Jej, ale czaderski wynalazek taka cytryna. Bardzo intensywny w smaku, niesamowicie aromatyczny. Kolejny dowód na genialność kuchni marokańskiej, jednej z moich ulubionych. Poza samymi cytrynami otrzymujemy "produkt uboczny" w postaci wspaniale pachnącej, cytrynowej oliwy.
O kiszonej cytrynie słyszałam od czasu do czasu, w jakimś piśmie typu Kuchnia, na Kuchnia TV, itp. Wzmianka o niej pojawiła się też na blogu Akademia Kulinarna . W odpowiedzi na moje pytanie w komentarzach, na facebooku pokazał się przepis. Nastawiłam takie cytryny jakoś na początku października i wczoraj pierwszy raz wyciągnęłam ze słoika. Dziwi mnie tylko ta nazwa "kiszona". Tak naprawdę to ona jest marynowana w oliwie, ale z procesem kiszenia to nie ma nic wspólnego. Jak zwał, tak zwał, taki sposób na cytrynę jest pyszny. I w dodatku robi się je bardzo prosto z minimalnym nakładem pracy.
Potrzeba:
*cytryny,
*gruboziarnista sól morska,
*oliwa z oliwek (u mnie taka z oliwek i wytłoczyn, a nie extra virgin)
Powyższa fotka miała być do posta o drobnych przyjemnościach, np. dobrej kawie z kostką czekolady. Taki post jakoś nigdy nie powstał, ale na drugim planie zdjęcia są świeżo nastawione cytryny.
Cytryny porządnie myjemy, sparzamy, kroimy na ćwiartki, ale nie przecinając do końca. W rozcięcia sypiemy gruboziarnistą morską sól, sporo (i tu akurat jest ważne, żeby to była taka sól, a nie zwykła, mielona, kamienna). Układamy w słoiku, zalewamy oliwą, żeby przykryła cytryny. I to tyle. Odstawiamy i czekamy około miesiąca.
Na fotce w słoiku pływa też gałązka tymianku, ale w ogóle go nie czuć, cytryny tak go zdominowały, że spokojnie można go sobie darować.
Po miesiącu cytryny nie zmieniają się bardzo z wyglądu, wizualnie robią się tylko takie trochę namoknięte. Środek staje się paćkowaty, skórka mięknie. Pachną bardziej cytrynowo nawet niż świeże cytryny, całość jest bardzo cytrynowa, trochę kwaśna, trochę gorzka i dość słona, niesamowicie aromatyczna. Samych raczej nie da się zjeść, mają zbyt intensywny smak, żeby być dobre w czystej postaci. Jako przyprawa są jednak wspaniałe. Na razie zostały użyte do dyniowego tażine, który pojawi się na blogu na pewno. Będą też świetne do sosów, do których pasuje cytryna, do majonezu, z którym będę jeść szparagi jak zacznie się na nie sezon, do ryb, niektórych zup. Oliwę użyję do sałatek albo smażenia łososia, albo krótkiego smażenia świeżej wołowiny. Nie zalewałam cytryn oliwą extra vergine, aromat owoców jest tak mocny, że i tak przytłumiłby delikatność takiej oliwy, a poza tym zależało mi na tym, żeby można było na tej oliwie smażyć. Ciekawa jestem jak na takim tłuszczu wyjdą jajka sadzone. Jak przetestuję to wam napiszę.
Bardzo polecam zrobienie kiszonej cytryny, bo nie bardzo potrafię oddać opisem bogatość jej smaku i aromatu, a jak zrobicie to sami będziecie się mogli przekonać : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz