Jakoś ze cztery miesiące temu kupiłam sobie woka. Takiego tradycyjnego, klepanego ręcznie ze stali węglowej, trochę przyrdzewiałego, pachnącego jeszcze smarem potrzebnym przy okładaniu go młotkiem podczas produkcji. Zanim można używać trzeba go wypalić, niestety. Dlatego pierwsza próba wypadła parę miesięcy po kupnie. Ale o wypalaniu kiedyś później. Najpierw pierwsza potrawa z woka. Na razie niezbyt egzotyczna, bardzo prosta, smaczna, jeszcze na oleju rzepakowym. Z wokiem i innymi olejami dopiero będę eksperymentować i nabierać doświadczenia, i już się na to cieszę. Wystarczyło zrobić zwykły kalafior i wiem, że warto było poświęcić czas na wypalanie.
Potrzeba:
*pół średniego kalafiora
*małą cebulę pokrojoną w grube półkrążki
*drobno pokrojony kawałek żółtej lub zielonej papryki (ale nie czerwonej, ma zbyt intensywny smak do takiego zestawienia) i posiekany grubo czosnek (3-4 ząbki, ale ja jestem czosnkofilna, więc ewentualnie może być mniej)
*pokrojony w cienkie paski świeży szpinak (kilka liści) i posiekana dymka (jedna lub dwie sztuki)
*przyprawa 5 smaków, płatki chilli, sól
Rozgrzać w woku olej. Smażyć należy cały czas mieszając na ostrym ogniu. Wrzucić cebulę, podsmażyć, dodać kalafior, podsmażyć. Wsypać łyżeczkę (nie pełną) 5 smaków, szczyptę płatków chilli i szczyptę soli, przesmażyć. Dodać paprykę z czosnkiem, przesmażyć. Zgasić gaz i wmieszać w całość szpinak z dymką.
Te wszystkie "przesmażyć" w woku dzieją się błyskawicznie, wszystkie składniki, pokrojone, trzeba mieć przygotowane wcześniej. Całe smażenie trwało tak z 5-7 minut.
Dziś taki kalafior był śniadaniem z kromką chleba, może być też "jarzynką" do klasycznego obiadu.
Nie znoszę rozgotowanych warzyw, tu bardzo spodobała mi się konsystencja kalafiorka, chrupki, ale nie surowy, super.
Teraz niestety muszę zebrać się do pracy, a jak wrócę to napiszę coś o woka wypalaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz