.

.

sobota, 15 października 2011

Wietnamski banh chung

"Tradycyjne wietnamskie ciasto ryżowe jest głównym bohaterem święta Tet, czyli przypadającego na styczeń lub luty powitania Nowego Roku według kalendarza chińskiego. Przygotowanie banh chung jest czasochłonne (gotuje się kilkanaście godzin), ale żadna wietnamska rodzina nie wyobraża sobie noworocznych świąt bez tego specjału, w którym poza ryżem znajduje się mięso, fasola, pieprz i cebula. Ciasto podawane jest najczęściej z marynowanymi warzywami i nieodłącznym w tej części świata sosem rybnym."
Źródło: Kuchnia Wietnamska z serii Podróże kulinarne (dodatek do Rzeczypospolitej).

W praktyce wygląda ono tak:



Nie, nie jestem na tyle dzielna, żeby gotować takie dziwne rzeczy w liściach. Po prostu byłam na zakupach w halach z chińskimi ciuchami na Marywilskiej 44. Jadłam to coś już kilka razy, choć dopiero dziś przeglądając cytowaną książeczkę zwróciłam uwagę na toto na zdjęciu i odkryłam jak się nazywa i co to w ogóle jest.
Smakuje o dziwo bardzo nie azjatycko, bo jest tam wieprzowina przyprawiona chyba tylko solą i pieprzem, fasola i ryż. Ryż o świetnym smaku podobnym do ryżu prażonego i niesamowitej konsystencji, jest bardzo lepki i tworzy zwartą masę do krojenia. Tradycyjnie je się to na zimno, ja lubię odgrzanie na patelni na odrobinie masła. Według mojego środkowoeuropejskiego gustu trochę dziwne danie jak na świąteczne, bo mało wypasione, takie zupełnie zwykłe w smaku. U mnie razem z sałatą jest to tradycyjny (i bardzo smaczny :) obiad po zakupach na Marywilskiej. Taka  kostka kosztuje 13 zł, a jedzenia w niej jest na 3 osoby albo 2 baaardzo głodne. 
 
Azjatycki spożywczy w ogóle jest moim głównym celem odwiedzin na Marywilskiej, bo na łażenie po stoiskach z ciuchami zwykle nie mam siły, ochoty ani czasu. Ale ten spożywczy uwielbiam. W "podstawowe" produkty jedzeniowe zaopatrują się w nim azjaci, sprzedający ciuchy. Są tam różne niesamowite przyprawy, suszone rybki, krewetki, najróżniejsze pasty, sosy i oleje, 30 rodzajów ryżu, różne niezidentyfikowane rzeczy w pudełkach i słoikach, najdziwaczniejsze owoce i zielenina oraz tytułowe paczuszki  banh chung. Wczoraj pojechałam specjalnie po tradycyjnego woka, ręcznie klepanego ze stali węglowej. To, obok mojego, już drugi wok z tego sklepu w rodzinie, tym razem kupiony dla brata (o moim woku tu  i  tu  ).
Zabawną choć trochę irytującą cechą sklepu, jest to, że panie sprzedawczynie nie mówią po naszemu, potrafią tylko liczebniki i nic więcej. Na zakupy przychodzą tam głównie azjatyccy sprzedawcy, plotkują sobie ze sprzedawczyniami, wiedzą co biorą. No cóż, ja zwykle nie wiem co kupuję, bo wszystkie napisy są po ichniemu, a panią mogę zapytać tylko o cenę : ) Ale zakupy tam i tak są super. Nie tylko banh chung, ale i pyszne tofu i różne kiszonki, marynowane łodygi lotosu, kiszona i świeża bok choy, pędy bambusa w postaci całych pędów, a nie tylko drzazg z puszki, dziwne owoce, no i woki taniej niż w internecie. Bardzo smakowity sklep.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz