaki, pokrojone w niedużą kostkę + curry i świeżo mielony pieprz + zielony groszek z puszki + drobno posiekana cebulka
sobota, 28 listopada 2015
Czosnkowy twarożek do pyr z gzikiem
Od razu się przyznaję, że ten obiad to moja wariacja na temat pyr z gzikiem.
Naoglądałam się Okrasy, który akurat robił tradycyjną wersję i nabrałam ochoty na pieczone ziemniaki z czosnkowym serkiem.
Polecam Wam taki obiad bardzo.
I wcale nie musi to być danie na jakiś postny piątek.
To obiadek tak sycący, pachnący i pyszny, że można go zjeść także w środę czy sobotę.
I w dodatku jest to talerz bardzo ekonomiczny.
Cały sekret pysznego twarożku tkwi w dużej ilości czosnku przesmażonego na maśle.
Najbardziej pasują tu ziemniaki pieczone w żytniej mące, są najlepsze na świecie, pachnące ogniskiem (mimo że z piekarnika) z chrupką skórką i miękkim wnętrzem (receptura już była tu). Jeśli jednak nie macie piekarnika, to smacznie będzie też z ziemniakami z parowaru lub ugotowanymi w mundurkach.
Potrzeba (na 2 dorosłe osoby i dziecia):
-opakowanie naturalnego twarożku (ok. 150-200g)*
-4-5 ząbków czosnku
-kiszony ogórek (od biedy konserwowy)
-szczypior lub ćwiartka niedużej cebuli
-ewentualnie kawałek zielonej papryki
-sól i pieprz do smaku
-czubata łyżka masła
-i do tego ziemniaki (ile chcemy)
Do miski wrzucamy twarożek, drobno posiekane szczypior (lub cebulę), ogórka i ewentualną paprykę.
Na niedużej patelni roztapiamy masło i podsmażamy na nim czosnek przeciśnięty przez praskę (ewentualnie bardzo drobno posiekany). Czosnku nie rumienimy za bardzo, bo będzie gorzki, poza tym przypalone masło jest bardzo niezdrowe.
Czosnek wraz z masłem dodajemy do miski, mieszamy dokładnie, próbujemy, doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
I już.
Smakowity czosnkowy twarożek gotowy. Bardzo aromatyczny, ale nie ostry, łagodny w smaku dzięki podsmażeniu czosnku na maśle.
Podajemy z ziemniakami i liśćmi sałaty, które bardzo tu smakowicie pasują chrupane pomiędzy kęsami ziemniaków z serkiem.
*na zdjęciu jest akurat całkiem gładki twarożek, ale może też być rozgnieciony widelcem serek wiejski, twaróg z kostki zagnieciony widelcem z łyżką śmietany lub kefiru, itp. w zależności od tego jaki serek lubicie i co akurat macie w lodówce
Naoglądałam się Okrasy, który akurat robił tradycyjną wersję i nabrałam ochoty na pieczone ziemniaki z czosnkowym serkiem.
Polecam Wam taki obiad bardzo.
I wcale nie musi to być danie na jakiś postny piątek.
To obiadek tak sycący, pachnący i pyszny, że można go zjeść także w środę czy sobotę.
I w dodatku jest to talerz bardzo ekonomiczny.
Cały sekret pysznego twarożku tkwi w dużej ilości czosnku przesmażonego na maśle.
Najbardziej pasują tu ziemniaki pieczone w żytniej mące, są najlepsze na świecie, pachnące ogniskiem (mimo że z piekarnika) z chrupką skórką i miękkim wnętrzem (receptura już była tu). Jeśli jednak nie macie piekarnika, to smacznie będzie też z ziemniakami z parowaru lub ugotowanymi w mundurkach.
Potrzeba (na 2 dorosłe osoby i dziecia):
-opakowanie naturalnego twarożku (ok. 150-200g)*
-4-5 ząbków czosnku
-kiszony ogórek (od biedy konserwowy)
-szczypior lub ćwiartka niedużej cebuli
-ewentualnie kawałek zielonej papryki
-sól i pieprz do smaku
-czubata łyżka masła
-i do tego ziemniaki (ile chcemy)
Do miski wrzucamy twarożek, drobno posiekane szczypior (lub cebulę), ogórka i ewentualną paprykę.
Na niedużej patelni roztapiamy masło i podsmażamy na nim czosnek przeciśnięty przez praskę (ewentualnie bardzo drobno posiekany). Czosnku nie rumienimy za bardzo, bo będzie gorzki, poza tym przypalone masło jest bardzo niezdrowe.
Czosnek wraz z masłem dodajemy do miski, mieszamy dokładnie, próbujemy, doprawiamy do smaku solą i pieprzem.
I już.
Smakowity czosnkowy twarożek gotowy. Bardzo aromatyczny, ale nie ostry, łagodny w smaku dzięki podsmażeniu czosnku na maśle.
Podajemy z ziemniakami i liśćmi sałaty, które bardzo tu smakowicie pasują chrupane pomiędzy kęsami ziemniaków z serkiem.
*na zdjęciu jest akurat całkiem gładki twarożek, ale może też być rozgnieciony widelcem serek wiejski, twaróg z kostki zagnieciony widelcem z łyżką śmietany lub kefiru, itp. w zależności od tego jaki serek lubicie i co akurat macie w lodówce
wtorek, 25 marca 2014
Potrawa bardzo romantyczna, czyli duszone kurze serduszka
Duszone kurze serduszka to miał być romantyczny wpis walentynkowy, ale jakoś akurat 14 lutego czasu ani weny na pisanie nie miałam.
Taki gulasz to jednak potrawa nie tylko romantyczna, ale też pyszna i bardzo tania, i nawet zdrowa (bo serca są mięsem chudym i w żelazo bogatym). Dlatego, mimo że durne walentynki dawno minęły, to na romantyczny garnek pełen serduszek zawsze jest czas.
Potrzeba:
-butelka jasnego piwa,
-1kg kurzych serduszek,
-2 cebule,
-4-8 ząbków czosnku (ilość zależy od tego jak bardzo jesteście czosnkolubni, ja lubię dużo),
-kilka gałązek świeżego tymianku i z 10 igiełek świeżego rozmarynu (albo pół łyżeczki roztartego w palcach suszonego tymianku i szczypta suszonego rozmarynu),
-łyżka majeranku, liść laurowy, 2-4 kulki ziela angielskiego, sól, pieprz, ew. chlust maggi,
-masło,
-niepełna łyżka mąki ziemniaczanej do zagęszczenia sosu
Na początek jedyna wada tej potrawy, trzeba się troszkę napracować. Po umyciu serc pod bieżącą wodą ostrym nożem pracowicie ścinamy wystające z wierzchu żyłę i tętnicę oraz przerosty tłuszczu z każdego serduszka (ale to mięsko tak tanie i smaczne, że się opłaca poświęcić mu trochę czasu).
Na patelni rozgrzewamy oliwę do smażenia lub olej i partiami przesmażamy na ostrym ogniu serca, tak żeby się zrumieniły. Wrzucamy do garnka z grubym dnem. Na tą samą patelnię dodajemy troszkę świeżej oliwy i rumienimy cebulę, dodajemy do gara. Wrzucamy przyprawy, zioła i pokrojony w plasterki czosnek. Zalewamy piwem, jeśli piwa jest za mało uzupełniamy wodą, tak żeby płyn prawie zakrywał serca, dodajemy czubatą łyżkę masła.
Dusimy pod przykryciem na wolnym ogniu ok. półtorej godziny, czasem mieszając. Pod koniec gotowania rozrabiamy mąkę ziemniaczaną w ćwiartce szklanki zimnej wody, po czym powoli dodajemy do garnka intensywnie mieszając, żeby zagęścić sos.
Podajemy ze świeżo tłuczonymi z masłem ziemniakami lub kaszą gryczaną i surówką czy warzywami.
Taki gulasz to jednak potrawa nie tylko romantyczna, ale też pyszna i bardzo tania, i nawet zdrowa (bo serca są mięsem chudym i w żelazo bogatym). Dlatego, mimo że durne walentynki dawno minęły, to na romantyczny garnek pełen serduszek zawsze jest czas.
Potrzeba:
-butelka jasnego piwa,
-1kg kurzych serduszek,
-2 cebule,
-4-8 ząbków czosnku (ilość zależy od tego jak bardzo jesteście czosnkolubni, ja lubię dużo),
-kilka gałązek świeżego tymianku i z 10 igiełek świeżego rozmarynu (albo pół łyżeczki roztartego w palcach suszonego tymianku i szczypta suszonego rozmarynu),
-łyżka majeranku, liść laurowy, 2-4 kulki ziela angielskiego, sól, pieprz, ew. chlust maggi,
-masło,
-niepełna łyżka mąki ziemniaczanej do zagęszczenia sosu
Na początek jedyna wada tej potrawy, trzeba się troszkę napracować. Po umyciu serc pod bieżącą wodą ostrym nożem pracowicie ścinamy wystające z wierzchu żyłę i tętnicę oraz przerosty tłuszczu z każdego serduszka (ale to mięsko tak tanie i smaczne, że się opłaca poświęcić mu trochę czasu).
Na patelni rozgrzewamy oliwę do smażenia lub olej i partiami przesmażamy na ostrym ogniu serca, tak żeby się zrumieniły. Wrzucamy do garnka z grubym dnem. Na tą samą patelnię dodajemy troszkę świeżej oliwy i rumienimy cebulę, dodajemy do gara. Wrzucamy przyprawy, zioła i pokrojony w plasterki czosnek. Zalewamy piwem, jeśli piwa jest za mało uzupełniamy wodą, tak żeby płyn prawie zakrywał serca, dodajemy czubatą łyżkę masła.
Dusimy pod przykryciem na wolnym ogniu ok. półtorej godziny, czasem mieszając. Pod koniec gotowania rozrabiamy mąkę ziemniaczaną w ćwiartce szklanki zimnej wody, po czym powoli dodajemy do garnka intensywnie mieszając, żeby zagęścić sos.
Podajemy ze świeżo tłuczonymi z masłem ziemniakami lub kaszą gryczaną i surówką czy warzywami.
Subskrybuj:
Posty (Atom)