Wypalenie jest konieczne w przypadku tradycyjnego woka ze stali węglowej. Chodzi o to, by wnętrze woka pokryło się warstewką węgla. Ta warstwa jest czarna, gładka, błyszcząca i zapobiega przywieraniu smażonych potraw.
Nowy wok trzeba porządnie umyć płynem do mycia naczyń, żeby pozbyć się resztek smaru potrzebnego przy produkcji (a dokładnie podczas ręcznego kucia młotkiem, dzięki ręcznemu wyklepywaniu stal ma gęstszą strukturę niż przy zwykłym wytłoczeniu okrągłego kształtu). Osuszony wok trzeba potraktować ostrym druciakiem albo drobniutkim papierem ściernym (ja użyłam papieru). Po pierwsze trzeba wyszlifować miejsca gdzie pojawiła się rdza, a po drugie we wnętrzu patelni należy zrobić dużo mikrorysek, żeby węglowa warstewka miała się czego trzymać. Opłukujemy opiłki, wycieramy do sucha papierowym ręcznikiem.
Teraz przenosimy się na dwór. Potrzebny będzie jakiś palnik, np. taka przenośna, turystyczna kuchenka gazowa, papierowe ręczniki i olej do smażenia. W necie spotkałam się z opinią, że można zamknąć drzwi od kuchni, szeroko otworzyć okno i wypalać w domu. Absolutnie nie polecam. Dymu z palonego oleju są całe chmury, w kuchni natychmiast zrobiłoby się ciemno i dusząco, a smród spalonego oleju zostałby w całym mieszkaniu na przynajmniej dwa miesiące... Mieszkam w bloku, ale mam szczęście posiadać wyrozumiałych teściów z ogródkiem. Mam nadzieję, że sąsiedzi nie mieli pretensji, bo zadymiłam też dwie sąsiednie działki.
Ale, do rzeczy. Smarujemy wnętrze woka olejem i stawiamy na gaz. Pod wpływem temperatury i palącego się oleju powierzchnia woka czernieje w tym miejscu gdzie ma styczność z ogniem. Przesuwamy wok nad palnikiem i od czasu do czasu przesmarowujemy nasączonym w oleju ręcznikiem, aż całe wnętrze zrobi się czarne i błyszczące. Efekt wypalania dobrze widać po różnicy w wyglądzie stali w środku i na rączce woka.
Wypalonego woka nie wolno myć płynem do mycia naczyń ani niczym ostrym, żeby nie zniszczyć węglowej warstewki. Po pierwszym użyciu (poprzedni wpis z kalafiorem w roli głównej, klik ) umyłam wok wypłukaną gąbką do zmywania i dorobiłam się starcia fragmentu czarnej warstwy (tak w okolicach środka na zdjęciu). Dziś robiłam drugą partię kalafiora i po smażeniu opłukałam patelnię gorącą wodą i wytarłam do sucha papierowym ręcznikiem, i tak właśnie będę czyścić woka.
Taka stal węglowa bardzo szybko rdzewieje, więc woka trzeba od razu wycierać do sucha. Jeśli rdza pojawi się na zewnętrznej stronie trzeba ją po prostu zetrzeć. Jak zardzewieje środek, np. po dłuższym nieużywaniu, należy zrobić restart woka, czyli jeszcze raz go wypalić.
PS dopisek z września 2015. Od momentu zrobienia tego wpisu wypaliłam z rodziną i znajomymi jeszcze 3 woki, które w chwili obecnej nadal nam wiernie służą. Z uwag wynikających z większego doświadczenia dodam, że im mocniejsze źródło ognia do wypalenia tym lepiej. Woka wypalonego na kuchence turystycznej przez pierwszy rok trzeba było co 3-4 miesiące dodatkowo przepalać, bo czarna lśniąca warstewka miała tendencję do znikania, a kiedy ona znikała, to potrawy przywierały do powierzchni woka. Dodatkowe przepalanie obejmowało przetarcie papierem ściernym szwankujących kawałków i ponowne wypalenie ich z olejem. Po roku użytkowania wok się ogarnął i działa bez zarzutu do tej pory.
Wok wypalony na palniku do woków o dużej mocy oraz drugi wypalony palnikiem do papy (takim używanym do kładzenia papy na dachach) sprawował się od początku dobrze i nie potrzebował poprawek.
Wok nie lubi samotności, im częściej i dłużej użytkowany wok, tym lepiej się sprawuje jego czarna, lśniąca warstewka :)
Woki nienawidzą płynu do mycia naczyń, płuczemy je gorącą wodą i wycieramy do sucha papierowym ręcznikiem. Jeden z woków został umyty tradycyjnie przez pewną nieświadomą, nadgorliwą kobietę i musiał zostać wypalony jeszcze raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz