.

.

wtorek, 15 listopada 2011

Królicze radości i smutki

Najpierw o radościach. Pierwszą niech będzie seler.

Mały śmieszny Ziomek dostał dwa takie piękne selery z nacią w prezencie z ogródka teściowej i ze smakiem prezent docenił.


Nie wiem jak inne uszaki, ale Ziomek jest koneserem kulinarnym. Wszystko co mu się podetknie pod pyszczek musi najpierw obwąchać i posmakować. Kiedy pierwszy sceptyczny gryz zasmakuje, wtedy bierze kąsek i biegnie w jakiś spokojny kąt żeby zjeść. Jabłka lubi tylko te najlepsze, całkiem kwaśne czy takie kaszkowate i bez smaku są odrzucane z pogardą. Ach, i tradycyjne marchewki... według gustu kulinarnego Ziomka marchewki są daleko w tyle za selerem, korzeniem pietruszki albo rozmarynem czy bazylią. Zresztą puchaty potwór lubi też ekstremalne smaki. Kiedyś spotkał na podłodze w kuchni pestki z papryczki chilli. Stwierdził, że nasionka papryczek, ta najostrzejsza część chilli, są pyszne. Na wszelki wypadek, bo nie wiem czy to dla królików zdrowe odseparowuję go od pestek chilli, ale doświadczalnie jest potwierdzone, że zwierz je o dziwo uwielbia.
Innym przysmakiem Ziomka są badyle.

Najlepsze są z jabłoni, gruszy, porzeczek i niektórych wierzb. Jako człowiek nigdy tego nie zrozumiem, ale zwierz korę i gałązki uwielbia, i naprawdę czuje różnice smakowe. Jedne badyle mogą leżeć latami i są olane, a inne znikają w kilka dni. Gałęzie mają też istotną rolę dla mnie i wyglądu mieszkania. Jak nie ma smacznych badyli do gryzienia, to zagrożone są meble. Na szczęście póki są smaczne badyle, to nie opłaca się zwierzowi dobierać do mebli.
Poza badylami smakowite są różne zielska z łąki, trawsko, babki, mlecze, koniczyny, krwawniki, pięciorniki, stokrotki...
Jednak nawet królik wie, że nie samymi rarytasami się żyje. Garść siana świeżo wyciągniętego z torebki to jest coś. Ziom to zwierz rozsądny i wie, że prawdziwy królik żywi się głównie siankiem. Ja tego nie jestem w stanie wyczuć swoimi ludzkimi ograniczonymi zmysłami, ale dla Ziomka każde źdźbło jest inne, każde trzeba obwąchać, a potem niektóre warte są zjedzenia, a inne tylko obsikania. Chyba, że jest to sianko z łąki od  koleżanki Iwonki, to sianko jest ze smakiem zjadane prawie do ostatniego źdźbła. Kicak ma też szacunek do zwykłej strawy powszedniej jaką jest podstawowy granulat.


Jak powszechnie wiadomo po posiłku najlepsza jest sjesta na dobre i spokojne trawienie.


Na sam koniec opowieści o kulinarnych gustach Ziomka czas na smutek. Jak ktoś się bliżej przyjrzy to na fotce z selerem widać, że sierść wokół oczka jest mokra trochę. Teraz nie tylko łzy lecą z oka, jest też ropa. W szczęce zagnieździły się jakieś badziewne bakterie i tworzą badziewny ropień. Jest to paskudztwo nieuleczalne, ale może na jakiś czas czas da się to załagodzić. Będzie walka, zastrzyki, antybiotyki, kto wie może operacja... Jest też realna opcja, że jedynym słusznym wyjściem będzie zastrzyk na wieczność usypiający. Na samą myśl, że puchatego potwora może zaraz zbraknąć zaczynam płakać. I tak ryczę w sumie przez cały dzisiejszy dzień. Dziś byliśmy na sggw w klinice małych zwierząt, zdjęcia rtg (fotki tu) robiliśmy, po weterynarzach jeździliśmy. Zupełnie nie wyobrażam sobie braku tej puchatej mordki, co wskakuje na łóżko o 5 czy 6 rano, żeby wylizywaniem twarzy obudzić mnie w celu wygłaskania, bo się przez noc stęsknił. Albo braku bawienia się w berka po dywanie, łobuzowania, kradzenia sałaty ze stołu ze śniadaniowych kanapek, oberków na środku pokoju, wylegiwania się po pokojach w dziwnych pozycjach sennych i w ogóle królikowej szczerej przyjaźni, którą nie wiem jak wam opisać, żebyście zrozumieli. I znowu zaczynam płakać... następne wpisy na pewno będą całkiem kulinarne, a co u kochanego puchatego zwierza napiszę dopiero jak będę wiedziała bardziej co dalej. Trzymajcie kciuki. Kto wie, przecież może wcale nie będzie tak źle, bo Ziom na leczenie może zareagować dobrze.

Co dalej z ropniem u Ziomka: tu, i tu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz