.

.

niedziela, 9 października 2011

Dynie

Jakoś ze dwa lata temu kupiłam kawałek dyni. Nie była to pierwsza dynia w moim życiu kulinarnym, ale była wyjątkowa w smaku. Niby bledsza w kolorze od innych, a jednak słodka, aromatyczna, bardzo smaczna nawet na surowo. To był dyniowy ideał. Od tego czasu zawsze kupując dynię mam nadzieję, że będzie właśnie taka... i nigdy jakoś nie jest. Niby nie jest zła, ale jednak nie taka, pewnie to kwestia odmiany.
A tu niespodziewanie, w ostatni piątek zjawiły się u mnie w domu takie oto cosie:


Wszystko zaczęło się od niewinnej wycieczki do parku. W drodze powrotnej wpadliśmy do knajpki na grzane piwo w celu rozgrzania się, bo chłodną jesień w powietrzu czuć. Miało być jedno piwo i zaraz potem powrót do domu, ale do tej knajpki wpadł też znajomy... potem przenieśliśmy się do innej knajpki... wypiliśmy więcej browarków... zrobiliśmy w popielniczce mini ognisko z zeschłej roślinności z knajpianego ogródka... pogadaliśmy... od słowa do słowa okazało się, że znajomy ma kłopot. Kłopot, który dla mnie okazał się radosną niespodzianką. Tak jakoś wyszło, że w domu zalegają mu warzywne dary z ogródka sióstr zakonnych, zajmują miejsce i nie wiadomo co z nimi zrobić... No cóż, trzeba było znajomego od problemu wybawić, prawda?
Ten "kłopot" to właśnie cuda ze zdjęcia powyżej. Z ogromną radością odnotowuję fakt, że obie wielkie dynie (jedna trochę poza kadrem : ) należą właśnie do tych dyniowych ideałów, które od dwóch lat próbuję spotkać. Gigantyczna cukinia też zostanie z radością pożarta. Na razie jeszcze nie wiem co sądzić o patisonach, bo dotąd nie spotkałam się z nimi osobiście. Moja wiedza na razie ogranicza się do informacji, że jest takie coś na świecie, mam nadzieję, że będzie smacznie.
Na początek utylizowania pomarańczowych kolosów będzie przepis smakowity i sprawdzony, który nigdy nie zawodzi, czyli zupa dyniowa. A co potem, to się jeszcze zobaczy : )
Królik to całe towarzystwo z rodziny dyniowatych obejrzał z ciekawością, obwąchał, poocierał się brodą (co by nie było wątpliwości, że należą do jego terytorium), po czym uznał, że kawałek marchewki jest jednak o wiele bardziej godny jego uwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz