Zawsze byłam ciekawa jak smakują takie pomidory.
I już wiem. Są strasznie dobre. Kwaskowe i aromatyczne, jednocześnie lekko słodkawe. Warto spróbować.
Potrzeba:
- zielone pomidory
- mąka, bułka tarta, jajko
- sól i pieprz
- mleko
- olej do smażenia
Każdy plaster porządnie solimy i pieprzymy z obu stron. Obtaczamy w mące, potem w rozkłóconym jajku, a potem w bułce.
Kładziemy na rozgrzany tłuszcz i smażymy z obu stron na złotobrązowo (pomidory w środku powinny trochę zmięknąć). Po usmażeniu plastry kładziemy na papierowym ręczniku w celu odsączenia nadmiaru tłuszczu.
W tym czasie (zanim usmażone pomidory ostygną, bo jeść należy mocno ciepłe) do miseczki z resztkami jajka zgarniamy resztki mąki i bułki z panierki, solimy i pieprzymy, dolewamy mleko i mieszamy (całość powinna mieć konsystencję bardzo rzadkiego ciasta naleśnikowego). Wylewamy to na patelnię z tłuszczem po smażeniu pomidorów i szybko, na dużym ogniu, cały czas miesząc, smażymy resztki panierki na kluchowatą masę. Kluchowatą masę podajemy razem z pomidorami. Brzmi dziwnie, ale jest smacznie.
Możemy też podać je delikatnie polane jogurtem.
Szybkie, proste i bardzo smaczne.
Przepis jest kompilacją tego, co Wiele Wiedzący Wujek Google powiedział na temat klasyku biednej kuchni amerykańskiej, czyli smażonych zielonych pomidorów.
Zdziwiła mnie opcja smażenia z mlekiem resztek panierki; choć z drugiej strony, to nie takie niezwykłe, bo takie pomidory jedli także biedacy i niewolnicy, nic nie mogło się zmarnować.
Mimo, że mleko wymieszane z resztkami panierki i zasmażone w szarą kluchę brzmi dziwnie i wygląda niezbyt reprezentacyjnie, to smakuje naprawdę nieźle i fajnie do takich pomidorów pasuje (chyba, że się odchudzacie, bo, o zgrozo, w tej zasmażce jest cały tłuszcz z patelni).
A kto wie? Może kiedyś znajdę się gdzieś nad Missisipi i tam spróbuję smażonych zielonych pomidorów. Ciekawa jestem czy tradycyjnie rzeczywiście podają do nich zasmażane mleko.
UWAGI:
*Na cztery pomidory razem z "kluchą" wypada jedno jajko (i to jest ilość na dwie nie bardzo głodne osoby), więcej pomidorów, to więcej jajek, ilość nie jest aż taka bardzo ważna, najwyżej szara klucha z resztek panierki będzie mniej lub bardziej jajeczna.
*Trzy z zakupionych zielonych pomidorów leżały sobie na parapecie, a czwarty się nie zmieścił wśród doniczek z ziołami i dzień leżał obok mocno dojrzałych jabłek i dwóch dojrzałych pomidorów, wziął z nich przykład i dojrzał trochę (to ten bardziej czerwony z całej czwórki). Ten pomidor był najmniej smaczny, trochę mdły, jak plaster pomidora upieczony na zapiekance tylko bez zapiekanki.
Ze skrzynki zielonych pomidorów kupiłam cztery na spróbowanie usmażenia. Następnego dnia chciałam kupić ze 3 kg na sałatkę w occie ze słoika... ale zielonych pomidorów już nie było. Sprzedane zostały. Mieszkanie w Warszawie pod względem kulinarnym ma wady i zalety. Z jednej strony można kupić za śmieszne pieniądze tofu, spróbować chińskich 1000 letnich jaj (jeszcze tego nie zrobiłam z tchórzostwa, ale się przymierzam) i zjeść na obiad tradycyjny wietnamski banh chung albo boską zupę pho, itp. Z drugiej strony dla Ukochanego sałatka z zielonych pomidorów w octowej zalewie jest czymś zwykłym, zielone pomidory, np. na żyrardowskim rynku nikogo nie dziwią, a dla mnie, człeka stolicowego, są czymś mocno egzotycznym. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się jeszcze w tym roku załapać na zielone pomidory, zrobić marynowane i jeszcze zjeść smażone, bo po tych czterech sztukach mam niedosyt.
Mniam :)
Dopisek z grudnia: moje nadzieje się nie spełniły i nie udało mi się już spotkać zielonych pomidorów. Muszę poczekać do przyszłego roku.
Nigdy tego nie jadłem, ale wygląda smakowicie. Czy to jest coś podobnego do oberżyny panierowanej, czy nawet lepsze?
OdpowiedzUsuńCześć
OdpowiedzUsuńBardzo oberżynę lubię, więc trudno mi powiedzieć co lepsze. Zielone pomidory są bardzo smaczne, ale zupełnie inne od bakłażanów, czuć lekko aromat pomidorów, są trochę kwaskowe i mają całkiem odmienną konsystencję. Trzeba spróbować :)
pozdrawiam serdecznie
Justyna